26 grudnia 2013

34. [Naruto FANFIC/ madaita] Niezapomniany

Witajcie!

    Ten shot jest świątecznym prezentem dla Carli [Berieal jak kto woli], ponieważ wiem jak ją boli brak jej OTP w odmętach internetu, więc powstało to. Obraz Madary jest tutaj przerysowany, bo jak wiadomo, gdy się jest kimś zauroczonym [i nie tylko] nie dostrzegamy wielu wad, wszystko wydaje się bardziej kolorowe jakby objeść się grzybkami. Pomimo, że to nie jest mój ulubiony ship to jednak bardzo przyjemnie mi się to pisało. Ogólnie polecam włączyć jakąś dołującą piosenkę, aby wczuło się lepiej w nastrój shota i zapraszam do czytania jak i komentowania. Święta jak i urodziny Madary minęły, więc mogę życzyć szczęśliwego Nowego Roku.

~~

Niezapomniany

    Gdy teraz spoglądam w gwiezdne, czarne niebo wspominam twoje opowieści o tym jak niegdyś nieboskłon cały jasny był pokryty blaskiem odległych planet. Nigdy nie zapomnę z jaką czułością opowiadałeś i usypiałeś mnie po męczącym treningu. Twój szeroki uśmiech był najwspanialszą z tych wszystkich gwiazd. Byłeś czarny jak niebo, ale twa aura w tych momentach była jaśniejsza od tych bladych punktów nad nami.

    Nigdy nie zapomnę tego jak przychodziłeś co dzień i swym głębokim, ale melodyjnym głosem szeptałeś mi do ucha, abym się obudził. Tego jak cierpliwie czekałeś aż otworzę oczy, powykrzywiam twarz w dziwacznych minach by się ostatecznie rozbudzić.

    Pamiętam twój cichy śmiech, to jak wierzchem dłoni zakrywałeś usta, aby ukryć przecudny uśmiech. Każdy twój wyważony krok, grację twej osoby, zmęczone, ale żywe oczy. Twoją dłoń na mojej głowie, usta na czole. To w jaki sposób twoje umięśnione ramiona zamykały me ciało w mocnym uścisku, twe łaskoczące mój policzek włosy- czarne jak pióra najwspanialszego z kruków, tak długie i miękkie, że pragnąłem nigdy nie wypuszczać ich z dłoni.

    Dzwonienie dzwonków, które zrobiłeś i zawiesiłeś w mym pokoju, ich spokojną melodię, która po dziś dzień przypomina mi twój głos.

    Każde słowo, które skierowałeś do mnie, nie ważne czy dobre czy złe, ale dlaczego już nic do mnie nie powiesz?

    Wciąż przed oczami mam jak siedziałeś w głębokim fotelu z nogą założoną na nogę i czytałeś wiersze. Nikt z nich nie podejrzewał cię o taką wrażliwość, ale wiedziałem, znałem cię lepiej niż oni. To jak na moją prośbę czytałeś mi jakiś wiersz, uczucia w nim zawarte spotęgowane dodatkowo twoim głosem, za każdym razem musiałem powstrzymywać łzy, ale ty to widziałeś. Nic ci umyka twej uwadze.

„Nie wstydź się swoich łez, są one naszymi cennymi uczuciami. Nie ważne co by się działo nigdy nie tłum w sobie tego co czujesz. To nie jest dobre do tego może cię to zniszczyć Itachi. A w końcu teraz jesteś wspaniały. Nie masz powodu by się zmieniać.”

    Twoje słowa spowodowały, że wtedy po raz pierwszy od bardzo długiego czasu po moich policzkach popłynęły słone krople. Zdążyłem zapomnieć o nich i czymś tak trywialnym jak płacz. Po raz pierwszy przyniosło mi to ulgę. Usłyszałem też twój cichy śmiech, zrobiłeś to, aby po krótkiej chwili mnie objąć, przytulić, zatrzymać przy sobie.

    Nic nie mogłem na to poradzić, że z każdym dniem zakochiwałem się w tobie coraz bardziej, Madaro. Aż zdałem sobie sprawę, że nie mogę bez ciebie żyć. Nie wiem czy odwzajemniałeś moje uczucia. Miałeś tyle lat, że moje istnienie mogło być dla ciebie jak machnięcie skrzydeł kruka, ale ja nigdy nie przestanę cię kochać. Byłeś zawsze dla mnie dobry, opiekuńczy, czuły, więc może też kochałeś mnie, ale inaczej niż ja ciebie. Czy też po prostu żaden z nas nie odważył się drugiemu powiedzieć prawdy?

„Jeśli ci na kimś zależy, nie naciskaj. Daj wolność, zamknięcie w klatce spowoduje, że będzie chciał uciec. Pozwól poczuć mu co czujesz w każdym swoim drobnym czynie, ale bądź delikatny.”

    Zabrałeś mnie do ogrodu cieni, pokazałeś kwiaty, które zachwycały swymi barwami jedynie w nocy. Zapytałeś mnie czy zająłbym się tym miejscem, gdy już ciebie nie będzie. Odparłem pewien, że zawsze będziesz ze mną.

„Chciałbym, aby to była prawda. Jednak my ludzie, Itachi jesteśmy stworzeni do przemijania. Ty, ja, wszyscy kiedyś wrócą do ramion swej ukochanej matki. Ale to miejsce jest schronieniem wspomnień o życiu wszystkich Uchihów, każdy z tych kwiatów rośnie ku chwale pamięci innego z naszego rodu. Ten po środku należy do syna Mędrca tego, który założył nasz klan. Bo widzisz oni wciąż żyją w pamięci innych. Póki ktoś pamięta i my będziemy istnieć.”

    Nie zapomnę… Nie zapomnę… Na zawsze będę o tobie pamiętać.

    Delikatnie złapałeś mą zimną, drżącą z przejęcia dłoń, ścisnąłeś ją lekko, oddając cząstkę swego ciepła. Spacerowaliśmy razem. Dlaczego nie mogło to trwać wiecznie?

    Na wspomnienie tych dni, moje serce zaczyna szybciej bić, uśmiecham się lekko, gdy przypominam sobie ciebie, każdą naszą wspólną chwilę.

Nie zamykaj oczu bo
Na zawsze chcę być
W zasięgu Twego wzroku i,
I dłoni Twych.
Bo zawsze gdy wyciągniesz je,
Mogły napotkać mnie

    Zamknąłeś swe powieki, twój duch opuścił to ciało, które wielbiłam jak i samego ciebie. Odeszłeś… Wciąż nie mogę się przyzwyczaić… Że już nie mam ciebie… Krzyczałem, krzyczę… Będę krzyczeć „Mój ukochany, wróć!”

    Nigdy nie zdążyłem powiedzieć tego co naprawdę czułem.

    Płacz wcale nie przynosi ukojenia! Cierpię! Ból wyżera me wnętrzności… Umieram z miłości do ciebie Madaro! Dlaczego teraz musiałeś mnie zostawić?! Pragnę, abyś mnie znów mocno przytulił, tylko tym razem nigdy nie puszczaj. Zabierz ten ból, łzy… Oczyść mnie z tych uczuć… Nie chcę już tego czuć. Pragnę przestać kulić się co noc z oziębłości świata bez ciebie. Zgubiłem mój sens. Nawet nie zdążyłem podziękować ci za to, że nauczyłeś mnie kochać. Dałeś szansę, której nikt nie dał.

    Czemu stałeś się moim światłem? Czemu czuję gniew? Nienawiść do świata, który mi ciebie odebrał?

„ Nawet gdy mnie już nie będzie, nie będziesz sam. Przecież twój brat na ciebie czeka. Potrzebuje cię tak jak ty mnie. Tak to już jest, że jeśli ty się poddasz, ucierpi ktoś inny. Nie powtórz mego błedu.”

    Ale tak bardzo pragnę to wszystko porzucić. Nie ważne gdzie jesteś zabierz mnie ze sobą.

    Będę musiał przeprosić Sasuke, ale trudno jest być starszym bratem. Dobrze o tym wiesz, Madaro. Chciałbym obdarzyć go prawdziwą, nieprzemijalną miłością, ale ja tak nie mogę. Kochałem, kocham tylko ciebie.

