Bez większych wstępów następny, obiecany rozdział.
~~
"My guardian angel"
Oh, how I adore you
Oh, how I thirst of you
Oh, how I need you
Oh, how I thirst of you
Oh, how I need you
Dni mijały w zawrotnym tempie, ale on wciąż
przy nim trwał i opiekował się jego uszkodzonym ciałem, w końcu obiecał mu to,
mimo, że on nigdy tego zapewnienia nie usłyszał. Nie budził się przez ten czas,
ale tak było lepiej, gdyż nie musiał mu wyjaśniać całej tej sytuacji, chociaż
zdawał sobie sprawę, że nie powinien przedłużać jego snu. Gdy zaprzestał tego
jego pacjent budził się często w środku nocy, a ciemność jaka go otaczała nie
dawała mu spokoju, jednak usypiał szybko nękany przez niespokojne sny.
Przeszłość jest już takim stworzeniem, że jeśli próbujesz o niej zapomnieć ona
będzie cię gonić aż do skutku, łapać za rękaw czy najdrobniejszym gestem,
ułożeniem przedmiotów, czy choćby zapachem czy smakiem przypomni to co było
bolesne jak i szczęśliwe. Nie da się nigdy całkowicie zapomnieć.
Przebudził się, a panujący wszędzie półmrok nie raził jego oczu. Duża sala wyglądała jak wyjęta z izby przyjęć jakiegoś szpitala, jednak miejsca dla pojedynczego pacjenta było więcej, ale tam samo oddzielały je parawany, wszystkie obecnie były zasłonięte, chociaż wydawało się jakby nikogo tutaj nie było. Nie był aż taki samotny, znajdował się tutaj ktoś jeszcze. Wielkie okna, których żaluzje były zasłonięte aż po sam dół, jednak jedno z okien było otwarte, wyglądał przez nie jego lekarz opierając dłonie na parapecie.
Jasne promienie słońca padały na jego uśmiechniętą, jednak nieobecną twarz. Wyglądał na rozmarzonego, albo wspominał coś miłego. Brunetowi wydawało się przez krótką chwilę, że to nie była mu dobrze znana osoba, przez chwilę nie dłuższą niż widzi się coś dziwnego kątem, on był przekonany, że przez to okno wygląda anioł, jego anioł stróż. Wiedział, że to niemożliwe, że jego umysł go zwodzi, jednak w tamtej chwili mógł przysiądź, że widział właśnie to.
Zbył te myśli cienkim uśmiechem, jego spojrzenie przeniosło się na swoją lewą dłoń. Wyglądała całkowicie normalnie jakby nic się nigdy z nią nie stało, no może oprócz tego, że był podłączony do kroplówki. Czuł się jakby ten wypadek nie miał w ogóle miejsca. Nie dostrzegł nawet kiedy podszedł do niego ten, którego omyłkowo wziął za anioła.
- Jak się czujesz?- Przyjazny głos, przepełniony był dziwnym szczęściem jak gdyby cieszył się, że widzi go w lepszej formie.
- Gdzie jestem?- Madara nie raczył odpowiedzieć mu, nie miał zamiaru udawać miłego, w końcu nie kazał Senju się sobą zajmować, nie był na tyle słaby, aby kiedykolwiek prosić go o pomoc już nie. Próbował o nim zapomnieć, ale los cały czas kazał im się spotykać jakoby ich losy i przeznaczenia były splecione ze sobą cienką linią, której on nie ważne jak bardzo się starał nie mógł przerwać. Wiedział, że takim swoim zachowaniem zniszczy tą małą radość w nim spowodowaną zobaczeniem go, w tej chwili najmniej go to obchodziło. Gdy zobaczył gasnący mały przypływ szczęścia, aż poczuł się źle, że zachował się w taki sposób.
- Jesteś w drugiej siedzibie liścia, w części szpitalnej, więc jak już zapewne się domyśliłeś zabrałem cię tutaj, aby zająć się twoim uszkodzonym po wybuchu ciele, upadek z trzeciego piętra może nie jest zbyt widowiskowy jak na twoje możliwości, ale wybuch uzupełnił całą tą scenę. Minęło już dość dużo czasu odkąd tu jesteś, ale mam nadzieję, że nie jesteś specjalnie zły, że cię tu przeniosłem.- Hashirama usiadł na łóżku, w którym leżał Uchiha, zajmował niewiele miejsca.
- Kto cię o to w ogóle prosił? Uważasz, że nie mogę przeżyć bez twojej ochrony?- Niewiele podniósł głos, lecz jego wrogość o wiele bardziej wbijała się w uszy. Szatyn pokręcił przecząco, energicznie głową.
