03 lutego 2014

35. [Naruto FANFIC/ hashimada] R.4 "Against bleeding"

Witajcie!

    To już drugi miesiąc nowego roku, a notka miała ukazać się wcześniej, jednak nie miałam jak przysiąść do komputera, aby ją wrzucić, ale jako rekompensatę mam to, że jutro prawdopodobnie będzie następny rozdział. Zapraszam do czytania i komentowania.

~~

"Against bleeding"


I don't wanna live
I don't wanna breathe
'Less I feel you next to me
You take the pain I feel
Waking up to you never felt so real

    Otworzył leniwie oczy, nigdzie mu się nie spieszyło, tym bardziej do wstawania. Barbarzyńska pora jak na wstawanie w ostatnich dniach wolnych między semestrami. Przewrócił się na bok tyłem do drzwi, schował twarz w kołdrze i próbował znowu zasnąć.


- Koniec tego spania- gdy myślał, że usnął, ktoś dotknął jego ramienia i lekko potrząsnął, aby słowa dotarły do pół przytomnego chłopaka. Wyłonił się wolno spod kołdry, by krytycznie spojrzeć na przybysza. Stojąca przed nim osoba nie była starsza od niego o więcej niż 3 lata, miał on czarne długie do jednej trzeciej pleców włosy, związane w luźny niski kucyk.  Jego oczy miały taki sam kolor do tego otoczone długimi rzęsami. Itachi był starszym bratem Sasuke, młodszy był do niego bardzo podobny, równie blada skóra, czarne oczy i włosy, które różniły się jedynie długością-  krótkie zawsze zaczesane w taki sposób, że przypominały kolce.



- Czyżbyś zapomniał braciszku, że matka zarządziła dzisiaj porządki?- Lekki uśmiech wygiął jego wargi jakby miał pobłażać jego niepamiętliwości.



- Dobrze o tym pamiętam, tylko nie lubię wstawać o tak wczesnej porze, a przez ciebie poszedłem późno spać i teraz oczy same mi się zamykają- usiadł, rozciągając się i głośno ziewając.



- To był twój pomysł, więc nie zwalaj na mnie winy.- Itachi podszedł do szafy i ją otworzył.- Naprawdę przydało by się tutaj posprzątać, minęło już kilka dobrych lat, gdy bawiłeś się klockami.



- Długo cię nie było, czy to źle, że chciałem spędzić z tobą chwilę zanim znowu wyjedziesz? Przestań grzebać w mojej szafie.- Młodszy z braci wygrzebał się z kołdry i zaścielił łóżko. Starszy posłusznie zamknął szafę, by podejść do niego.



- Oczywiście, że nie, bardzo cieszy mnie to, że lubisz spędzać czas w moim towarzystwie- położył dłoń na jego głowie i zmierzwił już, i tak poczochrane po nocy włosy. Sasuke przymknął oczy i uśmiechnął się delikatnie.



- Przestań mówić jakbyś był wyrzutkiem społeczeństwa- nie odtrącił jego dłoni ze swojej głowy.



- Wiesz jak to jest, do tego nie lubię tłumów, twoje towarzystwo w zupełności mi wystarcza. A teraz ubieraj się, zjedz śniadanie, a później pomogę ci w spakowaniu tych wszystkich niepotrzebnych rzeczy. – Po tych słowach wyszedł przesyłając braciszkowi całusa, po tym został sam w pokoju.



- Dobrze, dobrze- mruknął, uzyskując tego lotnego całusa.



     Nie minęło wiele czasu, gdy obaj bracia siedzieli przy otwartej szafie wydobywając z niej różne zapodziane, zapomniane przedmioty. Worek klocków, stare puzzle czy drewniany miecz, który zapadł się gdzieś wylądowały w jednym pudle ozdobionym napisem ‘stare zabawki Sasuke’.



    Itachi sięgnął po zielonego pluszowego dinozaura, miał zamiar już włożyć go do pudełka, gdy młodszy brat zabrał mu ją z ręki przytulając do siebie niczym największy skarb.



-  On zostaje, to pierwszy pluszak  jakiego mi dałeś, do tego lubię z nim spać- mruknął Sasuke, wstając i odkładając starą zabawkę na łóżko. Itachi się jedynie uśmiechnął widząc jego zachowanie.



***



    Niedaleko jednej z zapomnianych ulic, na osiedlu żyją jedynie biedni, bezdomni, narkomani, alkoholicy, handlarze narkotykami, dawny popularny bar zamieniony w burdel, inny zaś zamieniony w lokum herszta narkotykowego, niczym pięciogwiazdkowy hotel wyrósł jak pożywka dla niego i jego spaczonych ludzi.



