Oto nowy rozdział dość dziwny i odmienny od poprzednich i dłuższy co najważniejsze, więc zapraszam do czytania i komentowania. Za błędy przepraszam, gdyż nie miałam jak sprawdzić tekstu, a obiecałam, że go dam, ale jeśli takowe występują poprawię je już jutro.
~~
Rozdział 6 "Assonato phantom"
Deamon Spade był
strażnikiem mgły pierwszego Vongolii, która chciała, aby była to
najpotężniejsza mafijna rodzina.
Sen nadszedł równie szybko co wcześniej, wiedza, że nie jest się samemu bardzo mu pomogła. Nie śniło mu się nic, jedynie czerń jakby umysł był zbyt zmęczony na snucie opowieści. Jednak bezkres czerni przerwała zmora, która zamąciła spokój. Wszystko nagle nabrało kształtów w odcieniach czerni, szarości, spowijając bezmiar mgłą. Przed nim ułożyła się ścieżka z ciemnych jakby kamieni, a oprócz nich była tylko nicość. Mógł zacząć jedynie iść, a gdy postąpił krok na przód, podest-kamień spadł ku niebytowi. Szedł dalej nie wiedział ile czasu minęło, a w liczeniu w końcu się pogubił. Droga wreszcie się skończyła, a raczej oprócz nicości pojawiło się coś jeszcze. Przestrzeń zapełniły misternie zdobione prostokąty, które lekko obracały się wokół własnej osi, okazały się one kartami. Kier, pik, karo, trefl zawieszone, dryfujące w bezkresie. Gdy spojrzał przed siebie ujrzał białą postać unoszącą się trochę nad ‘kamienną’ ścieżką. W tej samej chwili zaczął spadać w dół. Coraz głębiej w dół. Myślał, że spadał wieki, a w uszach czuł pęd powietrza, zaś łzy utrudniały mu widzenie. ~To wciąż sen?!~ Zapytał młócąc bezradnie rękami w przestrzeni.
Jego plecy w końcu trafiły na jakąś powierzchnię, a siła upadku skutecznie pozbawiła go tchu jak i ogłuszyło, że zamknął na chwilę oczy. Gdy otworzył je znów wszystko było przesycone odcieniami pomarańczy- koloru płomieni nieba. Wszystko wokół niego zaczęło płonąć, ogień przemieszczał się szybko po posadzce w jego stronę. Chciał jakoś uciec od aż nazbyt prawdziwego żaru. Jednak nie było gdzie. Gdy uniósł oczy zobaczył tą samą białą postać, nie chodziło o to, że była ubrana w biel, była tylko z tego koloru, nie można było rozróżnić gdzie są oczy, a gdzie usta, była jakby konturem o tej barwie. To- gdyż płeć również była tajemnicą; uniosło ręce do góry, a płomienie będące pod nim wyrwały się do góry, otaczając po bokach jak i z tyłu ciało postaci i rozszerzając się u góry. Płomienie majestatycznie ułożyły się w kształt feniksa wokół tego. Tsunayoshi zasłonił oczy ręką, gdyż raził go blask wydobywający się od postaci i tworu z płomieni. W tej samej chwili ogień dosięgną jego nóg, otoczył go całego, jednak nie krzywdził go, ani nie uczynił niczego podobnego. Nie było wolnego miejsca od niego, zaczął on rosnąć tworząc różne scenerie, historie postaci. Podłoga stała się miejscem pokazującym historię, odległe minione czasy.
Jeden z nich pokazywał budynki jakiegoś miasta, gdzie w alejkach biegli ludzie, ciekając przed strzelającymi mężczyznami. Biegli labiryntem, jednym udało się uciec, inni zapędzeni w kozi róg zostali brutalnie zamordowani.
Druga z nich to było wnętrze willi, gdzie mężczyzna na oczach małego dziecka zabił jego rodziców, młodsze rodzeństwo, a później samego dzieciaka. Wszędzie była krew, a echo przerażenia, bólu i okrucieństwa było niemal wyczuwalne.