    Twój ciemny blask, to twe zatracone szczęście, to wszystko mam ja. Wróć po nie Madaro, mój wspaniały Czarny Motylu*. Czemu twe skrzydła były zwiastunem śmierci, bólu? Moje ciało nie wytrzymuje już tej wojny miłości i rozsądku. Kamień przodków kłamał. Do szczęścia potrzebuję jedynie ciebie. Twego promiennego uśmiechu, czułych ust i dłoni ściskającej moją. Wróć po mnie!

Na zawsze tobie oddany, Madaro,
Itachi

PS Zawsze będę na ciebie czekać.

~~

czarny motyl- podobno przez latynosów uważany za omen nieszczęścia, a ten kto go ujrzy szybko umrze, od dłuższego czasu jakoś kojarzył mi się z Madarą, ale dopiero tutaj to użyłam.

14 grudnia 2013

33. [Naruto FANFIC/hashimada] R.3 "Sit down and tell me all about it"

Witajcie!

    Krótszy od innych rozdział, ale taki był właśnie plan, ponieważ w następnym przenosimy się do drugiej pary. Notki będę raczej dawać w weekendy, ponieważ ostatni tydzień przed świętami zawiera trochę w sobie nauki. Zapraszam do czytania i komentowania!

~~

"Sit down and tell me all about it"

I'm asleep and all I dream of
Is waking to you
Tell me that you will listen
Your touch is what I'm missing
And the more I hide I realize I'm slowly losing you

    Pierwsze spóźnione płatki śniegu ulatywały z nieba niczym małe gwiazdy spadające na ziemię. Onyksowe oczy obserwowały uważnie ich skomplikowany taniec. Całkiem niedawno wzeszło słońce, a mu udało się wyswobodzić z łóżka. Siedział na parapecie z kubkiem gorącej, parującej herbaty w dłoni. Odwrócił głowę w przeciwną stronę, zobaczył niezliczoną ilość długich brązowych włosów wystających spod puchatej kołdry.  Nie wiedział dlaczego wpuścił go do swojego życia, chociaż raczej chciał odciąć się od Liścia niżeli Senju, ale to nie szło ze sobą w parze. Wybrał swoje ideały, a nie według niego, krótkowzroczne zapędy. Wiedział, że zaczną się buntować wcześniej czy później, ludzie żyjący w odizolowaniu, a nagle zmuszeni do spędzania czasu we wspólnocie nie zawsze będą pokojowo nastawieni względem siebie.

    Znów zaczął wpatrywać się w okno, popijając herbatę z kubka. Nawet nie zauważył kiedy osoba zajmująca jego łóżko wstała i podeszła do niego. Wierzchem ciepłej dłoni dotknął nagiego ramienia Madary, który odwrócił głowę lekko spłoszony jego zachowaniem, ale jego spojrzenie wyraźnie mówiło, że nie życzy sobie aby ten zakradał się do niego. Odpowiedział mu jedynie lekki uśmiech szatyna, oparł się plecami o ścianę. Uchiha dotknął ramię w miejscu, gdzie jeszcze przed chwilą spoczywała dłoń Hashiramy, wydawało mu się, że tamte miejsce parzyło, wręcz paliło jego skórę, rozpalało dawno tlące się wspomnienia, które za wszelką cenę pragnął zapomnieć. Aczkolwiek trudno było to zrobić, gdy znajdował się na odległość, wyciągnięcia dłoni, czy odchylenia głowy do tyłu, aby natrafić na jego rękę. Wszak wiedział, że musi to zrobić inaczej to czego tak pragnął nigdy się nie ziści.

- Nigdy nie kończysz tych swoich przemyśleń?-  Ciepły głos zabrzmiał zdecydowanie za blisko ucha bruneta. Madara odwrócił głowę w jego stronę, w myślach powtarzając aby ten nie patrzył na niego w ten rozczulający sposób.

- Nie- odparł chłodno, ruszając dumnie z kubkiem do kuchni w akompaniamencie dzwonków kapciowych. Hashirama poszedł za nim.

- Czy twoje wypowiedzi nie umieją być dłuższe?

- Nie.

- Jesteś na mnie zły?

- Hashirama, proszę cię nie zaczynaj mnie denerwować swoją paplaniną, bo wywalę cię stąd tak jak stoisz.- Zatrzymał się i odwrócił w jego stronę mrużąc oczy gniewnie, ale zaraz ruszył dalej.

- O jednak potrafisz mówić coś więcej niż ‘nie’- usłyszał za sobą radosny głos Senju, Uchiha westchnął męczeńsko.

    Szatyn usiadł przy wysepce w kuchni, złączając razem dłonie na blacie, gdy Madara wkładał pusty kubek do zmywarki.  Obserwował uważnie każdy ruch jego dłoni.

- Mógłbyś przestać?- Zirytowanie w głosie bruneta można było poczuć na kilometr.

- Co mam przestać?- Zapytał zdziwiony, nie rozumiejąc o co mu chodzi.

- Jak to co, wgapiać się na mnie jakbym był… nie wiem- warknął, mrużąc brwi i zaciskając zęby.

- Siódmym cudem świata?- Niewinnie się uśmiechnął do stojącego przed nim Madary kipiącego ze złości, który wyraźnie uniósł rękę z zamiarem uderzenia go.- Oj spokojnie złośnico, podawałem tylko przykład.

- Zaraz przykładem będzie twoja twarz rozsmarowana po całej powierzchni tego miasto jako przykład tego co się stanie jeśli zaczniesz mnie denerwować.

- Naprawdę musisz taki być?- Zapytał wzdychając brązowowłosy.

- Jaki?- Opuścił rękę.

- Wciąż udajesz kogoś kim nie jesteś.

- Może się zmieniłem?

- Proszę cię, Madaro. Nie rób ze mnie głupka, każdą taką zaczepkę zbywasz milczeniem albo jakąś błyskotliwą ripostą, a nie groźbą. Co się stało?- Cisza, która między nimi zapadła jak kosa kata, trwała dłuższą chwilę. Jednym słyszalnym dźwiękiem był warkot silników samochodów za oknem.

- Tak jest łatwiej, zresztą to teraz nie twoja sprawa- brunet podszedł do szafki i wyjął z niej dwie szklanki, które postawił na blacie.

- Więc może później?- Hashirama znów spojrzał na niego, zaprzestając przyglądania się blatu.

- Później- zgodził się nalewając czegoś do szklanek, a jedną z nich postawił przed Senju, zajmując miejsce obok niego.- Więc jak mają się sprawy w Organizacjach?- Zapytał po dłuższej chwili, gdy obaj pili w milczeniu.

- Wszystko się całkiem dobrze układa- szeroki uśmiech pojawił się na jego twarzy. – Współpracują ze sobą i z każdym dniem jest coraz lepiej…

04 grudnia 2013

32. [Naruto FANFIC/ hashimada] R.2 "You talk too much'

Witajcie!

     Drugi rozdział jest trochę inny od reszty, nie popycha fabuły do przodu, a jedynie wyjaśnia pewne rzeczy, w następnych mam zamiar skupić się też na drugiej parze, którą postanowił tutaj umieścić dla urozmaicenia i jeszcze większej dziwności tego opowiadania. Powstała też oddzielna podstrona dla tego opowiadania, gdzie znajduje się jego krótki ogólny opis o czym będzie oraz samych postaci i wyjaśnienie niektórych terminów, ponieważ jako iż nie dzieje się to w oryginalnym świecie Naruto to czasami lepiej mieć wszystko wyjaśnione. Zapraszam do komentowania.

~~

"You talk too much"


I hate feeling like this
I'm so tried of trying to fight this

    Zacieniona sala, jedno proste biurko, lampka i dwa krzesła naprzeciwko siebie. Czarnowłosy mężczyzna wyrównał papiery stukając nimi o blat.

- Nie sądzisz, że lepiej wszystko nam wyśpiewasz, a my puścimy cię wolno?- Siedział wyprostowany jak struna patrząc na przesłuchiwaną przez niego osobę, która rozsiadła się na niewygodnym krześle, zakładając nogę na nogę.

