24 lutego 2014

38. Rozdział 7 "Never trust a doctor"

Witajcie!

    Ten rozdział jest dłuższy niż poprzednie, trochę bardziej przyjemniejszy i podobne będę następne dwa, więc możecie się cieszyć, albo jęczeć z bólu, cokolwiek chcecie. Jeśli chcecie poznać bliższy wygląd zwierzyńca Madary wejdźcie na stronę opowiadania, o tu.

Od rozdziału 2 aż do 6 towarzyszyła nam piosenka "Comatose" zespołu Skillet, polecam wam cały zespół, w przyszłych częściach tego opowiadania możecie się spodziewać innych ich utworów.


Zapraszam do komentowania i oceniania.

~~

"Never trust a doctor

Are you far?
Will you come to my rescue?
Am I left to die?
But I can't give up on You

    Kilka metrów bandaża leżało rozwiniętych wokół całej kanapy. Zaś na samym meblu po środku siedział brunet rozmyślając jak coś tak prostego może mieć, aż tak bardzo skomplikowaną obsługę. Trwał w tym zajęciu jakieś dwie godziny, wokół niego zebrały się dwa koty z trzech, których był właścicielem. Michi najstarszy z jego zwierzyńca i najbardziej leniwy leżał na jego kolanach, wyciągając łapę, aby szturchnąć jeden z nieskończonych sznurów materiału. Mai- najmłodszy rudo-biały kot za kanapą polował na bandaż, był już z nim 4,5 roku. Wciąż dobrze pamiętam jak się znalazł u niego, trudno mu było o tym zapomnieć. Spojrzał na swą półnagą pierś, którą otaczał jedynie idealnie założony bandaż, jednak był świadom, że powinien go zmienić, ale wszystkie jego próby wychodziły zbyt marnie. Więc czy chciał czy nie musiał ruszyć tyłek do lekarza, aby jakiś zmienił to za niego. Z taką oto inicjatywą społeczną ubrał się z powrotem. Wyplątał się z bandaży odkładając gdzieś kota ze swych kolan.

    Gdy już dotarł do korytarza, zatrzymał się przed schowaną w ścianie szafą, którą można było znaleźć po tym, że na jej drzwiach było lustro. Po łebkach ogarnął swój wygląd jak i włosy, po czym otworzył ją i wyjął wysłużony czarny płaszcz, który sięgał mu do kostek. Miał niewielki problem z zasznurowaniem butów, gdyż ręka wciąż mu doskwierała, jednak poradził sobie z tym problemem.

    Wybrał się do najbliższej przychodni w pobliżu obecnego miejsca zamieszkania. Podróż nie zajęła mu wiele czasu, jedynie klika przejść i małe krążenie wokół budynków, aby to znaleźć. Wcześniej miał lekarza na wyłączność, więc jedynie w ostateczności bywał w tego typu placówkach.

    Otworzył drzwi i wszedł do środka, podszedł do recepcji, przedstawił swój cel przybycia pielęgniarce, która powiadomiła go, że najpierw muszą mu założyć kartę pacjenta. Jakieś pięć minut później siedział już w poczekalni, po tym jak musiał podać wszystkie swoje dane od daty urodzenia, aż po grupę krwi.  Zdziwiła go jedna rzecz, znajdowały się tu same kobiety, jedna była z dzieckiem. Poczuł się jakby co najmniej przez przypadek zaszedł do ginekologa, a nie do zwykłej przychodni. Wolał nie wnikać w ten temat, jednak słyszał jak kobiety szeptają coś cicho ‘o nowym przystojnym lekarzu’.  Westchnął jedynie w myślach, że zachwycają się jakimś lalusiem.

    Są trzy typy przypadków, które można dzielić na: osoba- spotkanie kogoś w bardzo nieodpowiednim czasie; miejsce- nie wiele wymaga to tłumaczenia, zła okolica, pora i czas, wypadek murowany; zjawisko- jak piorun walnie ci w sąsiada to wiedź, że coś się dzieje. Jedna przypadkowość, powoduje kolejną, która powoduje następna. W końcu ścieżka jest w całości. To jest teoria chaosu. Madara bardzo dobrze wiedział dlaczego to wszystko przypomniało mu się właśnie teraz.  Owym ‘przystojnym lekarzem’ był pewien aż za dobrze mu znany szatyn, nie kto inny jak – Hashirama Senju. Zbyt późno zdał sobie sprawę, że się na niego gapi, gdyż tamten to zauważył. Odwrócił wzrok, ale i tak wiedział, że podszedł do niego.

- Zapraszam do środka, panie Uchiho –powiedział z nutą rozbawienia w głosie, nie sądził, że ten kogo tak desperacko próbował ujrzeć, przyjdzie do niego z własnej woli. Dlatego nie mógł powstrzymać uśmiechu, ani radości w głosie.

