31 sierpnia 2013

27. [Naruto FANFIC] Jesteś ostry jak ten naleśnik

Witajcie!

    Prezentuję dziś jeden z pierwszych fanfic'ów z Naruto. Ten miał być wesoły i humorystyczny, ale sami oceńcie. Pisany narracją pierwszoosobową.

~~


    Dzień zaczął się jak zwykle zwyczajnie. Słońce wpadało przez okno do pokoju, gdzieś na dole ktoś znowu jak zawsze zamiatał liście, które  nie wiadomo jak i gdzie co rano przykrywały chodniki wioski [w zimę to był śnieg, jednak wciąż podejrzane]. Leniwie wyszedłem z łóżka, to też była codzienność. Nigdzie mi się nie spieszyło, bo niby gdzie.  Ubrałem się na maskę założyłem następną. To mój osobisty sposób na zabicie w ciekawskich ludziach ich logiki. Przecież nikt się tego nie będzie spodziewał! Chwytam w dłoń jeden z nieprzeczytanych tomów książki i chowam do kieszeni. Upewniam się, że zamknąłem drzwi i opuszczam dom przez okno. Pohasałem  po dachach do siedziby Hokage, aby dowiedzieć się jaką grupę otrzymałem w tym roku. Już im współczuje, następna grupka, która nie zda.

    Było dużo po dziesiątej gdy czytałem listę z 3 nazwiskami, która okraszona była zdjęciami. Na jedno ze zdjęć patrzyłem dłuższą chwilę. 

- Ninja w pomarańczowym dresie? To dowalił…- mruknęłam sam do siebie, bo nikogo nie było na przestrzeni kilometra. Do tego nawet nie potrzeba cheaterskiego oka, które obecnie zakryte było przez ochraniacz na czoło.


    Spotkanie z moimi podopiecznymi nie było najlepszym pierwszym spotkaniem w moim życiu. Wciąż nie mogę wytrzepać kredy z włosów, oprócz tego, że są srebrne to teraz jeszcze białe. Czułem, że przedwcześnie zsiwieje, ale żeby tak na dzień dobry? Gdy opowiedzieli mi o sobie, mogę stwierdzić jedynie.  Sakura- Barbie (różowe włosy…) [Sasuke-kun, Sasuke-kun, Sasuke-kun]; Naruto- dziecko ADHD (z lisem w brzuchu- promocja w Biedronce) [Ramen, Hokage, Hokage, Hokage, Ramen, Ramen]; Sasuke- emo (prawdopodobnie nr 1 w wiosce w sztuce emowania) [zabić, zabić, zabić, hoduje najlepsze szafowe grzyby na tym terenie].

    Po jednym dniu w ich towarzystwie muszę stwierdzić, że bez tabletek się nie obędzie. Ten z ADHD w pomarańczowym dresie ciągle kłóci się z emo, gdy Barbie wzdycha do emo, który uważa, że jest irytujący, zaś ADHD wzdycha do Barbie, która też uważa, że lisowaty jest wkurzający. Do tego to gorsza Moda na sukces niż na jedynce. Na pocieszenie dla nich sądzę, że wszyscy są równie upierdliwi. A jak nie pomogą tabsy to najwyżej będę cię ciachać po nadgarstkach zaostrzonym naleśnikiem, wpadnę do Iruki, nie tylko ja byłem świadkiem powstania morderczych naleśników, dobrze, że nie eksplodują gdy się je zje. Chociaż kto wie. Ja wolę nie ryzykować, lubię moje gardło, tchawicę czy nerki. Są fajne.

    Co najgorsze udało im się zdać, nie sądziłem, że emo pierwszy wysunie propozycje nakarmienia ADHD. A niech to dunder świśnie… Gdzie moja książka?!