- Suzumu, czyż nie?- Odczytał identyfikator, poruszył dłońmi, które uwięzione w kajdankach pobrzękiwały przy każdym ruchu. Jego czarne oczy nawet w półmroku lśniły niebezpiecznie.- Nie wiem nic o nich, więc jak niby złapanie niewinnego obywatela miałoby w czymś wam pomóc?

- Mamy dowody, że ostatnio widziano cię z jednym z nich. Zdjęcia oraz świadkowie nie są raczej wymyśleni.- Otworzył teczkę i rzucił parę zdjęć po blacie biurka, że prześlizgnęły się w stronę oskarżonego. Wyprostował się i sięgnął po fotografię.

- Ocho…- Rozbawiony śmiech brzmiący jak rechot w połowie złowróżbne parsknięcie.- Nie zaglądam swoim przy…

- Kochankom- wtrącił się rozmówca, sprostowując ich relacje następnym machnięciem zdjęcia.

-… w biografię- dokończył gładko, odkładając zdjęcia.

- Nie? Dość dziwne jeśli zna się kogoś tyle czasu.

- Chodziło tylko o jedno, wywiadu nie miałem z nim przeprowadzać.- Dziwaczny, wieloznaczny uśmiech zagościł na jego wargach.

- Podobno też byłeś wplątany w te interesy. Zwany…- Suzumu spojrzał na kartę, do której dopięta była fotografia przesłuchiwanego.- „Bliźniaczym smokiem”. Miałeś krótkie dzieciństwo, śmierć matki i twoich braci podczas Spotkania Czterech Stron spowodowała, że musiałeś szybko dojrzeć, ojciec pracoholik, więc to właśnie ty musiałeś zająć się młodszym bratem- ostatnim, który przeżył. Duża, pokoleniowa rodzina jednak nikt się wami nie zainteresował. W szkole miałeś zawsze najlepsze wyniki, podliczona ilość wszystkich punktów, które straciłeś w testach w ciągu wszystkich lat edukacji wynosi 0,5. Do tego mistrz świata juniorów w strzelectwie. I to wieloletni. Gdy miałeś 15 lat twojego ojca zatrzymano, oskarżono go o udział w zamordowaniu biznesmenów na krajowym zlocie, okazało się, że stał za tym też niejaki Butsuma Senju, ojciec dobrze ci znanych braci Senju.- Uciszył go ruchem ręki by móc kontynuować.- Jako główni sprawcy dostali 25 lat reszta po 10-20. To już mniej istotne. Wracając do głównego nurtu wypowiedzi. Mieliście trafić do domu dziecka, lecz przygarnęła was Yuzuki Uchiha, kuzynka waszej śp. Matki. Oskarżono ją o bycie Trucicielką jednak została oczyszczona z zarzutów. Rok później twój brat zapadł w śpiączkę po tajemniczym wypadku, którego sprawa po dziś dzień nie została rozwiązana. Twoje kontakty z Senju, a właściwie jednym, starszym z braci- Hashiramą zacieśniły się. Wrogie wcześnie sobie rodziny znalazły nić porozumienia. Często trafiałeś do szpitala jednak w tamtym okresie liczba wizyt zwiększała się czasem do 6 w miesiącu. Po twoich 17 urodzinach została założona Organizacja zwana Liściem, podobno byłeś zamieszany w jej stworzenie, ale odszedłeś. I co powiesz na to Madaro?- Odłożył papiery na biurko i spojrzał uważnie na niego.

- Nie wiedziałem, że mam własną biografię.- Następny z podejrzanych uśmiechów zagościł na jego twarzy.- Lecz chyba została napisana przez niespełnionego pisarza. Trochę się zgadza, a reszta nie.

- Wyjaśnij- rozkazał Suzumu przeczesując dłonią krótkie, czarne włosy mając nadzieje na jakiś postęp w sprawie.

- Ale to przecież policja zajmuje się tą całą sprawą, a nie ja.- Włosy Madary zakryły mu większą część twarzy.

- Ci, którzy nam pomagają mają łatwiej w przyszłości.

- To wszystko zapewnia mi nazwisko- odparł znudzony patrząc w bok. Zasada trzecia wyraźnie brzmiała, jeśli masz sposobność zirytuj interlokutora.

- Ale nie zapewniło jej na tyle byś tu teraz nie siedział- zauważył mrużąc lekko oczy i poprawiając kąt ustawienia lampki na biurku.

- Nie pomyślałeś, że jestem tu z własnej woli?- Pokazał mu białe zęby w podstępnym uśmiechu. Suzuma wstał uderzając otwartymi dłońmi o blat biurka, lampka przewróciła się świecąc prosto w oczy Madary.

- W co ty pogrywasz Uchiha?! Wielu myśli, że jesteś geniuszem, ale dla mnie wyglądasz na zwykłego przestępcę chowającego się za nazwiskiem należącym  do polityków, biznesmenów i morderców. Nie będzie cię wiecznie chronić. Masz 21 lat, chcesz spędzić resztę życia w więzieniu? Jeśli nie to lepiej współpracuj!- Policjant zmrużył oczy oczekując jakiejś reakcji, ale przesłuchiwany uniósł tylko na niego swój wzrok, ignorując rażące po oczach światło. Czarne oczy Madary wydawały się teraz czerwone.- Czyli jednak jesteś tylko aroganckim i zadufanym w sobie dupkiem?

- Proszę nie łączyć tego ze swoimi prywatnymi sprawami, panie Suzuma. Nie moja wina, że pańska córka zakochała się w niewłaściwej osobie i dlatego żywisz do mnie urazę. Ale powinieneś się cieszyć, że nawet na nią nie spojrzałem, bo skoro dobrze wiesz jaki jestem to wyszłoby jedynie na jej niekorzyść.- Następny z tych cienkich nieprzyjaznych uśmiechów wykrzywił jego usta. Uwielbiał zasadę trzecią, a ten policjant był zbyt drażliwy na punkcie swej córki.

- Dość już tego, jesteś bezużyteczny! Wynoś się!

- A kajdanki?- Zapytał przymilnie, unosząc dłonie i pokazując krępujący jego nadgarstki przedmiot. Suzumo rzucił paręnaście niewykwintnych obelg pod adresem Madary dorzucając parę przekleństw, ale podszedł do niego i używając klucza wyswobodził go. Długowłosy uniósł się ze znaną jedynie sobie gracją, przypominającą kocią i opuścił pomieszczenie służące do przesłuchiwań

    Gdy tylko wyszedł z posterunku policji czekał na niego solidnie ubrudzony biały van. Większą część auta stanowił duży bagażnik, który bez problemu mieścił czwórkę ludzi. Tyle drzwi prowadzące do bagażnika otworzyły się, zapraszając go do środka. Madara bez większego zastanowienia wszedł i zamknął za sobą drzwi.

    W środku znajdowała się nie aż tak bardzo prowizoryczna przenośna baza dla informatyka. Srebrne, sterczące na każdą stronę włosy i biała maska lekarska zasłaniająca usta to pierwsze co rzuciło się w oczy dla bruneta. Siedział wpisując coś szybko w klawiaturę, tak zazwyczaj prezentowała się postać niesławnego geniusza informatycznego Kaszalota, czasami też zwanego Kaszanką, gdy jego stan obrazował się tragicznie.

- Hatake ty rybo wynędzniała coś ty znowu namieszał, że ja dostaję po dupie za ciebie?- Madara zacisnął dłoń w pięść podchodząc w jego stronę, gdy samochód ruszył.

- Yo- mruknął, uznając to za jakaś formę przywitania.- Klawiatura mi się zacięła i o jedno 0 za dużo dało.

- Ja ci zaraz to 0 wsadzę tam gdzie słońce nie zagląda, a wtedy mnie popamiętasz- prychnął urażony za nadmiar cyfry nieokreślonej.

- Spokojnie, spokojnie wszystkim się zająłem wodzu Indianinie – spojrzał na niego unosząc ręce w poddańczym geście.

- Odczep się od moich włosów podrobie zwierzęcy.

- Nie mieszaj mnie tylko ze świńską krwią.- Zmartwił się trochę Kakashi.