    Madara podniósł się, ale zanim wszedł do pokoju, szatyn przyjrzał mu się uważnie. Był zdecydowanie za blisko, odchylił kołnierz jego bluzki i zajrzał, dostrzegł bandaż, który wcale nie prezentował się najlepiej. Najwidoczniej dla niego wydawało się to całkowicie normalne, takie gapienie się i oglądanie po środku korytarza, gdy oczy zazdrosnych kobiet wwiercały się w Bogu ducha winnego Uchihę.

- Powinieneś zmieniać ten bandaż. Do tego co ty robiłeś, że uszkodziłeś szwy? – Westchnął niezadowolony, chwytając go za nadgarstek i prowadząc do środka.

- Właśnie po to tu przyszedłem- to było ostatnie co usłyszały kobiety, bo po chwili drzwi zostały zamknięte i pozostały same ze sobą zmieszane przez mającą tu miejsce sytuację.

- Pozwól, że pomogę ci z płaszczem, musisz oszczędzać swoją rękę.- Hashirama zaoferował swoją pomocą.

- Nie dzięki, poradzę sobie- jednak to zaprzeczenie nie zostało wysłuchane, gdyż Senju pomógł mu zdjąć z siebie płaszcz. Wskazał mu ten dziwny, mały kręcący się stołek, który umiejscowiony był obok fotela, na którym lekarz miał w nawyku wypisywać recepty. Zrobił to, Uchiha bez większego problemu czy też marudzenia zasiadł na nim, gdy szatyn zajął miejsce naprzeciwko niego.

- Muszę lepiej przyjrzeć się twojemu bandażowi i go zmienić, więc muszę cię prosić o zdjęcie koszulki. – Brzmiało to jak prośba, ale również pomógł mu w tym, chcąc, aby pacjent jak najrzadziej używał swej ręki. Zaczął rozwiązywać bandaż, który wrzucił do kosza na odpadki. Mruczał coś pod nosem niezadowolony z tego co zobaczył.- Muszę jeszcze raz założyć ci te szwy, coś ty robił, że je naruszyłeś? Będę musiał cię ukarać za złe traktowanie własnego ciała.- Hashirama podczas wykonywania swej lekarskiej pracy, stawał się bardziej bezwzględny i czasami straszny.

- Nic specjalnego- odpowiedział brunet patrząc na sufit, czuł się niezręcznie z powodu ich bliskości, do tego był podenerwowany z faktu, że ze wszystkich możliwych lekarzy to właśnie Senju się nim teraz zajmuje.

- Chyba będę musiał je usunąć i założyć nowe bez znieczulenia- rozmyślał na głos, rana znajdowała się w dość wrażliwym miejscu, przez co robienie tego ‘na żywca’ mogło na pewno spowodować duży ból.

- Mam nadzieje, że żartujesz- Madara spojrzał na niego z niedowierzaniem, bo ten nigdy nie chciał zadawać mu bólu, a teraz usłyszał coś całkowicie innego.

- Oczywiście, że nie. Myślisz, że pozwolę na takie zaniedbanie z twojej strony?- Wyciągnął odpowiednie przyrządy do tej czynności i gdy zbliżył się z nożyczkami do jego piersi, aby usunąć szwy, widząc jego bladnącą twarz z jakiegoś rodzaju strachu, nie mógł powstrzymać śmiechu. – Naprawdę myślałem, że zrobiłbym to bez znieczulenia?- Mówiąc to sięgnął po strzykawkę.- Za to mógłbyś mnie pozwać jakbyś się uparł. I gotowe, trzeba tylko chwilę poczekać.- Odłożył ostry przyrząd na tackę.

- To miał być żart?- Brunet nie wyglądał jakby miał się śmiać.

- Możliwe, że tak- odparł wzruszając ramionami. – Rozwiązał ci się but.- Wskazał na jego nogę.

- Znowu?- Uchiha westchnął rozdrażniony, parę już razy musiał się zatrzymać podczas swej drogi, aby zawiązać je. – Jeśli chcesz możesz zasznurować.

- Wcześniej jakoś odrzucałeś moją pomoc.

- Cóż, zmieniłem zdanie?- Uśmiechnął się cienko kącikami ust. Hashirama westchnął jedynie rozbawiony, nachylił się, aby zawiązać jego but. Madara jednie odchylił głowę przymykając oczy, czując działanie znieczulenia. Drzwi od pokoju otworzyła pielęgniarka, która widziała plecy pacjenta oraz nachylające się w dziwny sposób Senju, wyciągnęła z tego dalekie od prawdy wnioski.

- Przepraszam, nie chciałam przeszkadzać!- Powiedziała, wychodząc i zamykając drzwi.

- O co mogło jej chodzić?- Szatyn oparł swoją dłoń na kolanie Madary, gdy zakończył skomplikowany proces zawiązywania butów, gdy długie włosy chciały bliżej zaprzyjaźnić się ze sznurówkami.

