28 czerwca 2013

23. Vacanza~

Witajcie!

    Dzisiaj zaczynają się wakacje, lecz ja mam dzisiaj drugi powód do świętowania, gdyż są moje urodziny. Jednak nie o tym chciałam tutaj napisać. Miałam dla was coś napisać, ale niestety następny rozdział ff z khr w ogóle nie chce zacząć się pisać. Wprowadź akcję, a potem się dziw, że nie wiesz co dalej ;c Życzę wam dobrze spędzonych dni na świeżym powietrzu z przyjaciółmi i nie no-lifcie za dużo. A ja niedługo nowy rozdział, czy coś innego.
    Na koniec pozostało mi was tylko przytulić C:

23 czerwca 2013

22. [KHR FANFIC] Rozdział 6 "Assonato phantom"

Witajcie!

    Oto nowy rozdział dość dziwny i odmienny od poprzednich i dłuższy co najważniejsze, więc zapraszam do czytania i komentowania. Za błędy przepraszam, gdyż nie miałam jak sprawdzić tekstu, a obiecałam, że go dam, ale jeśli takowe występują poprawię je już jutro.

~~

Rozdział 6 "Assonato phantom"

     Deamon Spade był strażnikiem mgły pierwszego Vongolii, która chciała, aby była to najpotężniejsza mafijna rodzina.

