08 maja 2013

15. Rozdział 1 "Dar"

Witajcie!

  Tym razem rozdział pierwszy opowiadania dziejącego się w wymyślonym przeze mnie świecie, o którym jedno opowiadanie powstaje, ale póki co jest ściśle tajne. Dzieje się ok. 300-500 lat po wydarzeniach i przygodach, o których jeszcze nie wiecie. Chciałabym was zaprosić do mojego opowiadania jeszcze bezimiennego pełnego magii, dziwności, odrobiny uczuć* i niekończącej się przygody i także łez i straty, bo zmiany zawsze przynoszą ofiary.
*- z cyklu postacie też mają uczucia, tylko nie umiem ich opisywać, więc czas na naukę

~~

"Magia ukryta jest w naszej duszy, oczy są jej zwierciadłem, więc w nich szukaj odpowiedzi."- Księga Darów Tom XI

Rozdział 1 "Dar"

    Słońce lekko przebiło się przez zasłony muskając twarz brązowookiej. Zmrużyła oczy i podniosła się do siadu. Odgarnęła na bok kołdrę, podchodząc do okna. Rozsunęła bordowe zasłony, a jej oczom ukazał się piękny widok. Dopiero co wschodzące słońce odznaczało się na niebie różową poświatą, co powodowało, że świat wydawał się bardziej kolorowy niż zwykle. Sad w ogrodzie przy jej domu zdobiły tysiące kwiatów, a widok był jak z bajki. Uśmiechnęła się promiennie na nadchodzący dzień, była zbyt podekscytowana, aby usnąć, więc otworzyła okno i wspięła się na parapet siadając na nim opierając się o framugę. Dziś był pierwszy dzień, w którym miała zacząć uczęszczać do akademii.
    Jako ostatnia z całego swojego roku opuszczała szkołę, ponieważ jej magiczna moc przebudziła się jako ostatnia. Pomimo tego, że zostało jeszcze kilka osób, to wiadome było, że jej nie posiadają i zostaną odesłane do akademii, która nauczy ich jak żyć normalnie bez magii. Tym samym ich marzenia o pozostaniu wielkimi magami zostały zabite, ponieważ nie otrzymali w dniu narodzin daru smoków.
    Jakiego kto daru używa było rozpoznawalne dzięki kolorowi oczów, ten kto miał niebieskie mógł na przykład władać wodą, lodem bądź powietrzem, chociaż opanowanie trzech różnych technik było bardzo trudne i jedynie osoby o silnym duchu- czyli ilości magi w sobie były w stanie w jakiś stopniu podołać wyzwaniu. Lirieen posiadała brązowe tęczówki, więc mogła wybrać między ziemią- piaskiem bądź skałami. Wybrała to drugie. Gdy tylko na lekcji dowiedziała się o tym, że w oczach zapisana jest ich moc i zdolności bardzo żałowała, że nie posiada zielonych, ponieważ władać mogłaby wtedy całą naturą (o ile by była na tyle potężna) czy też uzdrawiać ludzi. Jeden z jej pięciorga przyjaciół miał właśnie taki kolor oczów, Naris był wyjątkowo bystrym i mądrym chłopcem, który często wstawiał się za nią przy jej wiecznych kłótniach z Revosem. I także jako pierwszy ukończył szkołę.
    Nie raz słyszała, że to kto kiedy dar się w tobie przebudzi nie wpływa na siłę ducha, więc starała się nie martwić, chociaż przypadek Narisa bardzo ją dołował. Nie wiele później odszedł upierdliwy Revos, następnie jej najlepsza przyjaciółka Faelyn, jedną z ostatnich była Aerith i tak oto z całej paczki została sama. Dzisiaj miało się to oficjalnie skończyć, miała dołączyć do przyjaciół i zacząć pobierać nauki jak posługiwać się mocą, ponieważ dwa dni temu odbyła się uroczystość smoczego daru.