- Mówi się z błotem- wtrącił się kierowca w ich wesołą wymianę zdań.

- Co?- Srebrnowłosy zapomniał o istnieniu osoby odpowiedzialnej za prowadzenie pojazdu.

- Nie mieszaj mnie z błotem, tak powinieneś powiedzieć- rozwinął swoją wypowiedź. Kaszalot Kaszanka wyglądał na trochę zmieszanego, że go poprawiono nie rozumiejąc, że tylko dostosował wypowiedź do kontekstu.

- Minato- Uchiha mruknął nieprzychylnie widząc dopiero teraz blondyna, który patrzył na nich przez lusterko.

- Ja również nie skaczę z radości, że cię widzę, ale musiałem zająć się Kakashim, a on twierdził, że musi ci to koniecznie przekazać.

- O co chodzi Szaraku?

- Zlecenie jest- Hatake zmrużył oko w imitacji uśmiechu, gdyż drugie zakrywała grzywka.

24 listopada 2013

31. [Naruto FANFIC/ hashimada] R.1 Talks at night

Witajcie!

    Trochę czuję się jakbym wypadła z rytmu pisania, więc pierwsze rozdziały mogą się wydać trochę dziwne. Oto pierwszy rozdział drugiego zaplanowanego opowiadania z tą parą, gdyż polska część internetów cierpi na całkowity ich brak, więc pora chodź trochę to zmienić.  Na początku do głowy miałam jedynie jeden moment wymyślony (ten z kapciami), ale jakoś przyszła reszta, zobaczymy co z tego wyniknie. Zapraszam do czytania i komentowania.

~~

"Talks at night"

    Głos w radiu informował właśnie o pogodzie na najbliższe dni, niewielkie opady deszczu, możliwe przejaśnienia. Jednak mężczyzna, który prowadził samochód w ogóle nie był skupiony na słowach pogodynki, wpatrywał się właśnie w boczną szybę czekając aż powróci pasażer. Poprawił czarną czapkę z daszkiem z nadrukiem jakieś drużyny piłkarskiej tak aby zasłaniała jego oczy.

- Szybciej- mruknął zerkając niecierpliwie na zegarek na ręce, który wyglądał na drogi pomimo jego prostego ubrania- dżinsy i bluza. Nawet samochód być przeciętną toyotą, których po tych ulicach jeździ tu na pęczki.

    Drzwi otworzyły się z trzaskiem, zaginiony pasażer wszedł szybko, dużą torbę rzucając na tyle siedzenia. Czarne oczy wydały niemy rozkaz nakazujący aby ten ruszał.

- Dłużej się nie dało, co?- Warknął kierowca trąbiąc na jakiegoś zajeżdżającego mu drogę motocyklistę.- No ruszaj się do cholery!

- Tyle ile trzeba było, to nie jest wcale takie łatwe jak prowadzenie samochodu- westchnął splatając dłonie za głową.

-  A chcesz się zamienić?! Nie jest to łatwe gdy wszyscy ciągle pchają ci się pod koła.- Kierowca skręcił ostro w lewo wymuszając pierwszeństwo.

- Myślałeś kiedyś nad użyciem hamulca? Bardzo przydatna rzecz, powoduje nawet, że samochód zatrzymuje się na czerwonym-  dodał od niechcenia.

- Jak możesz być beztroski po tym co zrobiłeś?  Naprawdę cię nie rozumiem. Nigdy nie pojmę jakim człowiekiem jesteś Madaro- powiedział do pasażera, gdy trochę się uspokoił. Zdążyli wyjechać z centrum miasta, czarny samochód pędził szosą, zostawiając za sobą tumany kurzu.

- Nawet nie próbuj, to stanowczo za dużo na twoją głowę- cienki uśmiech wykwitł na jego ustach.- Normalnie, praca to praca. Jedni dowożą pizze inni siedzą za biurkiem, ja zabijam- proste.

- Dla ciebie proste, ale za siedzenie za biurkiem nie grozi ci 25 lat do dożywocia- zahamował ostro przed jakimś hotelem, którego szyld zdobiły gwiazdy w liczbie pięciu. Użył krótszej drogi, aby dostać się do innej części miasta.

- Bez ryzyka nie ma zabawy.- Odpowiedział mu na pożegnanie, biorąc torbę z tylnego siedzenia i trzaskając drzwiami na ‘dowidzenia’.  Samochód odjechał z głośnym piskiem ścieranych opon.

    Drzwi otworzył mu mężczyzna ubrany w garnitur z włosami zaczesanymi gładko do tyłu, witając go wyuczonym na pamięć tekstem, który powtarzał co dnia częściej niż mantrę. Przerzucił torbę przez ramię i udał się do windy, nacisnął guzik, czekając na dźwięk przypominający dzwonek, gdy otwierają się drzwi. Nie musiał czekać długo, wszedł do środka i nacisnął przycisk z nr 15. Do środka weszły również dwie kobiety, które przywitały go uśmiechami. Nie zwrócił na nie większej uwagi, zmęczenie po kilku godzinnym siedzeniu na dachu i czekaniu aż ofiara stanie pod kątem równym 124,5 stopnia wcale nie było proste. Nie wiedział kto wymyślał takie dziwne podpunkty w umowach.

    Wyszedł na swoim piętrze znajdując klucz w kieszeni, drzwi stały przed nim otworem po usłyszeniu kliknięcia w zamku.  Zamknął je za sobą, torbę rzucając w odmęty sypialni. Po drodze ściągając z siebie czarny płaszcz, który wylądował na łóżku. Skierował swe kroki ku kuchni przechodząc przez salon, który był urządzony w nowoczesnym stylu gdzie królowały odcienie bieli oraz szarości. Jednak zanim dotarł do swego celu zawrócił, gdyż jego bose nogi przegrały w starciu z lodowatymi kafelkami. Z walizki wyjął parę różowych kapci, które były głowami królików. Nałożył je z błogim uśmiechem na twarzy, były w środku strasznie miękkie i ciepłe. Jednak pod względem miękkości nic nie mogło się równać z jego czarnymi, długimi włosami, chociaż garstka osób mogła się o tym przekonać. Miał również bladą cerę, którą można było porównać ze śniegiem, czarne oczy, że trudno było rozróżnić gdzie kończyła się źrenica, a rozpoczynała tęczówka. Można powiedzieć, że był taką Uchihową Śnieżką, chociaż i tak wszyscy w tej rodzinie byli podobni.

    Ruszył z powrotem  do kuchni, a z każdym krokiem dzwonki, które znajdowały się w głowach różowych królików- kapci dzwoniły rytmicznie.  Zatrzymał się przed lodówką i z jej wnętrza wyjął puszkę napoju energetycznego. Usiadł na blacie sprawnie otwierając ów przedmiot, wziął kilka sporych łyków nim usłyszał jak ktoś smętnie dobija się do drzwi. Nie spodziewał się nikogo o tej porze, zeskoczył z blatu udając się w stronę jedynego wejścia i wyjścia z tego wynajmowanego pokoju.

    Uchylił lekko drzwi z miną człowieka wkurzonego, a jedno niewłaściwe słowo był gotowy nagrodzić natychmiastową śmiercią.  To kogo zobaczył po drugiej stronie był ostatnią z osób, które spodziewał się zobaczyć. Zgarbiona postać, lekko pochylona do przodu przez co wydawał się niższy niż był na prawdę, depresyjny wyraz twarzy, do tego pasma długich brązowych włosów, które go zasłaniały dodawały temu efektu głębszej żałości. Widząc minę Madary jego stan się jakoby bardziej pogorszył.

- Senju, jak mnie znalazłeś?- Jego głos był równie chłodny, chociaż wewnątrz był zszokowany, był pewny, że udało mu się zamknąć tamten rozdział życia już na zawsze.

- To nie było takie trudne nie jesteś zbyt ostrożny- mruknął jego głos również był pogrążony w depresji.

- Czego chcesz?

- Abyś mnie przenocował.

- Chyba oszalałeś jeśli myślałeś, że cię wpuszczę do środka- jego brwi zmarszczyły się dodając mu dzikiego wyrazu. Czekoladowe tęczówki, które wpatrywały się pusto przed siebie spojrzały na czarne swego rozmówcy.