    Sen nadszedł równie szybko co wcześniej, wiedza, że nie jest się samemu bardzo mu pomogła. Nie śniło mu się nic, jedynie czerń jakby umysł był zbyt zmęczony na snucie opowieści. Jednak bezkres czerni przerwała zmora, która zamąciła spokój. Wszystko nagle nabrało kształtów w odcieniach czerni, szarości, spowijając bezmiar mgłą. Przed nim ułożyła się ścieżka z ciemnych jakby kamieni, a oprócz nich była tylko nicość. Mógł zacząć jedynie iść, a gdy postąpił krok na przód, podest-kamień spadł ku niebytowi. Szedł dalej nie wiedział ile czasu minęło, a w liczeniu w końcu się pogubił. Droga wreszcie się skończyła, a raczej oprócz nicości pojawiło się coś jeszcze. Przestrzeń zapełniły misternie zdobione prostokąty, które lekko obracały się wokół własnej osi, okazały się one kartami. Kier, pik, karo, trefl zawieszone, dryfujące w bezkresie. Gdy spojrzał przed siebie ujrzał białą postać unoszącą się trochę nad ‘kamienną’ ścieżką. W tej samej chwili zaczął spadać w dół. Coraz głębiej w dół. Myślał, że spadał wieki, a w uszach czuł pęd powietrza, zaś łzy utrudniały mu widzenie. ~To wciąż sen?!~ Zapytał młócąc bezradnie rękami w przestrzeni.
    Jego plecy w końcu trafiły na jakąś powierzchnię, a siła upadku skutecznie pozbawiła go tchu jak i ogłuszyło, że zamknął na chwilę oczy. Gdy otworzył je znów wszystko było przesycone odcieniami pomarańczy- koloru płomieni nieba. Wszystko wokół niego zaczęło płonąć, ogień przemieszczał się szybko po posadzce w jego stronę. Chciał jakoś uciec od aż nazbyt prawdziwego żaru. Jednak nie było gdzie. Gdy uniósł oczy zobaczył tą samą białą postać, nie chodziło o to, że była ubrana w biel, była tylko z tego koloru, nie można było rozróżnić gdzie są oczy, a gdzie usta, była jakby konturem o tej barwie. To- gdyż płeć również była tajemnicą; uniosło ręce do góry, a płomienie będące pod nim wyrwały się do góry, otaczając po bokach jak i z tyłu ciało postaci i rozszerzając się u góry. Płomienie majestatycznie ułożyły się w kształt feniksa wokół tego. Tsunayoshi zasłonił oczy ręką, gdyż raził go blask wydobywający się od postaci i tworu z płomieni. W tej samej chwili ogień dosięgną jego nóg, otoczył go całego, jednak nie krzywdził go, ani nie uczynił niczego podobnego. Nie było wolnego miejsca od niego, zaczął on rosnąć tworząc różne scenerie, historie postaci. Podłoga stała się miejscem pokazującym historię, odległe minione czasy.
    Jeden z nich pokazywał budynki jakiegoś miasta, gdzie w alejkach biegli ludzie, ciekając przed strzelającymi mężczyznami. Biegli labiryntem, jednym udało się uciec, inni zapędzeni w kozi róg zostali brutalnie zamordowani.
    Druga z nich to było wnętrze willi, gdzie mężczyzna na oczach małego dziecka zabił jego rodziców, młodsze rodzeństwo, a później samego dzieciaka. Wszędzie była krew, a echo przerażenia, bólu i okrucieństwa było niemal wyczuwalne.
    Inne z nich ukazywało wieżę kościoła, na której stał jakiś mężczyzna, popchnięty na belkę przez strażników z halabardami został zmuszony do skoku w z najwyższego punktu w mieście. To jak spadał przypominało lot ptaka, jednak zakończenie było o wiele gorsze, mokra plama tylko tyle po nim zostało.
    Każda inna przedstawiała podobną równie straszną scenę, w której działy się najróżniejsze możliwe okrucieństwa. Od pobić, po tortury i morderstwa. ~Dlaczego to coś mi to pokazuje?!~ Uczucia z tych wspomnieć, które teraz utkane były z ognia przechodziły wprost do jego głowy. Z jego oczu zaczęły płynąć łzy, nawet one chociaż kapały na posadzkę, nie były w stanie ugasić ognia.
- Dlaczego?!- Zawył przepełniony bólem, który trafił do niego. – Dlaczego każesz patrzeć mi na to?! Czym zasłużyłem sobie na to?! Dlaczego..?- Skulił się uderzając pięściami o podłogę, łzy uniemożliwiały mu prawie całkowicie patrzenie. Biała postać wyciągnęła przed siebie rękę, jej paznokcie były nieco dłuższe niż palce i zwężały się na końcach- przypominając szpony. Na otwartej dłoni pojawił się mały przedmiot, aby go dojrzeć Tsunayoshi musiał przetrzeć oczy parę razy. Wyciągnięta w jego stronę ręka, trzymała pierścień, pierścień Vongolii w swojej pierwszej, pierwotnej wersji. Patrząc na niego teraz Decimo czuł obezwładniający smutek, jakoby całe jego istnienie zostało przeklęte i przeznaczone jedynie na stratę. Łzy znów zaczęły ciec po jego policzkach, brodzie, kapiąc to na rękę to na ziemię. Wstał bardzo wolno, nie czując się pewnie na własnych nogach. Podszedł do postaci wyciągając prawą rękę przed siebie. Dłoń z bieli uniosła się trochę w dół, dając mu możliwość dotknięcia pierścienia. Gdy tylko jeden z jego palców natrafił na metal, wybuchł on stając się pasmem jasnego światła, które otoczyło Tsunę i skierowało się w stronę wciąż trwających wspomnień.
- Musisz poznać swoje dziedzictwo, Tsunayoshi Sawada, Decimo Vongola- głos białej postaci, wydawał mu się jakby znajomy, lecz nie widział skąd go znał. Był dość melodyjny, pradawny, ale płeć tego wciąż nie była określona. Światło wbiło się w ogniste wspomnienia zmieniając ich treść czasem doszczętnie niszcząc, wszystko się zmieniało, po chwili płomień zastąpiło czyste światło, otoczyło ono też Tsunę, biegnąc po jego palcach, dłoni, nadgarstkach, łokciu, ramieniu, coraz wyżej zagarniając całe jego ciało. Światło łagodziło wszystkie nieprzyjemne uczucia, wydawało się składać z miłości i ciepła, które przebijało wszystkie inne odczucia. Otuliło go swoim blaskiem dając mu także coś czego poczuć nie mógł, to co miał poznać dopiero w godzinie najcięższej z prób, poznania prawdziwego dziedzictwa z rodu, z którego pochodzi. Spojrzał w górę, na białą postać, skinęła lekko głową i wtedy ujrzał, że przez nieskalaną biel ujawniają się oczy. Całe w różnych odcieniach pomarańczy- stworzone z płomienia nieba o białych wąskich wręcz szpiczastych źrenicach. Widok wydał mu się nienaturalny, niepojący, a spojrzenie niosło w sobie przerażająca siłę i zdecydowanie.
- Kim jesteś..?- powiedział cicho. Jednak w tej samej chwili palec wskakujący przypominający szpon wskazał na jego serce, a on zaczął spadać w dół.
- Scrimolo*, labbro*- to było ostatnie co usłyszał i zobaczył w tym ‘śnie’.