    Zaprowadzono ją do świątyni znajdującej się na pustkowiu daleko poza obronnymi zaklęciami miasta. Została przebrana w prostą białą szatę kończącą się nad kolanami, która nie posiadała rękawów, w pasie została obwiązana grubym szarym pasem, wiązanym z tyłu na kokardę, zaś z przodu miała ręcznie wyhaftowanego brązowego smoka ziającego ogniem. Jej sięgające do ramion włosy zostały podpięte na czubku głowy w ciasny kok, w którego zostały wpięte spinki przypominające łuski co powodowało, że lśniły lekko, gdy padł na nie płomień świec. Na nogi założono jej białe japonki, które miały podwyższoną podeszwę, że ledwie mogła w nich zrobić krok.
    Poprowadzono ją do wielkiej sali, w której znajdował się posąg smoka stojącego na tylnych łapach z rozłożonymi skrzydłami, z uniesioną dumnie głową, w posągu przed łapami znajdowała się misa, w której płonął wieczny ogień- pierwszy dar. Sama musiała podejść do niego, z bliska był to przerażający widok, wyglądał na prawdziwego w zacienionym pomieszczeniu. Mnisi, którzy znajdowali się po bokach sali zaczęli śpiewać jakąś pieśń ich głosy od szeptu przechodziły w coraz głośniejsze tony, nie była w stanie zrozumieć sensu i przesłania modlitwy- tak podejrzewała, ponieważ słowa zlewały się ze sobą.
"Otrzymałaś swój dar od potężnych smoków, musisz być gotowa zwrócić im go w każdej chwili!" Krótka pauza." Oddaj im ich moc, teraz!" Zagrzmiał głos kapłana, który skierował jedną rękę na nią, a drugą na smoka, wtedy wieczny ogień zapłonął silniej i powiększył się kilkukrotnie. Poczuła się wtedy zwyczajnie jak przed czasem, gdy moc się w niej obudziła. Była przerażona.
"Dali ci go, abyś czyniła wielkie rzeczy! Usłysz swoja swej duszy!" Znów zagrzmiał jego głos, lecz po chwili dźwięki zaczęły słabnąć, wszystko zaczęło dziać się wolniej, ale oni wciąż nie przestawali śpiewać, to jej słuch i zmysły zostały otępione, że taniec wiecznego ognia, który jako jedyny oświetlał sale był łatwy do obserwowania.
"Dziecię zrodzone z Ziemi o silnym duchu poznaj słowa swojego daru, zapamiętaj je i ich treść zabierz do grobu." Wyraźnie usłyszała głos w swojej głowie jednak nie wiele zrozumiała z mowy jego i wtedy domyśliła się, że to nie zwykły posąg tylko najprawdziwszy smok przemawia za jego pośrednictwem. Jednak cztery słowa w obcym języku nabrały znaczenia, chociaż nie wiedziała jak i zrozumiała, że to były słowa mocy.
    Słońce było coraz wyżej na niebie i świeciło w jej oczy niemiłosiernie, usłyszawszy, że na dole ktoś stuka talerzami, zeskoczyła z parapetu do środka sypialni, wzięła mundurek akademii z drewnianej komody i poszła na dół obmyć ciało. Gdy skończyła ubrała mundurek miał białą barwę i różne bordowe wstawki, spódnica i kokarda, którą obwiązany został jej pas również były w tym kolorze. Spódnica kończyła się nad kolanami miała kilka zakładek. Na górną część mundurka składała się koszula z krótkim rękawem, który kończył się bordowym obszyciem, dekolt był trójkątny, była ona przewiązywana w pasie wyżej wspomnianą bordową kokardą, tak samo dół koszuli miał pasek materiału w tym kolorze. Na to była marynarka z długimi rękawami, którego końce oraz dół i boku przy zapięciu na miedziane zatrzaski były bordowe. Do tego miała proste buty o tej samej barwie zapinane na jeden rzemyk, aby but nie zsuwał się z nogi.