Inne z nich ukazywało wieżę kościoła, na której stał jakiś mężczyzna, popchnięty na belkę przez strażników z halabardami został zmuszony do skoku w z najwyższego punktu w mieście. To jak spadał przypominało lot ptaka, jednak zakończenie było o wiele gorsze, mokra plama tylko tyle po nim zostało.
Każda inna przedstawiała podobną równie straszną scenę, w której działy się najróżniejsze możliwe okrucieństwa. Od pobić, po tortury i morderstwa. ~Dlaczego to coś mi to pokazuje?!~ Uczucia z tych wspomnieć, które teraz utkane były z ognia przechodziły wprost do jego głowy. Z jego oczu zaczęły płynąć łzy, nawet one chociaż kapały na posadzkę, nie były w stanie ugasić ognia.
- Dlaczego?!- Zawył przepełniony bólem, który trafił do niego. – Dlaczego każesz patrzeć mi na to?! Czym zasłużyłem sobie na to?! Dlaczego..?- Skulił się uderzając pięściami o podłogę, łzy uniemożliwiały mu prawie całkowicie patrzenie. Biała postać wyciągnęła przed siebie rękę, jej paznokcie były nieco dłuższe niż palce i zwężały się na końcach- przypominając szpony. Na otwartej dłoni pojawił się mały przedmiot, aby go dojrzeć Tsunayoshi musiał przetrzeć oczy parę razy. Wyciągnięta w jego stronę ręka, trzymała pierścień, pierścień Vongolii w swojej pierwszej, pierwotnej wersji. Patrząc na niego teraz Decimo czuł obezwładniający smutek, jakoby całe jego istnienie zostało przeklęte i przeznaczone jedynie na stratę. Łzy znów zaczęły ciec po jego policzkach, brodzie, kapiąc to na rękę to na ziemię. Wstał bardzo wolno, nie czując się pewnie na własnych nogach. Podszedł do postaci wyciągając prawą rękę przed siebie. Dłoń z bieli uniosła się trochę w dół, dając mu możliwość dotknięcia pierścienia. Gdy tylko jeden z jego palców natrafił na metal, wybuchł on stając się pasmem jasnego światła, które otoczyło Tsunę i skierowało się w stronę wciąż trwających wspomnień.
- Musisz poznać swoje dziedzictwo, Tsunayoshi Sawada, Decimo Vongola- głos białej postaci, wydawał mu się jakby znajomy, lecz nie widział skąd go znał. Był dość melodyjny, pradawny, ale płeć tego wciąż nie była określona. Światło wbiło się w ogniste wspomnienia zmieniając ich treść czasem doszczętnie niszcząc, wszystko się zmieniało, po chwili płomień zastąpiło czyste światło, otoczyło ono też Tsunę, biegnąc po jego palcach, dłoni, nadgarstkach, łokciu, ramieniu, coraz wyżej zagarniając całe jego ciało. Światło łagodziło wszystkie nieprzyjemne uczucia, wydawało się składać z miłości i ciepła, które przebijało wszystkie inne odczucia. Otuliło go swoim blaskiem dając mu także coś czego poczuć nie mógł, to co miał poznać dopiero w godzinie najcięższej z prób, poznania prawdziwego dziedzictwa z rodu, z którego pochodzi. Spojrzał w górę, na białą postać, skinęła lekko głową i wtedy ujrzał, że przez nieskalaną biel ujawniają się oczy. Całe w różnych odcieniach pomarańczy- stworzone z płomienia nieba o białych wąskich wręcz szpiczastych źrenicach. Widok wydał mu się nienaturalny, niepojący, a spojrzenie niosło w sobie przerażająca siłę i zdecydowanie.
- Kim jesteś..?- powiedział cicho. Jednak w tej samej chwili palec wskakujący przypominający szpon wskazał na jego serce, a on zaczął spadać w dół.