    Niesłyszalne kroki, cichy, ledwo słyszalny szelest materiału, ostrze zanurza się w ciele, krew wolno leci stróżką po skórze, ubraniu, oczyszczająca czerwień znaczy wszystko. Następny trup, tak blisko, a wciąż daleko celu. Oczy równie szkarłatne co życiodajna ciecz rozglądają się, szukają, znajdują, pada następne ciało. Podchodzi do jednego z nich, kucając przy chłodnym już ciele. Dłonie odziane w czarne rękawiczki sprawnie przeszukują ciało, mała zgięta kilkukrotnie kartka z pozaginanymi rogami, dowód na to, że często była przez kogoś otwierana; skryta w wewnętrznej kieszeni kamizelki. Zostało mu już tylko jedno piętro do sprawdzenia, ale od początku mu coś tutaj nie pasowało. Ludzi było wyjątkowo mało, a dobrze słyszał, że będzie tutaj duża ochrona, która nie przepuści nawet myszki, jednak to co zobaczył, słabych i nieuważnych ludzi, którzy byli niczym ślepcy w dużym pomieszczeniu. Coś było stanowczo nie tak.



    Wyprostował kartkę pospiesznie czytając co było tam napisane, jego obawy się potwierdziły, podłożyli bombę pod ten budynek, jakimś cudem dowiedziano się o tym zleceniu, ludzie, którzy tutaj byli jedynie zastępstwem prawdziwej ochrony, mieli uciec przed detonacją. Spojrzał na zegarek, jego źrenice zwęziły się, pozostała mu niecała minuta, a znajdował się na 3 piętrze. Odbiegł od ciała, kierował się w stronę okna, wyważył je silnym uderzeniem z podeszwy buta. Zdążył wskoczyć jedynie na parapet, gdy wybiła równa godzina i wybuch zaczął pożerać cały budynek, ta sama siła wypchnęła go z budynku.



***



    Ból… Czemu czuję ból..? Co się stało? A tak, zlecenie… Bomba… Więc skoro czuję ból-  żyję. Muszę otworzyć oczy. Jasno. Wszędzie lata pył. Na czym leżę? Śmieci, worki pełne odpadów uratowały mi życie. Powinienem być wdzięczny, że śmieciarze tu nie zaglądają. Słyszę zawodzące syreny, cała ferajna: pogotowie, policja i straż pożarna. Muszę wstać, nikt mnie tutaj nie zobaczy, nie znajdzie. Co z moją nogą? Nie widać kości, dobrze, dobrze… Nie krwawię też na tyle mocno, aby coś zagroziło mojemu życiu, mogę przejść te parę metrów, ale noga. Złamana? Zwichnięta? Muszę sprawdzić… Pięknie, do tego lewa ręka, trudno stwierdzić co się z nią stało, nie ważne. Powinienem poradzić sobie z przejściem stu metrów, może trochę więcej. Dam radę, w końcu miewało się gorsze rany. Tylko dlaczego wszystko musi się tak rozmazywać… Podnieść się bardzo wolno… Dobrze… Teraz nogi… Świetnie! Złapać jakąkolwiek równowagę i iść, aby do przodu, dobrze…



    Jeszcze kilka kroków, tylko kilka. Zauważyli mnie. Ich miny..? Czemu patrzą na mnie jakby zobaczyli śmierć? Coś mówią, słyszę jedynie dziwne echo… Zapewne to wszystko przez wybuch, nic to ważne, że żyję. Nie łap mnie za lewą rękę.  Kurwa! Czyli nie jest za dobrze. Chyba musiał zauważyć moją minę. Dlaczego przeraża ich widok mojej twarzy? Co to? Lepka, gorąca… Krew. Cała twarz jest w niej, do tego włosy się przykleiły, teraz to się im nie dziwię. Prowadzą mnie do karetki. Świat rozmywa mi się przed oczami… Czemu wszystko zaczyna się kręcić? Jednak nie byłem aż w takim dobrym stanie… Nie czuję swojego ciała… 



    Jeden z lekarzy podtrzymuje trącącego przytomność mężczyznę, wskazuje ręką na drugiego, aby pomóc mu w przeniesieniu go do ambulansu.



- Kto to?



- Nie wiem, przyszedł stamtąd- pierwszy z lekarzy wskazuje stronę, z której przybył.



- Zapewne wybuch wyrzucił go z budynku. Parę osób od tego zmarło, jednak większość miała precyzyjne zadane cięcia jakimś ostrym narzędziem, wykonane nawet z większą precyzją niż chirurgiczną.- Zaczął zajmować się nowym pacjentem.