    Tak ubrana poszła do kuchni, wcześniej rozczesując włosy, o których prawie zapomniała. Z uśmiechem przywitała rodzicielkę, która odpowiedziała jej tym samym i postawiła talerz pełen jedzenia przed córką siedząca przy stole.
- Jesteś zdenerwowana?- Zapytała ją matka siadając ze swoją porcją naprzeciwko niej.
- Raczej podekscytowana- uśmiechała się szeroko zabierając się za jedzenie.- Chcę ich zobaczyć, dużo czasu minęło od naszego spotkania. Ciekawi mnie jak im idzie nauka. Naris zapewne we wszystkim jest jak zwykle najlepszy, ale martwi mnie trochę Aerith, bo zawsze miała lekkie problemy z przystosowaniem się do nowej sytuacji, ale wierzę, że Faelyn się nią zajęła.- Powiedziała na jednym wdechu, a jej mama zaśmiała się cicho zasłaniając usta dłonią.
- Nie zapomniałaś, aby o kimś?- Przypomniała córce, która skrzywiła się nieznacznie.
- Chodzi ci o Revosa? Zapewne jak zwykle wykłóca się o drobnostki, ale zazwyczaj słucha się Narisa, więc nie powinien robić wielu problemów- odpowiedziała między jednym a drugim kęsem.
- Są ze sobą blisko?- Zapytała po chwili matka.
- Raczej tak, a co?- Brązowooka spojrzała podejrzliwie na kobietę, która uśmiechnęła się uspokajająco.
- Nic, pytałam z ciekawości- upiła łyk gorącego ziołowego naparu.- Powinnaś się zbierać, jeśli nie chcesz się  spóźnić.- Lirieen skinęła głową, wstała z krzesła, ucałowała matkę w policzek na pożegnanie, zarzuciła płócienną torbę przez ramię i udała się w stronę akademii.
    Z zewnątrz akademia wyglądała dostojnie, trzypiętrowy budynek z jasnego drewna o ciemnych dachu w stylu pagody i wielka ilość okien. Z tyłu znajdował się ogromny ogród, w którym zostały specjalnie oddzielone sektory na potrzeby zajęć. Została poprowadzona do sali przez starszą, niską bibliotekarkę, miała na nosie okulary, które powiększały jej oczy kilkukrotnie. Gdy weszła do sali nauczyciel przedstawił ją uczniom. Lirieen stojąc na przeciwko sali była w stanie zobaczyć przyjazna twarze. Pięć rzędów ławek ciągnących się wzdłuż pomieszczenia, a każdy następny był na podwyższeniu. Mniej więcej po środku drugiego rzędu siedział Naris uśmiechając się do niej przyjaźnie- był pierwszym, który ją dostrzegł. Za nim siedział Revos, który był pod koniec drogi, aby szturchnąć piórem zielonookiego siedzącego przed nim. W czwartym rzędzie siedziała Faelyn wraz z Aerith, obok nich było wolne miejsce zapewne przez ten cały czas trzymane dla niej. Spostrzegła też wiele innych znajomych twarzy osób, z którymi uczyła się w szkole. Po tym jak nauczyciel skończył mówić zajęła miejsce obok rudej Faelyn. Była szczęśliwa, że znów spotkała swoich przyjaciół, i że znów będą razem będą spędzać czas jak kiedyś.

~~

Nie wiem co myśleć o jego długości, ale rozdział wstępny, więc powiało nudą. Nie jestem zadowolona z opisu mundurku, w ogóle nie wiedziałam jak go opisać, ani większego pomysłu nie miałam na niego. Mam nadzieje, że nie zasnęliście cie czytając to, ponieważ mam pomysł na blisko 10 następnych rozdziałów, więc przygotujcie się :)

1 komentarz:

  1. Ciekawie się zapowiada. Tytuł jest dopasowany, czekam na dalszą część.

    OdpowiedzUsuń