To już drugi miesiąc nowego roku, a notka miała ukazać się wcześniej, jednak nie miałam jak przysiąść do komputera, aby ją wrzucić, ale jako rekompensatę mam to, że jutro prawdopodobnie będzie następny rozdział. Zapraszam do czytania i komentowania.
~~
"Against bleeding"
I don't wanna live
I don't wanna breathe
'Less I feel you next to me
You take the pain I feel
Waking up to you never felt so real
You take the pain I feel
Waking up to you never felt so real
Otworzył leniwie oczy, nigdzie mu się
nie spieszyło, tym bardziej do wstawania. Barbarzyńska pora jak na wstawanie w
ostatnich dniach wolnych między semestrami. Przewrócił się na bok tyłem do
drzwi, schował twarz w kołdrze i próbował znowu zasnąć.
- Koniec tego spania- gdy myślał, że usnął, ktoś dotknął jego ramienia i lekko
potrząsnął, aby słowa dotarły do pół przytomnego chłopaka. Wyłonił się wolno
spod kołdry, by krytycznie spojrzeć na przybysza. Stojąca przed nim osoba nie
była starsza od niego o więcej niż 3 lata, miał on czarne długie do jednej
trzeciej pleców włosy, związane w luźny niski kucyk. Jego oczy miały taki sam kolor do tego
otoczone długimi rzęsami. Itachi był starszym bratem Sasuke, młodszy był do
niego bardzo podobny, równie blada skóra, czarne oczy i włosy, które różniły
się jedynie długością- krótkie zawsze
zaczesane w taki sposób, że przypominały kolce.
- Czyżbyś zapomniał braciszku, że matka zarządziła dzisiaj porządki?- Lekki
uśmiech wygiął jego wargi jakby miał pobłażać jego niepamiętliwości.
- Dobrze o tym pamiętam, tylko nie lubię wstawać o tak wczesnej porze, a przez
ciebie poszedłem późno spać i teraz oczy same mi się zamykają- usiadł,
rozciągając się i głośno ziewając.
- To był twój pomysł, więc nie zwalaj na mnie winy.- Itachi podszedł do szafy i
ją otworzył.- Naprawdę przydało by się tutaj posprzątać, minęło już kilka
dobrych lat, gdy bawiłeś się klockami.
- Długo cię nie było, czy to źle, że chciałem spędzić z tobą chwilę zanim znowu
wyjedziesz? Przestań grzebać w mojej szafie.- Młodszy z braci wygrzebał się z
kołdry i zaścielił łóżko. Starszy posłusznie zamknął szafę, by podejść do
niego.
- Oczywiście, że nie, bardzo cieszy mnie to, że lubisz spędzać czas w moim
towarzystwie- położył dłoń na jego głowie i zmierzwił już, i tak poczochrane po
nocy włosy. Sasuke przymknął oczy i uśmiechnął się delikatnie.
- Przestań mówić jakbyś był wyrzutkiem społeczeństwa- nie odtrącił jego dłoni
ze swojej głowy.
- Wiesz jak to jest, do tego nie lubię tłumów, twoje towarzystwo w zupełności
mi wystarcza. A teraz ubieraj się, zjedz śniadanie, a później pomogę ci w
spakowaniu tych wszystkich niepotrzebnych rzeczy. – Po tych słowach wyszedł
przesyłając braciszkowi całusa, po tym został sam w pokoju.
- Dobrze, dobrze- mruknął, uzyskując tego lotnego całusa.
Nie minęło wiele czasu, gdy obaj
bracia siedzieli przy otwartej szafie wydobywając z niej różne zapodziane,
zapomniane przedmioty. Worek klocków, stare puzzle czy drewniany miecz, który
zapadł się gdzieś wylądowały w jednym pudle ozdobionym napisem ‘stare zabawki
Sasuke’.
Itachi sięgnął po zielonego
pluszowego dinozaura, miał zamiar już włożyć go do pudełka, gdy młodszy brat
zabrał mu ją z ręki przytulając do siebie niczym największy skarb.
- On zostaje, to pierwszy pluszak jakiego mi dałeś, do tego lubię z nim spać-
mruknął Sasuke, wstając i odkładając starą zabawkę na łóżko. Itachi się jedynie
uśmiechnął widząc jego zachowanie.
***
Niedaleko jednej z zapomnianych ulic,
na osiedlu żyją jedynie biedni, bezdomni, narkomani, alkoholicy, handlarze
narkotykami, dawny popularny bar zamieniony w burdel, inny zaś zamieniony w
lokum herszta narkotykowego, niczym pięciogwiazdkowy hotel wyrósł jak pożywka
dla niego i jego spaczonych ludzi.