- Mówisz to jakbyś mnie nie znał. Proszę, tylko na jedną noc.- Jego spojrzenie było niemą prośbą.

- Nie możesz poprosić Tobiramy?

- On tym bardziej mnie nie przyjmie, jeżeli mnie wpuścisz to wszystko ci wyjaśnię, ale nie chcę obwieszczać całemu korytarzu jaki jestem beznadziejny.-  Wyjaśnił najogólniej.

- Wszyscy wiedzą, że jesteś beznadziejny, więc nie masz czego ukrywać.- Jak zwykle mu dogryzał, był to nawyk, którego nie mógł się pozbyć.

- Jesteś okrutny- mruknął, jego stan  jeszcze bardziej się pogłębił.

- Taki egzemplarz- powiedział przewracając oczami, oraz odsuwając się na bok i otwierając szerzej drzwi. Wtedy wzrok Senju padł na buty Uchihy.

- Co ty masz na nogach?- Zapytał widząc różowe królicze papucie, które gapiły się zezem rozbieżnym na nich.

- Kapcie- odpowiedział, wydawało mu się to oczywiste, ale jednak aż tak bardzo oczywiste to, to nie było.  Zamknął za nim drzwi.

- Ale czemu takie?

- Bo są ciepłe i wygodne, do tego to prezent bożo nardzeniowo- urodzinowy od Izuny- odpowiedział prowadząc go do salonu przy żałobnej intonacji dzwonków w kapciach.

- A co z nim?- Nieproszony gość odłożył brązową torbę przy kanapie, która znajdowała się naprzeciwko wyciszonego telewizora, w którym leciał program informacyjny.  Głębokie westchnięcie i ciężkie opadniecie na mebel towarzyszyło Madarze póki nie odpowiedział.

- Nic się nie zmieniło, od 8 lat, wciąż leży w tym cholernym szpitalnym łóżku bez cienia szansy na wybudzenie, a raczej lekarze jak zwykle mówią tylko jedno.- Przerwa na następne westchnięcie. Kanapa ugina się lekko gdy siada na niej drugi mężczyzna. – ‘Trzeba mieć nadzieję, nic więcej nie jesteśmy w stanie zrobić.’ Ja naprawdę jestem w stanie to zrozumieć, ale to ich… obowiązek- miał ochotę wyładować irytację oraz stres z całego tego dnia na kimś, ale widząc zmartwione oczy dawnego przyjaciela, przeszła mu ochota na wciąganie go w swoje problemy. – Miałeś wyjaśnić do tutaj robisz- odezwał się po dłużej chwili milczenia między nimi.

- A tak- nagle jego stopy w białych skarpetkach, które zostały brutalnie pozbawione butów, wydały mu się bardzo ciekawe.

- Hashirama, bo zmienię zdanie i będziesz spać na wycieraczce.

- Mito wściekła się, że tak łatwo popadam w depresję, tym razem tak na serio i wywaliła mnie z domu.  Tobirama nie przyjąłby mnie do domu, gdyż jakby to określił fakt, że nie umiem postawić się kobiecie powoduje, że zaczyna się zastanawiać czy w ogóle jestem mężczyzną.- Odpowiedział mu tym razem już patrząc na bladą twarz Madary, który pokiwał głową.

- Więc dlatego zawędrowałeś do mnie, ale jak dokładniej trafiłeś na mój ślad?

- Mówiłem ci, nie jesteś za ostrożny jeśli chodzi o sposób unikania nas, może policja cię nie zgarnie, minie sporo czasu zanim starzy kumple po fachu cię znajdą, ale dla mnie nie stanowi to problemu. Za dobrze cię znam i pomógł mi wspólny znajomy.

- Kto odważył mi się narazić?- Wzrok czarnowłosego aż za dobrze pokazywał jego niezadowolenie.

- Ten, który najmniej się cię obawia. Nasz mały genialny informatyk- szeroki uśmiech pojawił się na twarzy Hashiramy.

- Ty po prostu chciałeś się od niej uwolnić, czyż nie?-  Triumfalny półuśmiech zagościł na twarzy Madary, gdy szatynowi zbladła lekko twarz.

- Dobrze wiesz, że to nie była moja decyzja- mruknął patrząc przed siebie. – To wszystko dla dobra…

- Liścia. Tak, wiem o tym.- Wszedł mu w słowo, każda wzmianka o tej organizacji go drażniła.

-  Inaczej mielibyśmy spore problemy z Wirem, dobrze wiesz co chcieliśmy… chciałem osiągnąć. Kiedyś to był interes kto pierwszy ten lepszy, ale przecież da się inaczej, po zjednoczeniu…

- Nie powtarzaj się, słyszałem to od ciebie nie raz. Daruj sobie, nie przekonasz mnie do powrotu- zmarszczył gniewnie brwi, wstał z kanapy. Jednak nie dane mu było dalej odejść, gdyż Senju chwycił go za nadgarstek zmuszając, aby się zatrzymał.

- Madara- imię Uchihy brzmiało w jego ustach smutno, a zarazem nostalgicznie. Było to wynikiem wszystkiego co razem przeżyli. – Nie chcę cię do niczego przekonywać, bo prostu chciałem abyś wiedział dlaczego to zrobiłem.

    Onyksowe tęczówki spojrzały na niego uważnie, znowu wydawał się smutny.  Potrząsnął głową, przez co jego włosy wykonały specyficzny taniec wokół jego głowy.

- Tylko jedna noc- zwrócił się do niego zimnych wypranym z emocji głosem. Szarpnął swoją ręką, aby Hashirama go puścił i udał się do łazienki.

    Odkręcił wodę, gdy stanął nagi pod prysznicem. Ciepła woda zalała go swym strumieniem, przynosząc przynajmniej ukojenie dla zmęczonego ciała. Oparł czoło o kafelki, zamykając oczy. To już wystarczająca ilość wrażeń na jeden dzień. Tylko jego do szczęścia mi brakowało. Przenocować go, ale gdzie skoro mam tylko jedno łóżko, a ten zjadać danonków jest za duży, aby ulokować go na kanapie. Otworzył oczy i spojrzał w dół. Jego wzrok natrafił na dobrze widoczną bliznę tak niedaleko jego serca. Odchylił głowę do tyłu kontynuując zwyczajową czynność pod prysznicem, czyli mycie.

    Gdy tylko Madara opuścił pokój, na wyciszonym telewizorze pojawiła się informacja dotyczące dzisiejszego morderstwa. Na pasku informacyjnym widniał krótki napis: ‘Sprawca wciąż nieznany, czyżby Organizacja zaczęła siać zamęt w mieście?’. Szatyn uśmiechnął się. Zawsze byłeś zdolny, żałuję, że nasze drogi rozłączyły się. Spojrzał na drzwi prowadzące do łazienki.

- Jako iż nie mam więcej sypialni, a że zachciało ci się rosnąć i kanapa jest trochę dla ciebie za mała, będziemy musieli pomieścić się w jednym.- Madara zwrócił się do Hashiramy, gdy wyłonił się z łazienki przebrany już w piżamę, która składała się za dużej czarnej koszulki oraz spodenek kończących się za kolanem o tym samym kolorze. Odpowiedziało mu skinięcie głowy Senju, który wziął swoją torbę i udał się do miejsca oczyszczenia- łazienki, aby wykonać rutynowe wieczorne czynności.

    Uchiha nakrył się kołdrą po szyję, leżąc na boku. Mimo wszystko był zadowolony, że łóżko jest dwuosobowe, bo przynajmniej nie zostanie zgnieciony przez szatyna. Hashirama dołączył do niego. Stykali się plecami przez większą część czasu ich snu, ze zwykłego przyzwyczajenia wiecznie czujni. Jednak, gdy Madara przebudził przed niedługo po tym jak nastał świt, poczuł nawalające się na niego ciało, nos wbijający mu się w policzek, oraz pasmo brązowych włosów, które drażniło jego nozdrza.

- Dlaczego ja w ogóle się na to zgodziłem?- Zapytał sam siebie cicho, wzdychając.