- Mnie się pytasz?- Patrzyli na siebie dłuższą chwilę w milczeniu spowodowanym rozmyślaniem nad sytuacją, a przynajmniej oboje mentalnie zaakceptowali tą wersję, gdyż chcieli po prostu się pogapić na siebie.

    Tą sytuację można było porównać do psiego obwąchiwania tyłków, jednak to było bardziej akceptowalne przez społeczeństwo i wykazywało mniejsze zgorszenie.  Szatyn zabrał się wreszcie za ponownie nakładanie szwów.  Zaczął przy tym opowiadać mu wiele różnych często śmiesznych jak i głupich historii ze swego życia, których to nie mógł poznać brunet. Słuchał go z lekkim uśmiechem na ustach, nie przyznałby się nawet przed sobą, że brakowało mu trochę tych bredni. Senju założył nowy bandaż i pomógł mu się ubrać w koszulkę i płaszcz.

- Jeśli chcesz mogę przychodzić do ciebie i zmieniać ten bandaż skoro ci to nie wychodzi, do tego przypilnowałbym, abyś nie zrobił sobie większej krzywdy- pogroził mu palcem, trzymał pod pachą kartę Uchihy, gdzie był zapisany jego nowy adres.

- Niech ci będzie, bo i tak byś przychodził nawet bez mojego pozwolenia- skinął głową, odpowiedział mu szeroki uśmiech Hashiramy, który położył dłoń na jego ramieniu i lekko ścisnął.

- Dbaj bardziej o siebie.

- To raczej niemożliwe.- Madara zdjął jego dłoń ze swego ramienia.

- Przynajmniej miej to na uwadze, nie jest przyjemnie patrzeć na ciebie, gdy jesteś w takim stanie.- Szatyn wykorzystał tą sytuację, aby złączyć na chwilę ich dłonie razem.

- Będę- powiedział, patrząc na ich ręce, jednak szybko je rozdzielił i wyszedł z pomieszczenia. Gdy przechodził obok recepcji, jedna z pielęgniarek zarumieniła się odwracając wzrok. Nieświadomy o co jej chodzi Madara ruszył w drogę powrotną do zacisza swego domiszcza. Hashirama w tym czasie zapisał w swym telefonie adres i numer telefonu swego ‘najważniejszego pacjenta’, robił to z szerokim uśmiechem na twarzy.

18 lutego 2014

37. Rozdział 6 "Empty place in heart"

Witajcie!

    Trudno określić ten rozdział, nie mogłam się na nim skupić, przez co nie zawiera tego co mógł i może wydawać się dziwny podczas czytania, ale już nawet nie mam ochoty się z nim bawić, więc po prostu wam go daję. Miłego czytania i proszę o komentarze, bo to naprawdę zachęca do dalszego pisania.

~~

"Empty place in heart"

Comatose
I'll never wake up without an overdose you

    Przyglądał się uważnie siedzącemu naprzeciwko bratu, wyglądał jak zwykle, niby ten sam pogodny uśmiech, ale mimo wszyscy coś było inaczej. Jego oczy nie miały tego samego radosnego blasku, przygaszone jakby znów coś rozpamiętywał. Udawał tylko, że jest skupiony na tych papierach leżących przed nim, które uzupełniał.

- Tutaj jest błąd- upomniał go, szatyn spojrzał na kartkę i westchnął poprawiając błędy.- Czemu jesteś taki rozkojarzony? Od paru dni nie możesz się na niczym skupić, mówiłem, upominałem cię kilka razy, abyś go tutaj nie sprowadzał, że jedynie będzie z tego więcej kłopotów niż pożytku, a ty swoje. Nie masz ani obowiązku czy też powodu, aby się opiekować kimś kto uciekł i nas zdradził. Jednak ty się uparłeś. To twoja sprawa, że mnie nie posłuchałeś, ale mogłeś darować sobie już po skończeniu opieki nad nim całego tego tęsknego wzdychania, smutnego wzroku i jeszcze nie wiadomo czego. Tylko ty jeden nie możesz pojąć, że to co było kiedyś nigdy nie powróci. Życie przeszłością jedynie niszczy, jeśli chcesz być odpowiedzialnym przywódcą musisz pozbyć się sentymentów. Prawo powinno być jasne, jeśli ktoś nie jest w żadnej Organizacji, ponieważ odszedł czy uciekł powinien zostać zgładzony.

-  Ale tak nie można- podniósł na niego wzrok ze swoich kartek.

- Ty nie możesz, bo jesteś zbyt miękki.  Ten świat nie jest ani łagodny czy dobry, ludzie tacy jak ty wcześniej czy później zostaną przybici do muru, nie będziesz miał wyboru i zostaniesz zmuszony do podjęcia decyzji. Nie możesz go ochraniać, przecież Madara tego nie chce.-  Białowłosy był jego młodszym bratem, jednak był rozsądniejszy dlatego też często mu doradzał, chociaż Hashirama często nie słuchał jego rad.

