Witjacie!
Powracam do was, po małej dłuższej awarii internetów. Złe to stworzenie oj złe. Ale nie obawiajcie się napisałam parę rzeczy, więc niedługo też coś jeszcze dostaniecie. Dzisiaj krótki fanfic, jeden z tych, w których próbuję opisać uczucia bohaterów [czyli treningowy], bo jak wspominałam albo i nie lepiej mi wychodzi opisywanie różnych zwrotów akcji itd. niż samych uczuć, więc trzeba ćwiczyć. Pod wirtualne pióro [czyt. klawiaturę] wzięłam sobie wtedy nieśmiertelne Final Fantasy VII. I jeden ze smutniejszych momentów w całej grze. Zapraszam do czytania i komentowania.
~~
Gdy
zobaczyłem jej ciało upadające bez ducha na kamienną podłogę nie byłem w stanie
wypowiedzieć żadnego słowa. W miejscu gdzie znajdowało się jej serce wbite
zostało ostrze długiej katany, a białowłosy sprawca wydawał się uśmiechać z
triumfu.
Tylko ona mogła powstrzymać meteoryt,
uratować Planetę. Kogo jednak obchodził ten świat? Teraz gdy jej nie ma nic nie
miało być takie samo. W końcu Aeris już się nie uśmiechnie, nigdy nie będzie
się śmiała czy chociażby nie namówi nas do zrobienia czegoś niemożliwego. Czy
ta walka ma jeszcze jakiś sens?
Nie wiem kiedy upadam na kolana,
nawet nie pamiętam co krzyczałem w jego stronę. Spoglądam na swoje ręce. Nie
jestem w stanie zobaczyć jak moi towarzysze osłaniają mnie przed atakami, oni
wciąż walczą gdy ja tracę przekonanie. Widok przed oczami rozmazuje się, a
przez ciało przechodzi dreszcz. Zaciskam powieki chociaż to pomaga tylko na
chwilę, przezroczysta, słona ciecz zaczyna ściekać po mych policzkach.
Nastała cisza, któraś ze stron
skończyła walkę, jestem wstanie usłyszeć krople uderzające o posadzkę
wybijające smutną wolną melodię. Zasłaniam twarz dłońmi próbując wytrzeć łzy.
Stukot butów, ktoś kuca obok mnie. Nie jestem w stanie podnieść wzroku by
sprawdzić czy to wróg czy swój. W tym momencie to się nie liczyło. Było mi
wszystko jedno, nie przeszkadzało mi by gdyby ktoś teraz skrócił mój żywot.
Znów tracę kogoś bliskiego, nie mogę
tak więcej. Powoli braknie mi sił na tą bezsensowną walkę. Bo jak mogę wygrać
ze śmiercią? W końcowym rozrachunku to my ludzie będziemy przegrani i chociaż
wrócimy do Niej i spotkamy się z tymi, których utraciliśmy to ile lat przed tym
musimy cierpieć i rozpaczać? Czemu szczęście jest takie ulotne i ból trwa tak
długo? Dlaczego między tymi uczuciami nie ma równowagi? Czy strata jest wpisana
w bycie człowiekiem?
Czyjeś ręce obejmują mnie i
przyciągają w stronę obcego ciała. Zabieram dłonie z twarzy i dopiero teraz
spoglądam w górę na twarz tej osoby. Rubinowe oczy, które zawsze patrzyły
chłodnie i obojętnie teraz są pełne współczucia i smutku. On jako jedyny był w stanie zrozumieć to co
czuję, w końcu stracił ukochaną. Nie jestem w stanie dłużej powstrzymywać łez,
chociaż nigdy nie przynoszą ukojenia i pomimo tego, że obiecałem sobie, że już
nie będę płakać nie mogłem nic na to poradzić. Przytulam się do niego, a
ubranie tłumi mój cichy szloch. Dłuższy czas wszyscy milczą, ktoś przestąpił z
nogi na nogę.
- Jej ofiara nie może pójść na marne- nawet głos bez emocji w tej chwili wydaje
się być ich pełen.
- Wierzysz w to czy tylko tak mówisz?- Jedynie tyle jestem w stanie
odpowiedzieć, gdyż w mojej głowie pełno oskarżeń i sprzecznych myśli. W ich
oczach byłem już słaby, nie musiałem tego pogłębiać.
- Ja mogę wierzyć tylko w przebaczenie, od ciebie zależy co zrobisz. Ucieczka
może i jest najprostszym wyjściem to jednak w końcu nadchodzi czas, aby wziąć
odpowiedzialność za swoje czyny by móc później nie obwiniać się, że nie udało
się czegoś zmienić.- W tych słowach było trochę racji i chociaż bardzo chciałem
się poddać, może nawet uciec to przecież im też nie przychodziło to z
łatwością. Też ją znali. Byli jej przyjaciółmi, znali ją bardziej lub mniej,
ale wciąż nimi pozostawali.
- Powinniśmy ją pochować- przerywam ciszę. Zgodzili się ze mną.
Niosę jej ciało w drżących rękach,
udaję się w stronę jeziora, wchodzę do niego. Pozwalam jej ciału utonąć w nim,
opaść na dno wraz z naszym sukcesem w tej misji. Ale to nie było już ważne.
Pewnie chciałaby abyśmy dalej kontynuowali tą misję, skończyli to co
zaczęliśmy. Nie pozostało nam nic innego jak spróbować, chociaż to będzie
strasznie trudne. Będziemy musieli odwlec żałobę. W końcu poświęciła się dla
nas. Jednak czemu nie poczekała na nas? Gdybyśmy spróbowali zrobić to razem,
nikt nie musiałby umierać. Teraz jej uśmiech jest jedynie wspomnieniem…
Yaay wróciłaś. Notka fajna, chociaż postacie, które wystąpiły w tym opowiadaniu nie są mi znane. Mi to nie przeszkadza jednak. Czekam na dalsze twe twory (: Niech wen będzie z tobą : p
OdpowiedzUsuń