02 listopada 2013

30. Rozdział 1 Opowieść o przeklętym

Witajcie!

    Na początku w r1 miała być już właściwa fabuła, ale przyszło mi do głowy parę zmian, które wprowadziłam. Mam już zaplanowanych sporo rzeczy w związku z tym opowiadaniem, więc jeżeli będę miała czas wszystko to spiszę.

~~

    Drzwi do ciemnego pokoju uchylają się lekko, po czym wchodzi cała postać do środka.
- Ojii-san*, obiecałeś, że nam opowiesz tą historię- ciszę panującą w ciemnym pomieszczeniu przerwał głos chłopca, który nie przeszedł jeszcze mutacji. Miał czerwone włosy, wpadające w róż i dość jasną cerę, zielone oczy. Na czole opaskę ze znakiem wioski liścia.

    Ciemne, zmęczone oczy starca zwróciły się na niego. Przyglądały się jego twarzy dłuższą chwilę, chcąc z pośród tysiąca nazwisk i twarzy przypomnieć te właściwe.
- Haruno..?- miał głęboki głos, za czasów młodości musiał być ważnym i nieustraszonym shinobi.

- Itsuki- chłopiec wskazał na siebie palcem z dumnym uśmiechem, odpowiedziało mu skinięcie głowy. Białe już nawet nie siwe włosy poruszyły się lekko przy tym ruchu.

- Więc… Itsuki sprowadź innych, dzisiaj wysłucham waszej prośby- skierował swe spojrzenie w stronę okna, na księżyc w pełni.

- Kiedyś byłeś bardziej nieustępliwy- stwierdził czerwonowłosy.

- Z wiekiem wszystko się zmienia- odrzekł starzec. Młodzik skinął głową i wyszedł z pomieszczenia.

    Wrócił wraz z pięcioma innymi geninami w jego wieku, były wśród nich dwie dziewczyny. Wszyscy ono usiedli przed starym mężczyzną, który właśnie szukał wygodnego miejsca na poduszkach. Młodziki wyglądały na zaciekawione.

- Którą z historii chcecie poznać?- Zapytał spoglądając na ich twarze, zaczęli się naradzać, to był dopiero drugi raz gdy się zgodził ich wysłuchać, wiec poważnie musieli się zastanowić nad wybraniem tego o czym mają usłyszeć.

- Chcemy poznać historię tego, który uważany był za ciemną i krwawą stronę wioski.- Odezwał się Itsuki pewny swego, inni pokiwali głowami.

- Dlaczego aż tak bardzo was ciekawi jego historia?- Zapytał ich.

- Wszyscy wiemy, że coś się z nim stało za drugim razem. Jednak nikt nigdy nie powiedział co. Coś musiało się stać, ale wszyscy milczą. Więc opowiedz nam całą jego historię, prosimy, Ojii-san.- Znów zgodne kiwanie głową do słów Itsuki.

- Dobrze, więc skoro chcecie znać tą historię to ją wam opowiem, nie jest sekretem, chociaż gdybym miał zdradzić każdy szczegół nawet wasze życie okazałoby się za krótkie. A mojego zostało prawdopodobnie niewiele.- Słaby uśmiech zagościł na jego twarzy.

- Nie jest z tobą tak źle- uśmiechnęła się jedna z dziewczyn.

- Skoro tak sądzicie.- Zamyślił się chwilę.- Od czego tu by zacząć..?

- Najlepiej od sensownego początku- wtrącił się jeden z chłopców.

- Dobrze więc- starzec odchrząknął, zamknął na chwilę oczy, gdy je otworzył kontynuował.- Pierwszy okres jego życia, nie należał do najwspanialszych. Nie był przepełniony ani matczyną ani ojcowską miłością. Bo jak mogli opiekować się dziećmi, gdy musieli wciąż walczyć z innym klanem. Senju i Uchiha od niepamiętnych czasów byli wrogami, chociaż nikt już nie wiedział o co poszło. Od najmłodszych lat zmuszany do treningów, aż nad pewną rzeką poznał swojego przyjaciela chociaż nie wiedział wtedy, że pochodził z wrogiego klanu. Później nie jeden raz z ciężkim sercem walczyli ze sobą. Jednak wreszcie nadszedł czas sojuszu, stworzenia Wioski Liścia, wszyscy myśleli, że to upragniony czas pokoju aż klan Uchiha odwrócił się od niego, podejrzewając go o kradzież oczu, zarzucając mu jeszcze wiele innych rzeczy, równie nieprawdziwych. Wielu sądziło, że zginął podczas walki z Hokage, jednak nic bardziej mylnego, zmarł wiele lat później jako stara osoba. Gdy nadszedł drugi czas, pod koniec drugiej ery służyły mu dwie rzeczy jako wspomnienia poprzedniego życia. Kosa wykuta w wiecznym ogniu, który ujarzmiony został przez Boreasza oraz ten, którego szkolił odkąd znalazł go zagubionego. Ketsurui.

~~
*- dziadek z szacunkiem

06 października 2013

29. Prolog Szepty wśród cieni

Witajcie!

    Wyjątkowo drugi post dziś, bo jutro nie za bardzo będę miała jak. Prolog jak zwykle nie jest czymś co dotyka dokładnie głównej historii, bardziej psychologiczne i głębsze wywody. Wyjaśnienie wszystkiego lżejsze będzie w pierwszym rozdziale, planuję też dawać na początku wspomnienia z przeszłości bohaterów. Zapraszam do czytania i oceniania.

~~

Prolog Szepty wśród cieni

    Ludzi nie nękają koszmary spowodowane swym poprzednim życiem. Ludzie nie boją się zasypiając myśląc jacy byli przed swoimi narodzinami. Te drzwi są zamknięte, nowe ciało, nowe życie i brak jakiejkolwiek odpowiedzialności za przeszłość, za to co było w tamtym życiu.

    Chociaż mam inne ciało, jest identyczne jak poprzednie, te samo imię, ten sam charakter, tą samą rodzinę oraz otwarte drzwi. Na oścież otwarte drzwi grzechów. Przeszłość bardziej zbrukaną krwią, bardziej czerwoną niż oczy. Ten kto kontroluje demony sam się nimi staje…

    Co noc jak zmory i mary, tak i one powracają. Przeszłość dawnego i tego samego życia powraca. Morza rozlanej gorącej krwi, która nie rozpuści lodu z serca. Rozrywane ciała, martwi wojownicy, kobiety, dzieci… Wszyscy umarli spod mojej ręki. Byłem tylko narzędziem, za to płacili, to robiłem.

   Przeklętego klanu dziecię najmroczniejsze. Ten, którego imię skreślono z kart historii, jako przestrogę dla innych.

    Odwróćcie wzrok dzieci wioski, odwróćcie niewinne oczy od spaczenia. Chodź dopiero południe on rzuca cień na wasze życia. Zamknijcie oczy. Schowajcie się pod spódnicami matek. Nie warto.

    Podobno śmierć ma piękną twarz. Aby zwabić wszystkich w swe ramiona, aby oderwać kosą duszę od ciała. Aby zabić, aby wszyscy łkali, aby zniszczyć i by zapomnieć. Taka jest powinność śmierci. Rzadko przychodzi nocą, by zabrać ciężar istnienia starcom.

   Większość osób w mym wieku ma spokojne sny, o tym co może być, to co ukryte na granicy jawy i snu. Śnią iluzje. Iluzje… Gdy zamykam oczy koszmary nękają mnie, co noc nie odpuszczają. Z dnia na dzień silniejsze z każdym następnym wspomnieniem.

    Oni tworzą iluzje w swej podświadomości, lecz ja kreuję rzeczywistość według własnej iluzji.

28. Gdy upada niebo

Witajcie!

    Miałam dodać to trochę wcześniej, ale jak zwykle się nie zebrałam i nie byłam pewna czy kogoś to zaciekawi. Przyszło mi to do głowy słuchając piosenki Riverside- In two minds, może tekst wydać się trochę bez składu, albo raczej ciąg czasowo- zdarzeniowy nie jest zachowany albo po prostu tak mi się wydaje. Sami oceńcie.