- Myślisz, że ktoś z Organizacji tu był?- Pierwszy, widocznie młodszy świeżo upieczony lekarz zlękną się.



- Zapewne, ale wiesz, że lepiej o tym nie rozmawiać Hideki- starszy z lekarzy przerwał tą rozmowę karząc kierowcy ruszać.



***



- Pacjent jest w poważnym stanie, nie można go nigdzie przenosić, bo pan tak chce! Skoro jest pan lekarzem to powinien zrozumieć, że to zagraża jego życiu.- Hideki ścisnął w ręce wyniki, które trzymał. Osoba, która się przedstawiła jako prywatny lekarz ich pacjenta nie wydawała się jakby była skora do usłyszenia odmowy.



- Pokaż mi jego wyniki, ja zadecyduję o tym co z nim zrobić.- Odgarnął pasmo długich brązowych włosów za ucho, a jego głos nie brzmiał jakby miał znieść następny sprzeciw. 



- Ale…



- Hideki daj mu te wyniki, nie możemy się wtrącać do tego.- Pojawił się starszy lekarz, stał przy wejściu do sali.



- Ale Kohaku, przecież regulamin zabrania.- Jednak podał długowłosemu wyniki pacjenta.



- Zaufaj mi on zna się na tym lepiej od ciebie, chodź mamy jeszcze wiele innych pacjentów- skinął rękę na współpracownika, który wyszedł z pokoju razem z nim.



    Przeczytał dokładnie wyniki, przeglądając zdjęcia rentgenowskie oraz inne załączone dokumenty.  Odłożył je na szafkę stojącą przy łóżku pacjenta, razem z torbą.  Obojętnym wzrokiem spojrzał na całą tą migającą aparaturę, jego stan był stabilny, ale do najlepszej formy było mu daleko. Mężczyzna odziany w ciemnobrązowy płaszcz sięgający nad kolana, usiadł na łóżku obok swego podopiecznego, który jeszcze się nie wybudził. Założył nogę na nogę i spojrzał na nie pierwszej świeżości sufit publicznego szpitala. Po krótkiej chwili zwrócił swe spojrzenie na bladą twarz śpiącego. Nachylił się w jego stronę i odgarnął czarne pasmo, miękkich włosów z jego twarzy. Czułym gestem pogładził jego policzek, zjechał swoim kciukiem na jego usta, uśmiechnął się delikatnie nachylając się bardziej w jego stronę.



- Madaro jesteś taki piękny jak śpisz, dlaczego tak usilnie próbujesz zapomnieć to co było między nami? Wiesz, brakuje mi ciebie, tęsknię za tym twoim wrednym uśmiechem. Nie wiem dlaczego to mówię, przecież mnie nie słyszysz.  I co ty sobie zrobiłeś? Naraziłeś się na takie niebezpieczeństwo z powodu takiej głupoty, gdybyś się nie odłączył nic by ci się nie stało, a teraz trzeba cię pozbierać. I tym, który to zrobi będę ja, ponieważ nikt inny nigdy nie zrozumie jak delikatny naprawdę jesteś. Zawsze udawałeś tego złego, ale jesteś strasznie wrażliwy, ale ten świat obdarł cię z tego co w tobie było najwspanialsze, a raczej sam to schowałeś tak głęboko, że zapomniałeś o tym. Pragnę cię ochronić, nie mogłem pomóc moim braciom, ale tobie mogę.- Zamilkł, a jego usta prawie dotknęły warg Uchihy, jednak rozmyślił się i złożył lekki pocałunek na jego czole.



    Wstał z łóżka i podszedł do torby, wyjął z niej małe pudełeczko, w której znajdowały się strzykawki pełne jakiegoś płynu. Wybrał jedną z nich i podszedł z nią do kroplówki, wymierzył odpowiednią ilość płynu po czym wstrzyknął zawartość.



Co się dzieje? Czemu światło tak bardzo razi? Co ty tutaj robisz? Hashiramo…



    Nie zdążył ledwie uchylić swych powiek to już zaczął się czuć,  że zaraz uśnie. I tak też się stało, przed tym udało mu się ujrzeć promienny uśmiech Senju, który jak obiecał miał zamiar się nim zająć.

2 komentarze:

  1. Rozdział fajny. Te wyznanie Hashirasmy było urocze. Ciekawe czy Madara to usłyszał czy jednak nie. Hashirama jako lekarz Aww uwielbiam go w tej roli <3 A jak Madary to jeszcze lepiej >D

    OdpowiedzUsuń
  2. Bardzo podoba mi się to opowiadanie i sądzę, że będę stałym gościem na Twoim blogu.

    OdpowiedzUsuń