- Ale mu to obiecałem.- Powiedział cicho, wpatrując się pusto w kartę. – Jak po tym wszystkim mógłbym go zostawić?

- Jak po tym wszystkim go nie zostawiłeś?- Tobirama westchnął głośno, nie potrafił nigdy zbyt dobrze rozumieć toku myślenia swego brata.

- Bo ja wciąż go kocham- wyszeptał, nie patrząc na swoje brata, który nic już nie mówił. Wiedział, że walka z jego uczuciami nie ma większego sensu, więc nawet nie chciał próbować. Nie mógł być na niego zły, ale był podirytowany tym, że po tym czasie nie zmądrzał ani ociupinę.

- A co jeśli on zapomniał o tym co was łączyło? Co jeśli wyparł to uczucie?

- On nie jest taki jak ty.- Hashirama dopiero teraz podniósł na niego swój wzrok.

- Co masz na myśli? Nie jestem taki jak ty- Tobirama warknął podnosząc się z krzesła.

- Wiem, że wciąż go odwiedzasz.- Zwrócił się do niego łagodnie starszy z braci Senju.

- Ty nic nie wiesz, nie rozumiesz, więc przestań dopisywać sobie niestworzone historie!- Białowłosy opuścił pokój trzaskając drzwiami.

    Szatyn westchnął odkładając papiery na bok i opierając swój podbródek na blacie biurka.

- Ale co mam poradzić na to, że wciąż za nim tęsknie. Gdybym mu tak po prostu to powiedział, to pewnie by mnie wyśmiał i zignorował. Chcę być blisko niego, jednak jak mam to dokonać? Jak?- Mówił sam do siebie, gdyż myślenie o tym już go męczyło.

***

    Szedł korytarzem sterylnie wyczyszczonego szpitala. Bywał tu dość często, więc lekarze i pielęgniarki nie zwracali na niego uwagi, jedynie czasem witali się milczącym skinieniem głowy. Na takim oddziale jak ten wszystko było jakby zatrzymane i zamrożone w czasie. Ludzie w śpiączce leżeli tu wiele lat, czasami się budzili, czasami nie. Odwiedzali ich jedynie najbliżsi krewni, ci, którzy mają jeszcze czas, chęci i nadzieję na zmianę obecnego stanu rzeczy.

    Białowłosy nie wiedział dlaczego tu jeszcze przychodzi, może miał nadzieje na przebaczenie, że jeśli będzie to robił przestanie się winić. Sala, w której leżała osoba, odwiedzana przez niego od ok. 8 lat nie zmieniła się prawie w cale.  Chłopak wciąż leżał w tym samym łóżku, przypięty do tej samej aparatury. Na szafce stały te same, ale razem inne kwiaty- żółte goździki. Zbyt zatroskany brat zmieniał je czasami częściej niż co tydzień. Były to niegdyś ulubione jego kwiaty, ale w stanie śpiączki chyba niezbyt go to obchodziło.

    Podsunął sobie krzesło, na którym usiadł. Spojrzał na bladą twarz i westchnął jedynie.

-  Twój głupi starszy brat naprawdę chciał się do ciebie wybrać. Jednak to spowodowało jedynie wiele problemów dla nas. Naprawdę mnie to martwi, gdy Hashirama z taką łatwością się przywiązuje do osób, których nie powinien. Wiesz dobrze, że nie lubię twego brata, ale dlaczego nie mogę ich rozdzielić? Dla nich obu byłoby łatwiej gdyby nie spędzali ze sobą wiele czasu. Ale prędzej czy później osiągnę ten cel i uda mi się ich rozłączyć.


04 lutego 2014

36. [Naruto FANFIC/ hashimada] R. 5 "My guardian angel"

Witajcie!

    Bez większych wstępów następny, obiecany rozdział.

~~

"My guardian angel"


Oh, how I adore you
Oh, how I thirst of you
Oh, how I need you


    Dni mijały w zawrotnym tempie, ale on wciąż przy nim trwał i opiekował się jego uszkodzonym ciałem, w końcu obiecał mu to, mimo, że on nigdy tego zapewnienia nie usłyszał. Nie budził się przez ten czas, ale tak było lepiej, gdyż nie musiał mu wyjaśniać całej tej sytuacji, chociaż zdawał sobie sprawę, że nie powinien przedłużać jego snu. Gdy zaprzestał tego jego pacjent budził się często w środku nocy, a ciemność jaka go otaczała nie dawała mu spokoju, jednak usypiał szybko nękany przez niespokojne sny. Przeszłość jest już takim stworzeniem, że jeśli próbujesz o niej zapomnieć ona będzie cię gonić aż do skutku, łapać za rękaw czy najdrobniejszym gestem, ułożeniem przedmiotów, czy choćby zapachem czy smakiem przypomni to co było bolesne jak i szczęśliwe. Nie da się nigdy całkowicie zapomnieć.