~~

    Kolejny dzień mija nam na rozmowach, kolejny raz próbuję ci wytłumaczyć kim jestem. Lecz ty nigdy nie pojmiesz mego jestestwa, nie ważne jak bardzo próbujesz. Wciąż jestem rozbity w dwóch umysłach. Za późno zdałem sobie sprawę, że bez ciebie nie mogę podjąć decyzji. Chciałbym wrócić do ciebie, ale to już niemożliwe.
    W tych chwilach, gdy razem śniliśmy przy niebie zachodzącego słońca, nie chciałem nic innego niż być blisko ciebie i słyszeć twe serce. Wiedzieć, że istnieje ktoś kogo byłem wstanie ochronić. Jednak nie możemy tak trwać, pozostać w ten sposób. Nie chcę cię skrzywdzić, pozwól mi tylko zniknąć. Zniknąć sprzed twoich oczu z twego serca, duszy. Chcę pozostać marzeniem z twych snów.
    Jednak jeśli utracisz wiarę, ja nigdy nie przestanę być twym przyjacielem. Nawet gdyby niebo runęło na świat, ja wciąż będę cię wspierać. Lecz nigdy nie zbliżę się, nie mogę skrzywdzić cię.
    Chcę abyś był szczęśliwy. Bardzo dobrze pamiętam każde z twych słów, że to właśnie przy mnie czujesz spokój i żadna z trosk cię nie martwi. Nie jesteś w stanie pojąć jak bardzo cieszyły mnie te słowa, jak przez nie jeszcze bardziej cię kochałem. Wiedziałem, że odwzajemniałeś te uczucie może nawet bardziej niż ja, jednak nie zasługiwałem na nie czy też na ciebie. Wtedy wszystko byłoby idealne, a takie nie było. Chciałem ochronić cię przed tym kim naprawdę byłem, jednak nawet gdy jesteśmy tak daleko od siebie, słyszę twój cichy szept. Znów wołasz me imię…

    Słysząc twój krok, szelest wiatru w twych ubraniach nie sądziłem, że odejdziesz. Próbowałem cię zrozumieć, lecz nigdy nie mówiłeś całej prawdy. Zawsze byłeś czujny jakbyś się obawiał o coś. Czy ja byłem twym zmartwieniem, czy może przeze mnie marszczyłeś brwi w ten sposób?
    W mym sercu po tobie pozostała pustka oraz zapach tamtych wieczorów. Chciałeś mnie chronić, lecz czy według ciebie porzucenie mnie to ochrona? Wraz ze swym odejściem zabrałeś część mnie. Dałeś mi wolność i ją zabrałeś ze sobą. Czy skrzywdziłeś mnie przez to, że cię kochałem?
    Przecież razem byliśmy szczęśliwi, to się kiedyś liczyło. Dlaczego teraz jest inaczej, nie ma już nas. Gdzieś tam jesteś ty ubrany w swe sekrety niczym płaszcz, który jak łańcuchy zacisnął się na twoim zdrowym rozsądku. I ja jestem tutaj, sam pusty i rozdarty. Z każdym następnym dniem tracę nadzieję, że znów się spotkamy. Dzisiaj wydajesz się jedynie sennym marzeniem, które zesłały na mnie promienie zachodzącego słońca, podczas naszego pierwszego spotkania. Wtedy nie uśmiechałeś się, byłeś raczej smutny i do tego przemoczony. Był wtedy sztorm. Pomogłem ci z uśmiechem, który później tak uwielbiałeś. Nie wiedziałem kim jesteś, ale tego dnia nikt nie powinien być sam. To nie był czas, w którym można było kogoś porzucić. Zostałeś ze mną o wiele dłużej niż jeden zachód słońca, lecz odszedłeś o jeden za wcześnie.
    Nie powinien rozpamiętywać tego co było kiedyś, ale nie pozostało mi nic innego. Lecz póki resztka nadziei tli się w mym obumarłym sercu, będę przychodzić tu gdzie razem śniliśmy i przy świetle zachodzącego słońca, szeptem wołać twe imię.

- Proszę wróć...

31 sierpnia 2013

27. [Naruto FANFIC] Jesteś ostry jak ten naleśnik

Witajcie!

    Prezentuję dziś jeden z pierwszych fanfic'ów z Naruto. Ten miał być wesoły i humorystyczny, ale sami oceńcie. Pisany narracją pierwszoosobową.

~~


    Dzień zaczął się jak zwykle zwyczajnie. Słońce wpadało przez okno do pokoju, gdzieś na dole ktoś znowu jak zawsze zamiatał liście, które  nie wiadomo jak i gdzie co rano przykrywały chodniki wioski [w zimę to był śnieg, jednak wciąż podejrzane]. Leniwie wyszedłem z łóżka, to też była codzienność. Nigdzie mi się nie spieszyło, bo niby gdzie.  Ubrałem się na maskę założyłem następną. To mój osobisty sposób na zabicie w ciekawskich ludziach ich logiki. Przecież nikt się tego nie będzie spodziewał! Chwytam w dłoń jeden z nieprzeczytanych tomów książki i chowam do kieszeni. Upewniam się, że zamknąłem drzwi i opuszczam dom przez okno. Pohasałem  po dachach do siedziby Hokage, aby dowiedzieć się jaką grupę otrzymałem w tym roku. Już im współczuje, następna grupka, która nie zda.

    Było dużo po dziesiątej gdy czytałem listę z 3 nazwiskami, która okraszona była zdjęciami. Na jedno ze zdjęć patrzyłem dłuższą chwilę. 

- Ninja w pomarańczowym dresie? To dowalił…- mruknęłam sam do siebie, bo nikogo nie było na przestrzeni kilometra. Do tego nawet nie potrzeba cheaterskiego oka, które obecnie zakryte było przez ochraniacz na czoło.


    Spotkanie z moimi podopiecznymi nie było najlepszym pierwszym spotkaniem w moim życiu. Wciąż nie mogę wytrzepać kredy z włosów, oprócz tego, że są srebrne to teraz jeszcze białe. Czułem, że przedwcześnie zsiwieje, ale żeby tak na dzień dobry? Gdy opowiedzieli mi o sobie, mogę stwierdzić jedynie.  Sakura- Barbie (różowe włosy…) [Sasuke-kun, Sasuke-kun, Sasuke-kun]; Naruto- dziecko ADHD (z lisem w brzuchu- promocja w Biedronce) [Ramen, Hokage, Hokage, Hokage, Ramen, Ramen]; Sasuke- emo (prawdopodobnie nr 1 w wiosce w sztuce emowania) [zabić, zabić, zabić, hoduje najlepsze szafowe grzyby na tym terenie].

    Po jednym dniu w ich towarzystwie muszę stwierdzić, że bez tabletek się nie obędzie. Ten z ADHD w pomarańczowym dresie ciągle kłóci się z emo, gdy Barbie wzdycha do emo, który uważa, że jest irytujący, zaś ADHD wzdycha do Barbie, która też uważa, że lisowaty jest wkurzający. Do tego to gorsza Moda na sukces niż na jedynce. Na pocieszenie dla nich sądzę, że wszyscy są równie upierdliwi. A jak nie pomogą tabsy to najwyżej będę cię ciachać po nadgarstkach zaostrzonym naleśnikiem, wpadnę do Iruki, nie tylko ja byłem świadkiem powstania morderczych naleśników, dobrze, że nie eksplodują gdy się je zje. Chociaż kto wie. Ja wolę nie ryzykować, lubię moje gardło, tchawicę czy nerki. Są fajne.

    Co najgorsze udało im się zdać, nie sądziłem, że emo pierwszy wysunie propozycje nakarmienia ADHD. A niech to dunder świśnie… Gdzie moja książka?!