~~

assonato phantom- senne zjawylabbro, scrimolo- krawędź skraj

18 czerwca 2013

21. [KHR FANFIC] Rozdział 5 "Phantasm"

Witajcie!

    Ten rozdział w przeciwieństwie do poprzedniego powstał bardzo szybko i sprawnie i chociaż w moim zeszycie zajął 3 strony [1,5 kartki] naprawdę wyszedł dość krótki, tak więc musicie to przeżyć. Na pocieszenie dodam, że mam już około połowię r6, więc ujrzycie go dość szybko. Zapraszam do czytania i komentowania. Do tego coś strona źle mi dzisiaj działa i nie chce współpracować, bo czcionkę mi źle ustawiła i odstępy usuwa xd

~~

Rozdział 5 "Phantasm"



    Elena była piękną kobietą, której zależało na Vongolii. Dlatego też dołączył do nich Spade, ponieważ droga była mu ta kobieta. Ona oprócz swego wyglądu miała uczynne, dobre serce i była ważną częścią organizacji, chociaż otwarcie w niej nie działała.
                                                                                 
    Gdy pierwszy raz otworzył oczy, świat wydawał się zamglony i zamazany, przez chwile nie wiedział gdzie jest. Dostrzegł zarys postaci stawiającej coś prawdopodobnie na szafce. Miała jasne, długie blond włosy. Tsuna pomyślał nawet, że umarł i anioł przyszedł po niego. Jednak utracił świadomość równie szybko co ją odzyskał.
    Gdy drugi raz uniósł powieki świat wydawał się normalny, a ktoś właśnie cicho wszedł do jego pokoju. Wolno podniósł się do siadu, krzywiąc się nieznacznie.
- Powinieneś jeszcze leżeć- odezwał się ciepły głos. Tsuna uśmiechnął się nieznacznie do podchodzącego i siadającego na skraju łóżka Giotto.

- Nic mi nie jest, martwiłem się bardziej o ciebie, w końcu z mojej winy zostałeś postrzelony. – Głos mu dziwnie zadrżał i niepewnie wyciągnął rękę dotykając wybrzuszenia od bandaża na jego koszuli. Primo złapał jego rękę w nadgarstku i przyłożył dłonią do miejsca gdzie znajdowało się jego serce.

- Nie masz do tego powodu, gdyż wciąż żyję, póki bije moje serce.- Tsuna odpowiedział mu jedynie lekkim uśmiechem i skinął głową. ~Bije tak spokojnie, chociaż ucierpiał, a mi nie stało się nic, a wydaje się, że moje zaraz wyskoczy. To nie ma większego sensu... A może?~ Poczuł jednak spokój i rozluźnił się nieco.

- Kim była osoba, kobieta, która tutaj przyszła?- Zapytał po chwili, zbyt ciekawy odpowiedzi, chociaż również mogła to być halucynacja, przywidzenie.

- Elena przyszła do ciebie- odpowiedział wstając i zaczął chodzić po pokoju.- Muszę cię przeprosić za to co stało się trzy dni temu.

- Trzy dni?!- Przerwał zaskoczony Tsunayoshi.- Byłem nieprzytomny aż całe trzy dni?