    Przebudził się, a panujący wszędzie półmrok nie raził jego oczu. Duża sala wyglądała jak wyjęta z izby przyjęć jakiegoś szpitala, jednak miejsca dla pojedynczego pacjenta było więcej, ale tam samo oddzielały je parawany, wszystkie obecnie były zasłonięte, chociaż wydawało się jakby nikogo tutaj nie było. Nie był aż taki samotny, znajdował się tutaj ktoś jeszcze. Wielkie okna, których żaluzje były zasłonięte aż po sam dół, jednak jedno z okien było otwarte, wyglądał przez nie jego lekarz opierając dłonie na parapecie.

    Jasne promienie słońca padały na jego uśmiechniętą, jednak nieobecną twarz. Wyglądał na rozmarzonego, albo wspominał coś miłego. Brunetowi wydawało się przez krótką chwilę, że to nie była mu dobrze znana osoba, przez chwilę nie dłuższą niż widzi się coś dziwnego kątem, on był przekonany, że przez to okno wygląda anioł, jego anioł stróż. Wiedział, że to niemożliwe, że jego umysł go zwodzi, jednak w tamtej chwili mógł przysiądź, że widział właśnie to.

    Zbył te myśli cienkim uśmiechem, jego spojrzenie przeniosło się na swoją lewą dłoń. Wyglądała całkowicie normalnie jakby nic się nigdy z nią nie stało, no może oprócz tego, że był podłączony do kroplówki. Czuł się jakby ten wypadek nie miał w ogóle miejsca. Nie dostrzegł nawet kiedy podszedł do niego ten, którego omyłkowo wziął za anioła.

- Jak się czujesz?- Przyjazny głos, przepełniony był dziwnym szczęściem jak gdyby cieszył się, że widzi go w lepszej formie.

- Gdzie jestem?- Madara nie raczył odpowiedzieć mu, nie miał zamiaru udawać miłego, w końcu nie kazał Senju się sobą zajmować, nie był na tyle słaby, aby kiedykolwiek prosić go o pomoc już nie. Próbował o nim zapomnieć, ale los cały czas kazał im się spotykać jakoby ich losy i przeznaczenia były splecione ze sobą cienką linią, której on nie ważne jak bardzo się starał nie mógł przerwać. Wiedział, że takim swoim zachowaniem zniszczy tą małą radość w nim spowodowaną zobaczeniem go, w tej chwili najmniej go to obchodziło. Gdy zobaczył gasnący mały przypływ szczęścia, aż poczuł się źle, że zachował się w taki sposób.

- Jesteś w drugiej siedzibie liścia, w części szpitalnej, więc jak już zapewne się domyśliłeś zabrałem cię tutaj, aby zająć się twoim uszkodzonym po wybuchu ciele, upadek z trzeciego piętra może nie jest zbyt widowiskowy jak na twoje możliwości, ale wybuch uzupełnił całą tą scenę. Minęło już dość dużo czasu odkąd tu jesteś, ale mam nadzieję, że nie jesteś specjalnie zły, że cię tu przeniosłem.- Hashirama usiadł na łóżku, w którym leżał Uchiha, zajmował niewiele miejsca.

-  Kto cię o to w ogóle prosił? Uważasz, że nie mogę przeżyć bez twojej ochrony?- Niewiele podniósł głos, lecz jego wrogość o wiele bardziej wbijała się w uszy. Szatyn pokręcił przecząco, energicznie głową.

- Oczywiście,  że nie, ale nie mogłem patrzeć na to…

- To wcale nie dotyczy ciebie!

- Proszę daj mi skończyć… Madaro oni by cię tam nie pozbierali, może to wyglądało niegroźnie, ale ich lekarze pominęli by to co ja zobaczyłem. W twoje ciało wbite były tak małe fragmenty, że gdybym je nie usunął w porę mogły przedostać się krwiobiegiem do serca. Wybacz mi, ale ja chciałem ci tylko pomóc. – Chciał złapać go za dłoń, aby mu uwierzył jednak brunet nie pozwolił mu na to.

- Daj mi moje ubranie i odłącz od tego żelastwa. – Jego głos może i był trochę łagodniejszy, ale wciąż nieugięty.

Nie zostanę ani chwili dłużej, muszę się wyrwać od przeszłości, wyrwać od twych oczu i ciebie. Nie mogę ci pozwolić znowu mnie zwieść, to wszystko co było jest nieważne. Dlaczego nie możesz zaakceptować faktu, że nigdy już nie będziemy razem? Nie ma już dla nasz przyszłości, nie ma nas, nie jesteśmy już ani przyjaciółmi, ani sojusznikami. Patrząc na to ze strony zawodowej jesteśmy konkurencją. Przestań żyć sentymentem.