[Paręnaście misji później, po egzaminie~~]

    Dzień jak zwykle słoneczny, wiatr przyjemnie ochładza, gdzieś słychać miarowe zamiatanie liści (drzewa wciąż są ich pełne, więc ktoś musi je dorabiać, jakaś manufaktura, albo hurtowo made in China), co pewien czas dźwięk przewracania kartek w książce oraz ‘radosne’ dźwięki bijącego się emo z dzieckiem ADHD w stylu dziewczęcym- z paznokci go. Przez dzisiejszy trening nie mogą zrobić nic więcej- czasami jestem zły. Aby obliczyć kto wygrał, trzeba obliczyć ilość zadrapań, ten kto ma ich mniej wygrywa. Chociaż u Naruciaka to raczej trudne, bo przez te lisie blizny a’la wąsy, można zgubić się w liczeniu. Barbie została przez nich zignorowana, więc ja zostałem uraczony jej towarzystwem, co pewien czas potakując czy dorzucając jakieś niezobowiązujące pytanie. Mam podzielną uwagę jednak bardziej ciekawiło mnie co stanie się z Bernardem i Clarą!

    Gdy podniosłem wzrok znad książki zobaczyłem morderczy wzrok Saskłe, który przeznaczony był dla Naruciaka, ale to był inny szczegół. Owe emo miało tak czarne oczy, że na próżno było szukać źrenic. Może gdyby wsadzić mu palec do oka to by dało się znaleźć, a może i nie? Bo w końcu źrenica to dziura tak jakby…

    Zachodzące słońce oznaczające koniec dnia było znakiem, że czas już się zbierać do czterech własnych ścian. Spojrzałem na nich. Emo wraz z ADHD opierali się o siebie plecami i spali pozaznaczani małymi zadrapaniami na twarzy. Zaś na ich głowach znajdowały się wianki z kwiatów, które zrobiła Barbie. Sama też jeden miała na głowie i podeszła do mnie trzymając podobne dzieło, włożyła mi go na głowę z uśmiechem, zadowolona ze swego dzieła.

- Dziękuje, Sakura.- Wszystkie wianki były identyczne, chociaż jak na moje oko to ten, który był na głowie Sasuke zrobiony został lepiej, chociaż może mi się wydaje.- Czas już wracać do wioski. Pomóż mi ich obudzić.

    Gdy oboje się obudzili Naruto wyśmiał kwiatową ozdobę Sasuke, śmiejąc się na cały głos. Dostał w żebro od bruneta.

- Masz taką samą na głowie, młotku- powiedział jak zwykle głosem, które przewijało ślady wiecznego i wieczystego focha na świat. ADHD był niepocieszony gdy został o tym poinformowany, ale ożywił się, gdy usłyszał kto je zrobił.


    Mimo tego wszystkiego potrafią być dobrą drużyną i współpracować. Gdzie jest klucz do domu? Zostawiłem go w środku… No pięknie, to pokazałeś swoje umiejętności Kakashi…

17 sierpnia 2013

26. [FFVII FANFIC] Pustka

Witjacie!

    Powracam do was, po małej dłuższej awarii internetów. Złe to stworzenie oj złe. Ale nie obawiajcie się napisałam parę rzeczy, więc niedługo też coś jeszcze dostaniecie. Dzisiaj krótki fanfic, jeden z tych, w których próbuję opisać uczucia bohaterów [czyli treningowy], bo jak wspominałam albo i nie lepiej mi wychodzi opisywanie różnych zwrotów akcji itd. niż samych uczuć, więc trzeba ćwiczyć. Pod wirtualne pióro [czyt. klawiaturę] wzięłam sobie wtedy nieśmiertelne Final Fantasy VII. I jeden ze smutniejszych momentów w całej grze. Zapraszam do czytania i komentowania.

~~

    Gdy zobaczyłem jej ciało upadające bez ducha na kamienną podłogę nie byłem w stanie wypowiedzieć żadnego słowa. W miejscu gdzie znajdowało się jej serce wbite zostało ostrze długiej katany, a białowłosy sprawca wydawał się uśmiechać z triumfu.
    Tylko ona mogła powstrzymać meteoryt, uratować Planetę. Kogo jednak obchodził ten świat? Teraz gdy jej nie ma nic nie miało być takie samo. W końcu Aeris już się nie uśmiechnie, nigdy nie będzie się śmiała czy chociażby nie namówi nas do zrobienia czegoś niemożliwego. Czy ta walka ma jeszcze jakiś sens?
    Nie wiem kiedy upadam na kolana, nawet nie pamiętam co krzyczałem w jego stronę. Spoglądam na swoje ręce. Nie jestem w stanie zobaczyć jak moi towarzysze osłaniają mnie przed atakami, oni wciąż walczą gdy ja tracę przekonanie. Widok przed oczami rozmazuje się, a przez ciało przechodzi dreszcz. Zaciskam powieki chociaż to pomaga tylko na chwilę, przezroczysta, słona ciecz zaczyna ściekać po mych policzkach.
    Nastała cisza, któraś ze stron skończyła walkę, jestem wstanie usłyszeć krople uderzające o posadzkę wybijające smutną wolną melodię. Zasłaniam twarz dłońmi próbując wytrzeć łzy. Stukot butów, ktoś kuca obok mnie. Nie jestem w stanie podnieść wzroku by sprawdzić czy to wróg czy swój. W tym momencie to się nie liczyło. Było mi wszystko jedno, nie przeszkadzało mi by gdyby ktoś teraz skrócił mój żywot.
    Znów tracę kogoś bliskiego, nie mogę tak więcej. Powoli braknie mi sił na tą bezsensowną walkę. Bo jak mogę wygrać ze śmiercią? W końcowym rozrachunku to my ludzie będziemy przegrani i chociaż wrócimy do Niej i spotkamy się z tymi, których utraciliśmy to ile lat przed tym musimy cierpieć i rozpaczać? Czemu szczęście jest takie ulotne i ból trwa tak długo? Dlaczego między tymi uczuciami nie ma równowagi? Czy strata jest wpisana w bycie człowiekiem?
    Czyjeś ręce obejmują mnie i przyciągają w stronę obcego ciała. Zabieram dłonie z twarzy i dopiero teraz spoglądam w górę na twarz tej osoby. Rubinowe oczy, które zawsze patrzyły chłodnie i obojętnie teraz są pełne współczucia i smutku.  On jako jedyny był w stanie zrozumieć to co czuję, w końcu stracił ukochaną. Nie jestem w stanie dłużej powstrzymywać łez, chociaż nigdy nie przynoszą ukojenia i pomimo tego, że obiecałem sobie, że już nie będę płakać nie mogłem nic na to poradzić. Przytulam się do niego, a ubranie tłumi mój cichy szloch. Dłuższy czas wszyscy milczą, ktoś przestąpił z nogi na nogę.
- Jej ofiara nie może pójść na marne- nawet głos bez emocji w tej chwili wydaje się być ich pełen.
- Wierzysz w to czy tylko tak mówisz?- Jedynie tyle jestem w stanie odpowiedzieć, gdyż w mojej głowie pełno oskarżeń i sprzecznych myśli. W ich oczach byłem już słaby, nie musiałem tego pogłębiać.
- Ja mogę wierzyć tylko w przebaczenie, od ciebie zależy co zrobisz. Ucieczka może i jest najprostszym wyjściem to jednak w końcu nadchodzi czas, aby wziąć odpowiedzialność za swoje czyny by móc później nie obwiniać się, że nie udało się czegoś zmienić.- W tych słowach było trochę racji i chociaż bardzo chciałem się poddać, może nawet uciec to przecież im też nie przychodziło to z łatwością. Też ją znali. Byli jej przyjaciółmi, znali ją bardziej lub mniej, ale wciąż nimi pozostawali.
- Powinniśmy ją pochować- przerywam ciszę. Zgodzili się ze mną.
    Niosę jej ciało w drżących rękach, udaję się w stronę jeziora, wchodzę do niego. Pozwalam jej ciału utonąć w nim, opaść na dno wraz z naszym sukcesem w tej misji. Ale to nie było już ważne. Pewnie chciałaby abyśmy dalej kontynuowali tą misję, skończyli to co zaczęliśmy. Nie pozostało nam nic innego jak spróbować, chociaż to będzie strasznie trudne. Będziemy musieli odwlec żałobę. W końcu poświęciła się dla nas. Jednak czemu nie poczekała na nas? Gdybyśmy spróbowali zrobić to razem, nikt nie musiałby umierać. Teraz jej uśmiech jest jedynie wspomnieniem…