- Niestety tak, nie dało się ciebie obudzić jakbyś zapadł w śpiączkę- wyjaśnił mu krótko.
- Myślałem, że o wiele krócej… Ale to było dziwne, wydaje mi się, że słyszałem na początku śpiew, a potem widziałem jedynie czerń i nic więcej. Jednak mogło mi się to przesłyszeć, albo to tylko moja wyobraźnia. Nie potrafię tego zrozumieć. Dzieje się to za szybko.- Mruknął przymykając oczy. Położył się i został przykryty kołdrą przez Giotto.
- Oby ci się tylko zdawało- powiedział cicho.- A teraz powinieneś się przespać. Rozmowę dokończymy później.

- Zostałbyś ze mną?- Zapytał niepewnie szatyn, zdawał sobie sprawę, że brzmiało to szczeniacko, ale słowa obecnego szefa zmartwiły go i nie chciał, obawiał się trochę być teraz sam. ~Oby? Jak to oby? Ale co jeśli była to prawda? Co wtedy mam zrobić?~

- Dobrze- skinął głową i pozostał przy nim.

            
~~
             

phantasm- przywidzenie [według jakiegoś dziwnego słownika]

14 czerwca 2013

20. [KHR FANFIC] Rozdział 4 "Passeggiata a notte inoltrata"

Witajcie!

    Ten rozdział zabił moją wenę na amen, umarło przy nim wiele biednych zwierzątek i wszystkiego innego. W ogóle nie mogłam zacząć go pisać, ale właśnie on stał miedzy 'nudnym początkiem' a 'fabułą'. Oceńcie sami jego beznadziejność. Całe szczęście, że jednak udało mi się znaleźć piosenki, które mi pomogły napisać 3 część tego rozdziału. Propozycje, sugestie i opinie mile widziane w komentarzach.
~~

Rozdział 4 "Passeggiata a notte inoltrata"

    G był przyjacielem Giotto od czasów dzieciństwa. Primo zawdzięcza między innymi swoje życie, gdyż przez młodzieńczą głupotę mało go nie stracił. Był lojalny wobec szefa i bronił go nawet wtedy kiedy jego życie było narażone, chociaż nie podobało się temu, który został obroniony. G mimo całej swej porywczości był osobą mądrą i jego rady liczyły się dla Giotto. Jednak ludzie bali się go, jego groźnego wyglądu, tego jak bardzo szybko sięgał po broń, był osobą niebezpieczną dobrze to wiedzieli i uważali na niego.

    Przez naglą zmianę czasu Tsunayoshi nie był w stanie usnąć w nocy pierwszego dnia, gdyż w Japonii minęło dopiero południe, więc właśnie dlatego Primo zaproponował mu, że oprowadzi go wieczorem, chociaż na początku jego Prawa ręka uparcie twierdziła, że powinien wypocząć, ale zbył go machnięciem ręki, więc protest skończył się tak samo szybko jak zaczął.
    Noce we Włoszech były nie wiele zimniejsze od dni w środku lata. Przez tą temperaturę Tsuna chodził ospały i trudniej mu się myślało, jednak po zachodzie słońca było lżej.
    Jedyne co widział do tej pory był to pokój, który został przyszykowany dla niego. Znajdował się na trzecim piętrze co oznaczało chyba, że jest uprzywilejowany, gdyż ci, którzy musieli nocować, spali na pierwszym bądź drugim piętrze, a na trzecim znajdowały się różne ważne osoby, przynajmniej tyle zrozumiał z odpowiedzi G, który nie miał ochoty mu tego tłumaczyć.