    Szatyn milcząc wstał, oparł kolano o łóżku i nachylił się nad jego ręką, aby wyjąć igłę od kroplówki z jego ręki, oparł się czołem o ramię Madary. Uchiha poczuł aż za dobrze znany zapach brązowych włosów. W pewnym sensie zazdrościł mu ich, były takie gładkie i łatwo dawało się je czesać. Gdy jego wydawały się żyć własnym życiem do tego okiełznanie ich było wręcz niemożliwe, dlatego też przestał próbować.

Dlaczego tak uciekasz? Wiesz to nie jest wcale jakimś wielkim grzechem mieć uczucia i kogoś kochać. Widzę to w twoich oczach. Ich czerń, szkarłat czy purpura może zwieść innych, ale mnie nigdy nie oszukasz. Widzę w nich te jedyne uczucie, któremu usilnie zaprzeczasz. Czemu nie może być jak wcześniej? Może ty się poddałeś i zrezygnowałeś, ale ja nigdy. Będę wierzyć za nas dwóch i czekać na ciebie.

    Nałożył swój czarny płaszcz, udał się w stronę wyjścia, jeszcze pamiętam drogę. Nie należało się odwracać, ale on to zrobił. I ujrzał to czego się najbardziej obawiał- siedział tam, na tym zwykłym szpitalnym łóżku niczym anioł, na którego nie zasługiwał, ale który chciał o niego walczyć, walczyć o jego serce.

03 lutego 2014

35. [Naruto FANFIC/ hashimada] R.4 "Against bleeding"

Witajcie!

    To już drugi miesiąc nowego roku, a notka miała ukazać się wcześniej, jednak nie miałam jak przysiąść do komputera, aby ją wrzucić, ale jako rekompensatę mam to, że jutro prawdopodobnie będzie następny rozdział. Zapraszam do czytania i komentowania.

~~

"Against bleeding"


I don't wanna live
I don't wanna breathe
'Less I feel you next to me
You take the pain I feel
Waking up to you never felt so real

    Otworzył leniwie oczy, nigdzie mu się nie spieszyło, tym bardziej do wstawania. Barbarzyńska pora jak na wstawanie w ostatnich dniach wolnych między semestrami. Przewrócił się na bok tyłem do drzwi, schował twarz w kołdrze i próbował znowu zasnąć.


- Koniec tego spania- gdy myślał, że usnął, ktoś dotknął jego ramienia i lekko potrząsnął, aby słowa dotarły do pół przytomnego chłopaka. Wyłonił się wolno spod kołdry, by krytycznie spojrzeć na przybysza. Stojąca przed nim osoba nie była starsza od niego o więcej niż 3 lata, miał on czarne długie do jednej trzeciej pleców włosy, związane w luźny niski kucyk.  Jego oczy miały taki sam kolor do tego otoczone długimi rzęsami. Itachi był starszym bratem Sasuke, młodszy był do niego bardzo podobny, równie blada skóra, czarne oczy i włosy, które różniły się jedynie długością-  krótkie zawsze zaczesane w taki sposób, że przypominały kolce.



- Czyżbyś zapomniał braciszku, że matka zarządziła dzisiaj porządki?- Lekki uśmiech wygiął jego wargi jakby miał pobłażać jego niepamiętliwości.



- Dobrze o tym pamiętam, tylko nie lubię wstawać o tak wczesnej porze, a przez ciebie poszedłem późno spać i teraz oczy same mi się zamykają- usiadł, rozciągając się i głośno ziewając.



- To był twój pomysł, więc nie zwalaj na mnie winy.- Itachi podszedł do szafy i ją otworzył.- Naprawdę przydało by się tutaj posprzątać, minęło już kilka dobrych lat, gdy bawiłeś się klockami.



- Długo cię nie było, czy to źle, że chciałem spędzić z tobą chwilę zanim znowu wyjedziesz? Przestań grzebać w mojej szafie.- Młodszy z braci wygrzebał się z kołdry i zaścielił łóżko. Starszy posłusznie zamknął szafę, by podejść do niego.



- Oczywiście, że nie, bardzo cieszy mnie to, że lubisz spędzać czas w moim towarzystwie- położył dłoń na jego głowie i zmierzwił już, i tak poczochrane po nocy włosy. Sasuke przymknął oczy i uśmiechnął się delikatnie.



- Przestań mówić jakbyś był wyrzutkiem społeczeństwa- nie odtrącił jego dłoni ze swojej głowy.



- Wiesz jak to jest, do tego nie lubię tłumów, twoje towarzystwo w zupełności mi wystarcza. A teraz ubieraj się, zjedz śniadanie, a później pomogę ci w spakowaniu tych wszystkich niepotrzebnych rzeczy. – Po tych słowach wyszedł przesyłając braciszkowi całusa, po tym został sam w pokoju.



- Dobrze, dobrze- mruknął, uzyskując tego lotnego całusa.



     Nie minęło wiele czasu, gdy obaj bracia siedzieli przy otwartej szafie wydobywając z niej różne zapodziane, zapomniane przedmioty. Worek klocków, stare puzzle czy drewniany miecz, który zapadł się gdzieś wylądowały w jednym pudle ozdobionym napisem ‘stare zabawki Sasuke’.