[Paręnaście misji później, po egzaminie~~]

    Dzień jak zwykle słoneczny, wiatr przyjemnie ochładza, gdzieś słychać miarowe zamiatanie liści (drzewa wciąż są ich pełne, więc ktoś musi je dorabiać, jakaś manufaktura, albo hurtowo made in China), co pewien czas dźwięk przewracania kartek w książce oraz ‘radosne’ dźwięki bijącego się emo z dzieckiem ADHD w stylu dziewczęcym- z paznokci go. Przez dzisiejszy trening nie mogą zrobić nic więcej- czasami jestem zły. Aby obliczyć kto wygrał, trzeba obliczyć ilość zadrapań, ten kto ma ich mniej wygrywa. Chociaż u Naruciaka to raczej trudne, bo przez te lisie blizny a’la wąsy, można zgubić się w liczeniu. Barbie została przez nich zignorowana, więc ja zostałem uraczony jej towarzystwem, co pewien czas potakując czy dorzucając jakieś niezobowiązujące pytanie. Mam podzielną uwagę jednak bardziej ciekawiło mnie co stanie się z Bernardem i Clarą!

    Gdy podniosłem wzrok znad książki zobaczyłem morderczy wzrok Saskłe, który przeznaczony był dla Naruciaka, ale to był inny szczegół. Owe emo miało tak czarne oczy, że na próżno było szukać źrenic. Może gdyby wsadzić mu palec do oka to by dało się znaleźć, a może i nie? Bo w końcu źrenica to dziura tak jakby…

    Zachodzące słońce oznaczające koniec dnia było znakiem, że czas już się zbierać do czterech własnych ścian. Spojrzałem na nich. Emo wraz z ADHD opierali się o siebie plecami i spali pozaznaczani małymi zadrapaniami na twarzy. Zaś na ich głowach znajdowały się wianki z kwiatów, które zrobiła Barbie. Sama też jeden miała na głowie i podeszła do mnie trzymając podobne dzieło, włożyła mi go na głowę z uśmiechem, zadowolona ze swego dzieła.

- Dziękuje, Sakura.- Wszystkie wianki były identyczne, chociaż jak na moje oko to ten, który był na głowie Sasuke zrobiony został lepiej, chociaż może mi się wydaje.- Czas już wracać do wioski. Pomóż mi ich obudzić.

    Gdy oboje się obudzili Naruto wyśmiał kwiatową ozdobę Sasuke, śmiejąc się na cały głos. Dostał w żebro od bruneta.

- Masz taką samą na głowie, młotku- powiedział jak zwykle głosem, które przewijało ślady wiecznego i wieczystego focha na świat. ADHD był niepocieszony gdy został o tym poinformowany, ale ożywił się, gdy usłyszał kto je zrobił.


    Mimo tego wszystkiego potrafią być dobrą drużyną i współpracować. Gdzie jest klucz do domu? Zostawiłem go w środku… No pięknie, to pokazałeś swoje umiejętności Kakashi…

17 sierpnia 2013

26. [FFVII FANFIC] Pustka

Witjacie!

    Powracam do was, po małej dłuższej awarii internetów. Złe to stworzenie oj złe. Ale nie obawiajcie się napisałam parę rzeczy, więc niedługo też coś jeszcze dostaniecie. Dzisiaj krótki fanfic, jeden z tych, w których próbuję opisać uczucia bohaterów [czyli treningowy], bo jak wspominałam albo i nie lepiej mi wychodzi opisywanie różnych zwrotów akcji itd. niż samych uczuć, więc trzeba ćwiczyć. Pod wirtualne pióro [czyt. klawiaturę] wzięłam sobie wtedy nieśmiertelne Final Fantasy VII. I jeden ze smutniejszych momentów w całej grze. Zapraszam do czytania i komentowania.