    Zmrużył lekko oczy napotykając silne światło latarni podwórkowej, obok niej jak zaczarowane tańczyły ćmy, komary i inne nocne owady. Udał się w stronę ogrodów mając nadzieje, że napotka tam Primo. Skomplikowane wzory z krzewów, kwiatów, kręta ścieżka znikająca na horyzoncie wśród morza zieleni. Miejsce wydawało się dość magiczne, Decimo nie widział piękniejszego ogrodu, jednak nie przypominał sobie, aby to miejsce wyglądało tak wspaniale i czarujące za jego czasów. Przysiadł na jakieś ławce ukrytej w cieniu. Nie spostrzegły go dwie postaci idące niedaleko. Rozmawiały ze sobą cicho czymś zaaferowane pomimo tego, że starały się wyglądać jakby nic się nie działo. Nie był wstanie zrozumieć szybko wypowiadanych słów półszeptem. Jedyne co usłyszał to powtarzające się ‘insorgere*’. Zastanawiał się co to znaczy, jednak owe słowo tak samo szybko jak wpadło do jego głowy to wypadło z niej. Dłuższy czas siedział na ławce zanim zjawiła się osoba, na którą czekał. Zdążył całkowicie zapomnieć o rozmowie dwóch obcych. Przywitał Tsunę z uśmiechem tak jakby żadne troski i zmartwienia nie wyżarły piętna w jego duszy, po ciele tego tym bardziej nie było widać. Nie wiele starszy od Tsunayoshiego.
    Decimo wstał i udał się w przechadzkę w środku nocy z Giotto, w ciemności błyszczały bursztynowe oczy obecnego szefa. Zewsząd otaczała ich cisza tylko ich równe kroki wybijały jakiś rytm. Szatyn przerwał ciszę.
- Mógłbyś mi opowiedzieć trochę co tutaj się dzieje?- Pierwszą odpowiedzią był przyjacielski uśmiech, na który Tsuna nie mógł być obojętny. Czuł jakby znał go od zawsze.
- Zapewne ciekawi cię, w jakiej części Włoch się znajdujesz. Rejon- Kalabria, a najbliższe największe miasto to Catanzaro, portowe tak dokładniej, więc ułatwia to pewne sprawy. Z rodzin, z którymi współpracujemy najbliżej- Shimon, obecnie też prowadzimy negocjacje z Cavallone. Jest o wiele mniejsza i niedawno została stworzona jednak współpraca z nimi może przynieść korzyści dla obu stron, jak nie w tym to w przyszłych pokoleniach. Niedawno w Sycylii ustały zamieszki spowodowane walką kilku rodzin, nas to nie dotyczyło specjalnie. Wpływ Ameryki powoli staje się widoczny w naszej działalności, lecz wciąż największy problem to Rosyjska mafia, w większości chce wyeliminować tutejszą, aby móc przejąć wpływy. Nie jedną już zniszczyli od środka.- Skrócił mu.
- Nie powinniście również uważać na to zagrożenie?- Zapytał po chwili.
- Nie musisz się martwić wszystko jest pod kontrolą- lekki uśmiech pojawił się na jego twarzy. Wyszli na otwarty teren, koło wysypane żwirem o średnicy kilku metrów, po środku mała fontanna- niszczona w przyszłości. Granice okręgu otaczał wysoki na ok. półtorej metra żywopłot. Giotto zatrzymał się w pół kroku, obrócił głowę szukając czegoś mroku, mrużąc brwi z niezadowoleniem. ~Coś jest nie tak?~ Tsuna poczuł dziwny lekki niepokój, lecz nie wiedział gdzie znajduje się to co go wywołało. Poczuł jak Primo przyciąga go do siebie zakrywając go swoim ciałem, ukrywając w płaszczu. Mniej niż sekundę później słychać strzał. Krew zabarwia ubranie, przebija się przez kamizelkę. Nabój przeznaczony był dla niego- Dziesiątego. ~Ale dlaczego?~ Myśli jak dzikie psy atakują jego głowę, nic nie wydaje mu się logiczne. ~Przecież bardzo mało osób mnie widziało, skąd mogą wiedzieć kim jestem i dlaczego od razu chcą mnie zabić? Co jest nie tak? Jak mogą?~ Coraz szybciej przewijały się przez jego głowę. Poczuł jak silne ręce przytulają go mocniej i gładzą opiekuńczo po włosach, chociaż Decimo wcale nie ucierpiał.
- Zamknij oczy- usłyszał cichy szept obok ucha, wykonał posłusznie polecenie, chociaż wcale nie chciał tego robić, zacisnął dłoń na jego ubraniu. Nie wiedział co zdarzyło się później, usłyszał jedynie cichy czyjś śpiew, niepodobny do ludzkiego, tak piękny i niepowtarzalny, kusił i wabił do siebie, nic tylko oddać swe życie tej istocie. Stracił przytomność, zaczął opadać w głąb czerni, chociaż nic takiego się nie działo. A słowa odbijały się w jego głowie. ~Volo più persuadersi*~