    Itachi sięgnął po zielonego pluszowego dinozaura, miał zamiar już włożyć go do pudełka, gdy młodszy brat zabrał mu ją z ręki przytulając do siebie niczym największy skarb.



-  On zostaje, to pierwszy pluszak  jakiego mi dałeś, do tego lubię z nim spać- mruknął Sasuke, wstając i odkładając starą zabawkę na łóżko. Itachi się jedynie uśmiechnął widząc jego zachowanie.



***



    Niedaleko jednej z zapomnianych ulic, na osiedlu żyją jedynie biedni, bezdomni, narkomani, alkoholicy, handlarze narkotykami, dawny popularny bar zamieniony w burdel, inny zaś zamieniony w lokum herszta narkotykowego, niczym pięciogwiazdkowy hotel wyrósł jak pożywka dla niego i jego spaczonych ludzi.



    Niesłyszalne kroki, cichy, ledwo słyszalny szelest materiału, ostrze zanurza się w ciele, krew wolno leci stróżką po skórze, ubraniu, oczyszczająca czerwień znaczy wszystko. Następny trup, tak blisko, a wciąż daleko celu. Oczy równie szkarłatne co życiodajna ciecz rozglądają się, szukają, znajdują, pada następne ciało. Podchodzi do jednego z nich, kucając przy chłodnym już ciele. Dłonie odziane w czarne rękawiczki sprawnie przeszukują ciało, mała zgięta kilkukrotnie kartka z pozaginanymi rogami, dowód na to, że często była przez kogoś otwierana; skryta w wewnętrznej kieszeni kamizelki. Zostało mu już tylko jedno piętro do sprawdzenia, ale od początku mu coś tutaj nie pasowało. Ludzi było wyjątkowo mało, a dobrze słyszał, że będzie tutaj duża ochrona, która nie przepuści nawet myszki, jednak to co zobaczył, słabych i nieuważnych ludzi, którzy byli niczym ślepcy w dużym pomieszczeniu. Coś było stanowczo nie tak.



    Wyprostował kartkę pospiesznie czytając co było tam napisane, jego obawy się potwierdziły, podłożyli bombę pod ten budynek, jakimś cudem dowiedziano się o tym zleceniu, ludzie, którzy tutaj byli jedynie zastępstwem prawdziwej ochrony, mieli uciec przed detonacją. Spojrzał na zegarek, jego źrenice zwęziły się, pozostała mu niecała minuta, a znajdował się na 3 piętrze. Odbiegł od ciała, kierował się w stronę okna, wyważył je silnym uderzeniem z podeszwy buta. Zdążył wskoczyć jedynie na parapet, gdy wybiła równa godzina i wybuch zaczął pożerać cały budynek, ta sama siła wypchnęła go z budynku.



***



    Ból… Czemu czuję ból..? Co się stało? A tak, zlecenie… Bomba… Więc skoro czuję ból-  żyję. Muszę otworzyć oczy. Jasno. Wszędzie lata pył. Na czym leżę? Śmieci, worki pełne odpadów uratowały mi życie. Powinienem być wdzięczny, że śmieciarze tu nie zaglądają. Słyszę zawodzące syreny, cała ferajna: pogotowie, policja i straż pożarna. Muszę wstać, nikt mnie tutaj nie zobaczy, nie znajdzie. Co z moją nogą? Nie widać kości, dobrze, dobrze… Nie krwawię też na tyle mocno, aby coś zagroziło mojemu życiu, mogę przejść te parę metrów, ale noga. Złamana? Zwichnięta? Muszę sprawdzić… Pięknie, do tego lewa ręka, trudno stwierdzić co się z nią stało, nie ważne. Powinienem poradzić sobie z przejściem stu metrów, może trochę więcej. Dam radę, w końcu miewało się gorsze rany. Tylko dlaczego wszystko musi się tak rozmazywać… Podnieść się bardzo wolno… Dobrze… Teraz nogi… Świetnie! Złapać jakąkolwiek równowagę i iść, aby do przodu, dobrze…



    Jeszcze kilka kroków, tylko kilka. Zauważyli mnie. Ich miny..? Czemu patrzą na mnie jakby zobaczyli śmierć? Coś mówią, słyszę jedynie dziwne echo… Zapewne to wszystko przez wybuch, nic to ważne, że żyję. Nie łap mnie za lewą rękę.  Kurwa! Czyli nie jest za dobrze. Chyba musiał zauważyć moją minę. Dlaczego przeraża ich widok mojej twarzy? Co to? Lepka, gorąca… Krew. Cała twarz jest w niej, do tego włosy się przykleiły, teraz to się im nie dziwię. Prowadzą mnie do karetki. Świat rozmywa mi się przed oczami… Czemu wszystko zaczyna się kręcić? Jednak nie byłem aż w takim dobrym stanie… Nie czuję swojego ciała… 



    Jeden z lekarzy podtrzymuje trącącego przytomność mężczyznę, wskazuje ręką na drugiego, aby pomóc mu w przeniesieniu go do ambulansu.