~~

    Gdy zobaczyłem jej ciało upadające bez ducha na kamienną podłogę nie byłem w stanie wypowiedzieć żadnego słowa. W miejscu gdzie znajdowało się jej serce wbite zostało ostrze długiej katany, a białowłosy sprawca wydawał się uśmiechać z triumfu.
    Tylko ona mogła powstrzymać meteoryt, uratować Planetę. Kogo jednak obchodził ten świat? Teraz gdy jej nie ma nic nie miało być takie samo. W końcu Aeris już się nie uśmiechnie, nigdy nie będzie się śmiała czy chociażby nie namówi nas do zrobienia czegoś niemożliwego. Czy ta walka ma jeszcze jakiś sens?
    Nie wiem kiedy upadam na kolana, nawet nie pamiętam co krzyczałem w jego stronę. Spoglądam na swoje ręce. Nie jestem w stanie zobaczyć jak moi towarzysze osłaniają mnie przed atakami, oni wciąż walczą gdy ja tracę przekonanie. Widok przed oczami rozmazuje się, a przez ciało przechodzi dreszcz. Zaciskam powieki chociaż to pomaga tylko na chwilę, przezroczysta, słona ciecz zaczyna ściekać po mych policzkach.
    Nastała cisza, któraś ze stron skończyła walkę, jestem wstanie usłyszeć krople uderzające o posadzkę wybijające smutną wolną melodię. Zasłaniam twarz dłońmi próbując wytrzeć łzy. Stukot butów, ktoś kuca obok mnie. Nie jestem w stanie podnieść wzroku by sprawdzić czy to wróg czy swój. W tym momencie to się nie liczyło. Było mi wszystko jedno, nie przeszkadzało mi by gdyby ktoś teraz skrócił mój żywot.
    Znów tracę kogoś bliskiego, nie mogę tak więcej. Powoli braknie mi sił na tą bezsensowną walkę. Bo jak mogę wygrać ze śmiercią? W końcowym rozrachunku to my ludzie będziemy przegrani i chociaż wrócimy do Niej i spotkamy się z tymi, których utraciliśmy to ile lat przed tym musimy cierpieć i rozpaczać? Czemu szczęście jest takie ulotne i ból trwa tak długo? Dlaczego między tymi uczuciami nie ma równowagi? Czy strata jest wpisana w bycie człowiekiem?
    Czyjeś ręce obejmują mnie i przyciągają w stronę obcego ciała. Zabieram dłonie z twarzy i dopiero teraz spoglądam w górę na twarz tej osoby. Rubinowe oczy, które zawsze patrzyły chłodnie i obojętnie teraz są pełne współczucia i smutku.  On jako jedyny był w stanie zrozumieć to co czuję, w końcu stracił ukochaną. Nie jestem w stanie dłużej powstrzymywać łez, chociaż nigdy nie przynoszą ukojenia i pomimo tego, że obiecałem sobie, że już nie będę płakać nie mogłem nic na to poradzić. Przytulam się do niego, a ubranie tłumi mój cichy szloch. Dłuższy czas wszyscy milczą, ktoś przestąpił z nogi na nogę.
- Jej ofiara nie może pójść na marne- nawet głos bez emocji w tej chwili wydaje się być ich pełen.
- Wierzysz w to czy tylko tak mówisz?- Jedynie tyle jestem w stanie odpowiedzieć, gdyż w mojej głowie pełno oskarżeń i sprzecznych myśli. W ich oczach byłem już słaby, nie musiałem tego pogłębiać.
- Ja mogę wierzyć tylko w przebaczenie, od ciebie zależy co zrobisz. Ucieczka może i jest najprostszym wyjściem to jednak w końcu nadchodzi czas, aby wziąć odpowiedzialność za swoje czyny by móc później nie obwiniać się, że nie udało się czegoś zmienić.- W tych słowach było trochę racji i chociaż bardzo chciałem się poddać, może nawet uciec to przecież im też nie przychodziło to z łatwością. Też ją znali. Byli jej przyjaciółmi, znali ją bardziej lub mniej, ale wciąż nimi pozostawali.
- Powinniśmy ją pochować- przerywam ciszę. Zgodzili się ze mną.
    Niosę jej ciało w drżących rękach, udaję się w stronę jeziora, wchodzę do niego. Pozwalam jej ciału utonąć w nim, opaść na dno wraz z naszym sukcesem w tej misji. Ale to nie było już ważne. Pewnie chciałaby abyśmy dalej kontynuowali tą misję, skończyli to co zaczęliśmy. Nie pozostało nam nic innego jak spróbować, chociaż to będzie strasznie trudne. Będziemy musieli odwlec żałobę. W końcu poświęciła się dla nas. Jednak czemu nie poczekała na nas? Gdybyśmy spróbowali zrobić to razem, nikt nie musiałby umierać. Teraz jej uśmiech jest jedynie wspomnieniem…