~~

passeggiata a notte inoltrata- spacer, przechadzka późną nocą
insorgere*powstać, pojawić się, zbuntować sięvolo più persuadersi- latać i uwierzyć

03 czerwca 2013

19. Luminous Shadows

Witajcie!

    Dzisiaj mam dla was coś innego niż ff, a mianowicie krótkie opowiadanie wprost z uniwersum, które stworzyłam (kiedyś spiszę całą jego historię). Jednak na rzecz tego zostało pokazane w najczarniejszych możliwych barwach. A natchnął mnie do tego obrazek zobaczony na dA, znajdziecie go na końcu tego posta.

~~

Luminous Shadows

    Szary świat ukryty w cieniach, zardzewiałe mosty, zardzewiali ludzie i ich serca. Ci, którym ufali zostali uwięzieni i pogrzebani przez ich zdrady. Niewybaczalne kary i czyny. Krew niczym powietrze otacza ich wszędzie. Gdzie ta utopia zniknęła? Czemu bogowie pochowani są wśród ruin dusz-miast? Czemu tylko ona widzi to i wylewa łzy? Słone łzy... Nawet one nie przyniosą oczyszczenia. Zapomniani, zagłodzeni przez wojny, bogowie czemuś cie pozwolili na coś takiego? Dlaczego wasze łuski nie lśnią? Czemu nie niosą nadziei? Gdzie ją zgubiliście? Zamknięci wśród własnej przeszłości, świetliste cienie... Obietnice niczym karty na stół rzucone zostały przysypane miedzianymi monetami. Nie znaczą nic. Zupełnie nic. Nic nie ma już wartości.
    Szelest błoniastych skrzydeł. Jedno spojrzenie zielonych oczu, czyjś blady uśmiech kamuflujący ból oraz czyjaś dłoń trzymająca miecz. Słabe światło świecy rozjaśnia cienie. Pysk unosi się w górę, zielone oczy, a w nich iskra nadziei. Uśmiech z ulgą wymieszany. Dłoń w górę podniesiona. "Jesteśmy ostatnią nadzieją tego świata, czas dać im to czego potrzebują!"- Powiedział trzymający świecę.
    Głośny ryk, okrzyk radości, następny i jeszcze jeden bojowy. Czas, w którym spaczenie przeżarło ludzkie dusze, czasy zamglone przez odór śmierci. Era Końca Czasów. Pięć istnień- upadły bóg, wybrana, przeklęty, szlachetny oraz stwórca. Ich wrogiem będą nawet oni sami, ale siłą ich umysły i jeden wspólny cel.
    Pokonani? Wymazani? Spaczeni? Odszczepieni? Zamordowani? Póki jedno serce bije, będą bić wszystkie, cienka pajęcza nić przeznaczenia łączy ich i owija się wokół ich krtani. Gdy jeden spadnie w dół pociągnie w ramiona śmierci pozostałych. Krucjata dla świata? Czy może dla ich serc? Usprawiedliwienie dla sumienia? Łzy wciąż spływają po policzkach.
    Czarnowłosy przerzucił miecz przez ramię idąc na przodzie z poważną miną. Z twarzy szatyna nie schodził lekki uśmiech. Wybrana szła jednak bez wyrazu, słowa, które zapomniała, przepowiednia odbiła się echem w jej głowie. "Ci którzy światłem byli, popadli w mrok, aby uratować lub zniszczyć ten świat. Oni są sprawiedliwością subiektywną, nie rozgrzeszą, lecz wydadzą osąd, niemoralny osąd..."
    Przeklęty był niegdyś magiem, jednym z najlepszych magów światła, blask jego czarów rozgramiał mrok, lecz dosięgnęło go ramię zazdrosne, ramie złe, przeklęło go. Teraz na granicy stoi między światłością, dla której walczył i mroku, z którym walczył. Pomiędzy. Jedno oko lazurowe jak bezkres nieba, drugie czerwone jak pożar w duszy, jak lawa w otchłani krateru...