- Kto to?



- Nie wiem, przyszedł stamtąd- pierwszy z lekarzy wskazuje stronę, z której przybył.



- Zapewne wybuch wyrzucił go z budynku. Parę osób od tego zmarło, jednak większość miała precyzyjne zadane cięcia jakimś ostrym narzędziem, wykonane nawet z większą precyzją niż chirurgiczną.- Zaczął zajmować się nowym pacjentem.



- Myślisz, że ktoś z Organizacji tu był?- Pierwszy, widocznie młodszy świeżo upieczony lekarz zlękną się.



- Zapewne, ale wiesz, że lepiej o tym nie rozmawiać Hideki- starszy z lekarzy przerwał tą rozmowę karząc kierowcy ruszać.



***



- Pacjent jest w poważnym stanie, nie można go nigdzie przenosić, bo pan tak chce! Skoro jest pan lekarzem to powinien zrozumieć, że to zagraża jego życiu.- Hideki ścisnął w ręce wyniki, które trzymał. Osoba, która się przedstawiła jako prywatny lekarz ich pacjenta nie wydawała się jakby była skora do usłyszenia odmowy.



- Pokaż mi jego wyniki, ja zadecyduję o tym co z nim zrobić.- Odgarnął pasmo długich brązowych włosów za ucho, a jego głos nie brzmiał jakby miał znieść następny sprzeciw. 



- Ale…



- Hideki daj mu te wyniki, nie możemy się wtrącać do tego.- Pojawił się starszy lekarz, stał przy wejściu do sali.



- Ale Kohaku, przecież regulamin zabrania.- Jednak podał długowłosemu wyniki pacjenta.



- Zaufaj mi on zna się na tym lepiej od ciebie, chodź mamy jeszcze wiele innych pacjentów- skinął rękę na współpracownika, który wyszedł z pokoju razem z nim.



    Przeczytał dokładnie wyniki, przeglądając zdjęcia rentgenowskie oraz inne załączone dokumenty.  Odłożył je na szafkę stojącą przy łóżku pacjenta, razem z torbą.  Obojętnym wzrokiem spojrzał na całą tą migającą aparaturę, jego stan był stabilny, ale do najlepszej formy było mu daleko. Mężczyzna odziany w ciemnobrązowy płaszcz sięgający nad kolana, usiadł na łóżku obok swego podopiecznego, który jeszcze się nie wybudził. Założył nogę na nogę i spojrzał na nie pierwszej świeżości sufit publicznego szpitala. Po krótkiej chwili zwrócił swe spojrzenie na bladą twarz śpiącego. Nachylił się w jego stronę i odgarnął czarne pasmo, miękkich włosów z jego twarzy. Czułym gestem pogładził jego policzek, zjechał swoim kciukiem na jego usta, uśmiechnął się delikatnie nachylając się bardziej w jego stronę.



- Madaro jesteś taki piękny jak śpisz, dlaczego tak usilnie próbujesz zapomnieć to co było między nami? Wiesz, brakuje mi ciebie, tęsknię za tym twoim wrednym uśmiechem. Nie wiem dlaczego to mówię, przecież mnie nie słyszysz.  I co ty sobie zrobiłeś? Naraziłeś się na takie niebezpieczeństwo z powodu takiej głupoty, gdybyś się nie odłączył nic by ci się nie stało, a teraz trzeba cię pozbierać. I tym, który to zrobi będę ja, ponieważ nikt inny nigdy nie zrozumie jak delikatny naprawdę jesteś. Zawsze udawałeś tego złego, ale jesteś strasznie wrażliwy, ale ten świat obdarł cię z tego co w tobie było najwspanialsze, a raczej sam to schowałeś tak głęboko, że zapomniałeś o tym. Pragnę cię ochronić, nie mogłem pomóc moim braciom, ale tobie mogę.- Zamilkł, a jego usta prawie dotknęły warg Uchihy, jednak rozmyślił się i złożył lekki pocałunek na jego czole.



    Wstał z łóżka i podszedł do torby, wyjął z niej małe pudełeczko, w której znajdowały się strzykawki pełne jakiegoś płynu. Wybrał jedną z nich i podszedł z nią do kroplówki, wymierzył odpowiednią ilość płynu po czym wstrzyknął zawartość.



Co się dzieje? Czemu światło tak bardzo razi? Co ty tutaj robisz? Hashiramo…



    Nie zdążył ledwie uchylić swych powiek to już zaczął się czuć,  że zaraz uśnie. I tak też się stało, przed tym udało mu się ujrzeć promienny uśmiech Senju, który jak obiecał miał zamiar się nim zająć.