- Scrimolo*, labbro*- to było ostatnie co usłyszał i zobaczył w tym ‘śnie’.
Sen nadszedł równie szybko co wcześniej, wiedza, że nie jest się samemu bardzo mu pomogła. Nie śniło mu się nic, jedynie czerń jakby umysł był zbyt zmęczony na snucie opowieści. Jednak bezkres czerni przerwała zmora, która zamąciła spokój. Wszystko nagle nabrało kształtów w odcieniach czerni, szarości, spowijając bezmiar mgłą. Przed nim ułożyła się ścieżka z ciemnych jakby kamieni, a oprócz nich była tylko nicość. Mógł zacząć jedynie iść, a gdy postąpił krok na przód, podest-kamień spadł ku niebytowi. Szedł dalej nie wiedział ile czasu minęło, a w liczeniu w końcu się pogubił. Droga wreszcie się skończyła, a raczej oprócz nicości pojawiło się coś jeszcze. Przestrzeń zapełniły misternie zdobione prostokąty, które lekko obracały się wokół własnej osi, okazały się one kartami. Kier, pik, karo, trefl zawieszone, dryfujące w bezkresie. Gdy spojrzał przed siebie ujrzał białą postać unoszącą się trochę nad ‘kamienną’ ścieżką. W tej samej chwili zaczął spadać w dół. Coraz głębiej w dół. Myślał, że spadał wieki, a w uszach czuł pęd powietrza, zaś łzy utrudniały mu widzenie. ~To wciąż sen?!~ Zapytał młócąc bezradnie rękami w przestrzeni.
Jego plecy w końcu trafiły na jakąś powierzchnię, a siła upadku skutecznie pozbawiła go tchu jak i ogłuszyło, że zamknął na chwilę oczy. Gdy otworzył je znów wszystko było przesycone odcieniami pomarańczy- koloru płomieni nieba. Wszystko wokół niego zaczęło płonąć, ogień przemieszczał się szybko po posadzce w jego stronę. Chciał jakoś uciec od aż nazbyt prawdziwego żaru. Jednak nie było gdzie. Gdy uniósł oczy zobaczył tą samą białą postać, nie chodziło o to, że była ubrana w biel, była tylko z tego koloru, nie można było rozróżnić gdzie są oczy, a gdzie usta, była jakby konturem o tej barwie. To- gdyż płeć również była tajemnicą; uniosło ręce do góry, a płomienie będące pod nim wyrwały się do góry, otaczając po bokach jak i z tyłu ciało postaci i rozszerzając się u góry. Płomienie majestatycznie ułożyły się w kształt feniksa wokół tego. Tsunayoshi zasłonił oczy ręką, gdyż raził go blask wydobywający się od postaci i tworu z płomieni. W tej samej chwili ogień dosięgną jego nóg, otoczył go całego, jednak nie krzywdził go, ani nie uczynił niczego podobnego. Nie było wolnego miejsca od niego, zaczął on rosnąć tworząc różne scenerie, historie postaci. Podłoga stała się miejscem pokazującym historię, odległe minione czasy.
Jeden z nich pokazywał budynki jakiegoś miasta, gdzie w alejkach biegli ludzie, ciekając przed strzelającymi mężczyznami. Biegli labiryntem, jednym udało się uciec, inni zapędzeni w kozi róg zostali brutalnie zamordowani.
Druga z nich to było wnętrze willi, gdzie mężczyzna na oczach małego dziecka zabił jego rodziców, młodsze rodzeństwo, a później samego dzieciaka. Wszędzie była krew, a echo przerażenia, bólu i okrucieństwa było niemal wyczuwalne.
Inne z nich ukazywało wieżę kościoła, na której stał jakiś mężczyzna, popchnięty na belkę przez strażników z halabardami został zmuszony do skoku w z najwyższego punktu w mieście. To jak spadał przypominało lot ptaka, jednak zakończenie było o wiele gorsze, mokra plama tylko tyle po nim zostało.