- Oczywiście, że nie, ale nie mogłem patrzeć na to…
- To wcale nie dotyczy ciebie!
- Proszę daj mi skończyć… Madaro oni by cię tam nie pozbierali, może to wyglądało niegroźnie, ale ich lekarze pominęli by to co ja zobaczyłem. W twoje ciało wbite były tak małe fragmenty, że gdybym je nie usunął w porę mogły przedostać się krwiobiegiem do serca. Wybacz mi, ale ja chciałem ci tylko pomóc. – Chciał złapać go za dłoń, aby mu uwierzył jednak brunet nie pozwolił mu na to.
- Daj mi moje ubranie i odłącz od tego żelastwa. – Jego głos może i był trochę łagodniejszy, ale wciąż nieugięty.
Nie zostanę ani chwili dłużej, muszę się wyrwać od przeszłości, wyrwać od twych oczu i ciebie. Nie mogę ci pozwolić znowu mnie zwieść, to wszystko co było jest nieważne. Dlaczego nie możesz zaakceptować faktu, że nigdy już nie będziemy razem? Nie ma już dla nasz przyszłości, nie ma nas, nie jesteśmy już ani przyjaciółmi, ani sojusznikami. Patrząc na to ze strony zawodowej jesteśmy konkurencją. Przestań żyć sentymentem.
Szatyn milcząc wstał, oparł kolano o łóżku i nachylił się nad jego ręką, aby wyjąć igłę od kroplówki z jego ręki, oparł się czołem o ramię Madary. Uchiha poczuł aż za dobrze znany zapach brązowych włosów. W pewnym sensie zazdrościł mu ich, były takie gładkie i łatwo dawało się je czesać. Gdy jego wydawały się żyć własnym życiem do tego okiełznanie ich było wręcz niemożliwe, dlatego też przestał próbować.
Dlaczego tak uciekasz? Wiesz to nie jest wcale jakimś wielkim grzechem mieć uczucia i kogoś kochać. Widzę to w twoich oczach. Ich czerń, szkarłat czy purpura może zwieść innych, ale mnie nigdy nie oszukasz. Widzę w nich te jedyne uczucie, któremu usilnie zaprzeczasz. Czemu nie może być jak wcześniej? Może ty się poddałeś i zrezygnowałeś, ale ja nigdy. Będę wierzyć za nas dwóch i czekać na ciebie.
Nałożył swój czarny płaszcz, udał się w stronę wyjścia, jeszcze pamiętam drogę. Nie należało się odwracać, ale on to zrobił. I ujrzał to czego się najbardziej obawiał- siedział tam, na tym zwykłym szpitalnym łóżku niczym anioł, na którego nie zasługiwał, ale który chciał o niego walczyć, walczyć o jego serce.
Przebudził się, a panujący wszędzie półmrok nie raził jego oczu. Duża sala wyglądała jak wyjęta z izby przyjęć jakiegoś szpitala, jednak miejsca dla pojedynczego pacjenta było więcej, ale tam samo oddzielały je parawany, wszystkie obecnie były zasłonięte, chociaż wydawało się jakby nikogo tutaj nie było. Nie był aż taki samotny, znajdował się tutaj ktoś jeszcze. Wielkie okna, których żaluzje były zasłonięte aż po sam dół, jednak jedno z okien było otwarte, wyglądał przez nie jego lekarz opierając dłonie na parapecie.
Jasne promienie słońca padały na jego uśmiechniętą, jednak nieobecną twarz. Wyglądał na rozmarzonego, albo wspominał coś miłego. Brunetowi wydawało się przez krótką chwilę, że to nie była mu dobrze znana osoba, przez chwilę nie dłuższą niż widzi się coś dziwnego kątem, on był przekonany, że przez to okno wygląda anioł, jego anioł stróż. Wiedział, że to niemożliwe, że jego umysł go zwodzi, jednak w tamtej chwili mógł przysiądź, że widział właśnie to.
Zbył te myśli cienkim uśmiechem, jego spojrzenie przeniosło się na swoją lewą dłoń. Wyglądała całkowicie normalnie jakby nic się nigdy z nią nie stało, no może oprócz tego, że był podłączony do kroplówki. Czuł się jakby ten wypadek nie miał w ogóle miejsca. Nie dostrzegł nawet kiedy podszedł do niego ten, którego omyłkowo wziął za anioła.
- Jak się czujesz?- Przyjazny głos, przepełniony był dziwnym szczęściem jak gdyby cieszył się, że widzi go w lepszej formie.