Niesłyszalne kroki, cichy, ledwo
słyszalny szelest materiału, ostrze zanurza się w ciele, krew wolno leci
stróżką po skórze, ubraniu, oczyszczająca czerwień znaczy wszystko. Następny
trup, tak blisko, a wciąż daleko celu. Oczy równie szkarłatne co życiodajna
ciecz rozglądają się, szukają, znajdują, pada następne ciało. Podchodzi do
jednego z nich, kucając przy chłodnym już ciele. Dłonie odziane w czarne
rękawiczki sprawnie przeszukują ciało, mała zgięta kilkukrotnie kartka z
pozaginanymi rogami, dowód na to, że często była przez kogoś otwierana; skryta
w wewnętrznej kieszeni kamizelki. Zostało mu już tylko jedno piętro do
sprawdzenia, ale od początku mu coś tutaj nie pasowało. Ludzi było wyjątkowo
mało, a dobrze słyszał, że będzie tutaj duża ochrona, która nie przepuści nawet
myszki, jednak to co zobaczył, słabych i nieuważnych ludzi, którzy byli niczym
ślepcy w dużym pomieszczeniu. Coś było stanowczo nie tak.
Wyprostował kartkę pospiesznie
czytając co było tam napisane, jego obawy się potwierdziły, podłożyli bombę pod
ten budynek, jakimś cudem dowiedziano się o tym zleceniu, ludzie, którzy tutaj
byli jedynie zastępstwem prawdziwej ochrony, mieli uciec przed detonacją.
Spojrzał na zegarek, jego źrenice zwęziły się, pozostała mu niecała minuta, a
znajdował się na 3 piętrze. Odbiegł od ciała, kierował się w stronę okna,
wyważył je silnym uderzeniem z podeszwy buta. Zdążył wskoczyć jedynie na
parapet, gdy wybiła równa godzina i wybuch zaczął pożerać cały budynek, ta sama
siła wypchnęła go z budynku.
***
Ból…
Czemu czuję ból..? Co się stało? A tak, zlecenie… Bomba… Więc skoro czuję ból- żyję. Muszę otworzyć oczy. Jasno. Wszędzie
lata pył. Na czym leżę? Śmieci, worki pełne odpadów uratowały mi życie.
Powinienem być wdzięczny, że śmieciarze tu nie zaglądają. Słyszę zawodzące
syreny, cała ferajna: pogotowie, policja i straż pożarna. Muszę wstać, nikt
mnie tutaj nie zobaczy, nie znajdzie. Co z moją nogą? Nie widać kości, dobrze,
dobrze… Nie krwawię też na tyle mocno, aby coś zagroziło mojemu życiu, mogę
przejść te parę metrów, ale noga. Złamana? Zwichnięta? Muszę sprawdzić…
Pięknie, do tego lewa ręka, trudno stwierdzić co się z nią stało, nie ważne.
Powinienem poradzić sobie z przejściem stu metrów, może trochę więcej. Dam
radę, w końcu miewało się gorsze rany. Tylko dlaczego wszystko musi się tak
rozmazywać… Podnieść się bardzo wolno… Dobrze… Teraz nogi… Świetnie! Złapać
jakąkolwiek równowagę i iść, aby do przodu, dobrze…
Jeszcze kilka kroków, tylko kilka.
Zauważyli mnie. Ich miny..? Czemu patrzą na mnie jakby zobaczyli śmierć? Coś
mówią, słyszę jedynie dziwne echo… Zapewne to wszystko przez wybuch, nic to
ważne, że żyję. Nie łap mnie za lewą rękę.
Kurwa! Czyli nie jest za dobrze. Chyba musiał zauważyć moją minę. Dlaczego
przeraża ich widok mojej twarzy? Co to? Lepka, gorąca… Krew. Cała twarz jest w
niej, do tego włosy się przykleiły, teraz to się im nie dziwię. Prowadzą mnie
do karetki. Świat rozmywa mi się przed oczami… Czemu wszystko zaczyna się
kręcić? Jednak nie byłem aż w takim dobrym stanie… Nie czuję swojego ciała…
Jeden z lekarzy podtrzymuje trącącego
przytomność mężczyznę, wskazuje ręką na drugiego, aby pomóc mu w przeniesieniu
go do ambulansu.
- Kto to?
- Nie wiem, przyszedł stamtąd- pierwszy z lekarzy wskazuje stronę, z której
przybył.
- Zapewne wybuch wyrzucił go z budynku. Parę osób od tego zmarło, jednak
większość miała precyzyjne zadane cięcia jakimś ostrym narzędziem, wykonane
nawet z większą precyzją niż chirurgiczną.- Zaczął zajmować się nowym
pacjentem.