Każda inna przedstawiała podobną równie straszną scenę, w której działy się najróżniejsze możliwe okrucieństwa. Od pobić, po tortury i morderstwa. ~Dlaczego to coś mi to pokazuje?!~ Uczucia z tych wspomnieć, które teraz utkane były z ognia przechodziły wprost do jego głowy. Z jego oczu zaczęły płynąć łzy, nawet one chociaż kapały na posadzkę, nie były w stanie ugasić ognia.
- Dlaczego?!- Zawył przepełniony bólem, który trafił do niego. – Dlaczego każesz patrzeć mi na to?! Czym zasłużyłem sobie na to?! Dlaczego..?- Skulił się uderzając pięściami o podłogę, łzy uniemożliwiały mu prawie całkowicie patrzenie. Biała postać wyciągnęła przed siebie rękę, jej paznokcie były nieco dłuższe niż palce i zwężały się na końcach- przypominając szpony. Na otwartej dłoni pojawił się mały przedmiot, aby go dojrzeć Tsunayoshi musiał przetrzeć oczy parę razy. Wyciągnięta w jego stronę ręka, trzymała pierścień, pierścień Vongolii w swojej pierwszej, pierwotnej wersji. Patrząc na niego teraz Decimo czuł obezwładniający smutek, jakoby całe jego istnienie zostało przeklęte i przeznaczone jedynie na stratę. Łzy znów zaczęły ciec po jego policzkach, brodzie, kapiąc to na rękę to na ziemię. Wstał bardzo wolno, nie czując się pewnie na własnych nogach. Podszedł do postaci wyciągając prawą rękę przed siebie. Dłoń z bieli uniosła się trochę w dół, dając mu możliwość dotknięcia pierścienia. Gdy tylko jeden z jego palców natrafił na metal, wybuchł on stając się pasmem jasnego światła, które otoczyło Tsunę i skierowało się w stronę wciąż trwających wspomnień.
- Musisz poznać swoje dziedzictwo, Tsunayoshi Sawada, Decimo Vongola- głos białej postaci, wydawał mu się jakby znajomy, lecz nie widział skąd go znał. Był dość melodyjny, pradawny, ale płeć tego wciąż nie była określona. Światło wbiło się w ogniste wspomnienia zmieniając ich treść czasem doszczętnie niszcząc, wszystko się zmieniało, po chwili płomień zastąpiło czyste światło, otoczyło ono też Tsunę, biegnąc po jego palcach, dłoni, nadgarstkach, łokciu, ramieniu, coraz wyżej zagarniając całe jego ciało. Światło łagodziło wszystkie nieprzyjemne uczucia, wydawało się składać z miłości i ciepła, które przebijało wszystkie inne odczucia. Otuliło go swoim blaskiem dając mu także coś czego poczuć nie mógł, to co miał poznać dopiero w godzinie najcięższej z prób, poznania prawdziwego dziedzictwa z rodu, z którego pochodzi. Spojrzał w górę, na białą postać, skinęła lekko głową i wtedy ujrzał, że przez nieskalaną biel ujawniają się oczy. Całe w różnych odcieniach pomarańczy- stworzone z płomienia nieba o białych wąskich wręcz szpiczastych źrenicach. Widok wydał mu się nienaturalny, niepojący, a spojrzenie niosło w sobie przerażająca siłę i zdecydowanie.
- Kim jesteś..?- powiedział cicho. Jednak w tej samej chwili palec wskakujący przypominający szpon wskazał na jego serce, a on zaczął spadać w dół.
- Scrimolo*, labbro*- to było ostatnie co usłyszał i zobaczył w tym ‘śnie’.
~~
assonato phantom- senne zjawylabbro, scrimolo- krawędź skraj
Biedny Tsuna, czego on się naoglądał. Ciekawe kim owa postać ze snu jest. Czekam jak to się dalej rozwinie (:
OdpowiedzUsuń