- Gdzie jestem?- Madara nie raczył odpowiedzieć mu, nie miał zamiaru udawać miłego, w końcu nie kazał Senju się sobą zajmować, nie był na tyle słaby, aby kiedykolwiek prosić go o pomoc już nie. Próbował o nim zapomnieć, ale los cały czas kazał im się spotykać jakoby ich losy i przeznaczenia były splecione ze sobą cienką linią, której on nie ważne jak bardzo się starał nie mógł przerwać. Wiedział, że takim swoim zachowaniem zniszczy tą małą radość w nim spowodowaną zobaczeniem go, w tej chwili najmniej go to obchodziło. Gdy zobaczył gasnący mały przypływ szczęścia, aż poczuł się źle, że zachował się w taki sposób.
- Jesteś w drugiej siedzibie liścia, w części szpitalnej, więc jak już zapewne się domyśliłeś zabrałem cię tutaj, aby zająć się twoim uszkodzonym po wybuchu ciele, upadek z trzeciego piętra może nie jest zbyt widowiskowy jak na twoje możliwości, ale wybuch uzupełnił całą tą scenę. Minęło już dość dużo czasu odkąd tu jesteś, ale mam nadzieję, że nie jesteś specjalnie zły, że cię tu przeniosłem.- Hashirama usiadł na łóżku, w którym leżał Uchiha, zajmował niewiele miejsca.
- Kto cię o to w ogóle prosił? Uważasz, że nie mogę przeżyć bez twojej ochrony?- Niewiele podniósł głos, lecz jego wrogość o wiele bardziej wbijała się w uszy. Szatyn pokręcił przecząco, energicznie głową.
- Oczywiście, że nie, ale nie mogłem patrzeć na to…
- To wcale nie dotyczy ciebie!
- Proszę daj mi skończyć… Madaro oni by cię tam nie pozbierali, może to wyglądało niegroźnie, ale ich lekarze pominęli by to co ja zobaczyłem. W twoje ciało wbite były tak małe fragmenty, że gdybym je nie usunął w porę mogły przedostać się krwiobiegiem do serca. Wybacz mi, ale ja chciałem ci tylko pomóc. – Chciał złapać go za dłoń, aby mu uwierzył jednak brunet nie pozwolił mu na to.
- Daj mi moje ubranie i odłącz od tego żelastwa. – Jego głos może i był trochę łagodniejszy, ale wciąż nieugięty.
Nie zostanę ani chwili dłużej, muszę się wyrwać od przeszłości, wyrwać od twych oczu i ciebie. Nie mogę ci pozwolić znowu mnie zwieść, to wszystko co było jest nieważne. Dlaczego nie możesz zaakceptować faktu, że nigdy już nie będziemy razem? Nie ma już dla nasz przyszłości, nie ma nas, nie jesteśmy już ani przyjaciółmi, ani sojusznikami. Patrząc na to ze strony zawodowej jesteśmy konkurencją. Przestań żyć sentymentem.
Szatyn milcząc wstał, oparł kolano o łóżku i nachylił się nad jego ręką, aby wyjąć igłę od kroplówki z jego ręki, oparł się czołem o ramię Madary. Uchiha poczuł aż za dobrze znany zapach brązowych włosów. W pewnym sensie zazdrościł mu ich, były takie gładkie i łatwo dawało się je czesać. Gdy jego wydawały się żyć własnym życiem do tego okiełznanie ich było wręcz niemożliwe, dlatego też przestał próbować.
Dlaczego tak uciekasz? Wiesz to nie jest wcale jakimś wielkim grzechem mieć uczucia i kogoś kochać. Widzę to w twoich oczach. Ich czerń, szkarłat czy purpura może zwieść innych, ale mnie nigdy nie oszukasz. Widzę w nich te jedyne uczucie, któremu usilnie zaprzeczasz. Czemu nie może być jak wcześniej? Może ty się poddałeś i zrezygnowałeś, ale ja nigdy. Będę wierzyć za nas dwóch i czekać na ciebie.
Nałożył swój czarny płaszcz, udał się w stronę wyjścia, jeszcze pamiętam drogę. Nie należało się odwracać, ale on to zrobił. I ujrzał to czego się najbardziej obawiał- siedział tam, na tym zwykłym szpitalnym łóżku niczym anioł, na którego nie zasługiwał, ale który chciał o niego walczyć, walczyć o jego serce.
Rozdział fajny. Chociaż Mada wredota, która momentami wydaje się, że ugryzie Senju, gdy tylko podejdzie. Za bardzo mi się to zachowanie z psem kojarzy co mi niezbyt pasowało. Rozumiem, że chce oderwać się od przeszłości. Chociaż te porównanie do anioła Hashiramy się mi podoba (:
OdpowiedzUsuńSłodkie ^3^
OdpowiedzUsuń