- Myślisz, że ktoś z Organizacji tu był?- Pierwszy, widocznie młodszy świeżo
upieczony lekarz zlękną się.
- Zapewne, ale wiesz, że lepiej o tym nie rozmawiać Hideki- starszy z lekarzy
przerwał tą rozmowę karząc kierowcy ruszać.
***
- Pacjent jest w poważnym stanie, nie można go nigdzie przenosić, bo pan tak
chce! Skoro jest pan lekarzem to powinien zrozumieć, że to zagraża jego życiu.-
Hideki ścisnął w ręce wyniki, które trzymał. Osoba, która się przedstawiła jako
prywatny lekarz ich pacjenta nie wydawała się jakby była skora do usłyszenia
odmowy.
- Pokaż mi jego wyniki, ja zadecyduję o tym co z nim zrobić.- Odgarnął pasmo
długich brązowych włosów za ucho, a jego głos nie brzmiał jakby miał znieść
następny sprzeciw.
- Ale…
- Hideki daj mu te wyniki, nie możemy się wtrącać do tego.- Pojawił się starszy
lekarz, stał przy wejściu do sali.
- Ale Kohaku, przecież regulamin zabrania.- Jednak podał długowłosemu wyniki
pacjenta.
- Zaufaj mi on zna się na tym lepiej od ciebie, chodź mamy jeszcze wiele innych
pacjentów- skinął rękę na współpracownika, który wyszedł z pokoju razem z nim.
Przeczytał dokładnie wyniki,
przeglądając zdjęcia rentgenowskie oraz inne załączone dokumenty. Odłożył je na szafkę stojącą przy łóżku
pacjenta, razem z torbą. Obojętnym
wzrokiem spojrzał na całą tą migającą aparaturę, jego stan był stabilny, ale do
najlepszej formy było mu daleko. Mężczyzna odziany w ciemnobrązowy płaszcz
sięgający nad kolana, usiadł na łóżku obok swego podopiecznego, który jeszcze
się nie wybudził. Założył nogę na nogę i spojrzał na nie pierwszej świeżości
sufit publicznego szpitala. Po krótkiej chwili zwrócił swe spojrzenie na bladą
twarz śpiącego. Nachylił się w jego stronę i odgarnął czarne pasmo, miękkich
włosów z jego twarzy. Czułym gestem pogładził jego policzek, zjechał swoim
kciukiem na jego usta, uśmiechnął się delikatnie nachylając się bardziej w jego
stronę.
- Madaro jesteś taki piękny jak śpisz, dlaczego tak usilnie próbujesz zapomnieć
to co było między nami? Wiesz, brakuje mi ciebie, tęsknię za tym twoim wrednym
uśmiechem. Nie wiem dlaczego to mówię, przecież mnie nie słyszysz. I co ty sobie zrobiłeś? Naraziłeś się na
takie niebezpieczeństwo z powodu takiej głupoty, gdybyś się nie odłączył nic by
ci się nie stało, a teraz trzeba cię pozbierać. I tym, który to zrobi będę ja,
ponieważ nikt inny nigdy nie zrozumie jak delikatny naprawdę jesteś. Zawsze
udawałeś tego złego, ale jesteś strasznie wrażliwy, ale ten świat obdarł cię z
tego co w tobie było najwspanialsze, a raczej sam to schowałeś tak głęboko, że
zapomniałeś o tym. Pragnę cię ochronić, nie mogłem pomóc moim braciom, ale
tobie mogę.- Zamilkł, a jego usta prawie dotknęły warg Uchihy, jednak rozmyślił
się i złożył lekki pocałunek na jego czole.
Wstał z łóżka i podszedł do torby,
wyjął z niej małe pudełeczko, w której znajdowały się strzykawki pełne jakiegoś
płynu. Wybrał jedną z nich i podszedł z nią do kroplówki, wymierzył odpowiednią
ilość płynu po czym wstrzyknął zawartość.
Co się dzieje? Czemu światło tak bardzo
razi? Co ty tutaj robisz? Hashiramo…
Nie zdążył ledwie uchylić swych
powiek to już zaczął się czuć, że zaraz
uśnie. I tak też się stało, przed tym udało mu się ujrzeć promienny uśmiech
Senju, który jak obiecał miał zamiar się nim zająć.
Rozdział fajny. Te wyznanie Hashirasmy było urocze. Ciekawe czy Madara to usłyszał czy jednak nie. Hashirama jako lekarz Aww uwielbiam go w tej roli <3 A jak Madary to jeszcze lepiej >D
OdpowiedzUsuńBardzo podoba mi się to opowiadanie i sądzę, że będę stałym gościem na Twoim blogu.
OdpowiedzUsuń