    Szlachetny niegdyś zwykłym strażnikiem miejskim był, lecz oszustwo, wina za coś czego nie popełnił spadła na niego jak głaz. Żelazne kraty zatrzaśnięto przed nim, rdza została na jego rękach. Stracił wiarę w ludzi. Spadał wgłąb dziury ziejącej w jego piersi, coraz głębiej i niżej... Aż uderzył o dno...
    Wybrana była zwykłą dziewczyną, którą ktoś kiedyś porzucił na próg domu wujostwa. Została naznaczona przez najpotężniejszych mocą zrozumienia. Jednak słaba została skurzona pięknymi słowami przez demona, zrozumienie odeszło w cień. Gdy została z niej tląca się drzazga, wiara stracona  dogasała, lecz wciąż pozostała nadzieja...
    Upadły bóg był sprawiedliwym, dobrym sędzią. Wyrozumiały do czasu utraty, zniszczenia jego brata. Serce przepołowione przez ból na miliony kawałków niczym diament zaczął rozdzierać go od środka. Konając przybyło wiele pytań i brak odpowiedzi- tak szaleństwo zapukało do jego drzwi, które uchylone zostały...
    Stwórca wykreował świat, dumny ze swego dzieła zbyt późno zobaczył swoje błędy. Zaczął powątpiewać w swoje dzieło, porzucił czas i natchnienia, umywając ręce. Pycha go zgubiła...
    Upadłego boga łuski już nie lśnią, czerń i smutek je pokryły, nadzieja umarła, smok ryczał z rozpaczą, aż w końcu na swej drodze spotkał stwórcę. Białowłosy uśmiechnął się do niego uspokajająco pokazał mu świecę, którą trzymał. "Czasami możemy być lepsi, lecz musimy wierzyć, żeby ktoś mógł zaufać". Słowa bez sensu pokrzepiły rozbite serce i zaleczyło skaleczenia. Smok ruszył przed siebie niosąc blask nadziei na smolistych skrzydłach. Aż na swej drodze spotkał dziewczynę, przez błąd i naiwność wyniszczoną nadzieją podzielił się z nią, wtedy żar zmienił się w ogień i nadzieja przerodziła się w wiarę. Dziewczyna na swej drodze spotkała nędzarza, który po wyjściu z więzienia stracił wszystko co posiadał. Ona dała mu wiarę, która przebudziła i odrodziła wszystko inne w tym szlachetność jego. Strażnik podczas podróży spotkał maga na skraju, zagubionego, który chciał targnąć się na swe życie jednak szlachetność mężczyzny, stałość w przekonaniach pomogła mu wybrać właściwą ścieżkę i harmonię w swej duszy osiągnąć.
    Ci, którzy na jasną drogę zawrócili, z mroków zimnego całuny się wyrwali swą ostatnią wolą się uwolnili są nadzieją jedyną. Siła ich przekonań i czynów zwrócili losu świata ku destrukcji bądź przetrwaniu.
    Lecz dlaczego łzy wciąż płyną z jej oczów..? Czemu ciągle siedzi zapłakana? Gdzie zgubiła swą nadzieje? Gdzie jej wiara? Gdzie jej przekonania? Czyżby zatraciła je? Na czyją część to zrobiła? Dlaczego przestała ufać? Czemu przestała szukać zmian?
    Całun mroku rozświetliła wielka fioletowa źrenica- spaczenie tego świata, zamęt, chaos, zdrada, obłuda; różne nazwy tego samego upadłego boga niezgody. Wielki prastary smok o łuskach dymnych, mgłą spowity, za ciemnością skryty. Czyj oddech będzie ostatni? Zła czy dobra..?