Ten rozdział jest dłuższy niż poprzednie, trochę bardziej przyjemniejszy i podobne będę następne dwa, więc możecie się cieszyć, albo jęczeć z bólu, cokolwiek chcecie. Jeśli chcecie poznać bliższy wygląd zwierzyńca Madary wejdźcie na stronę opowiadania, o tu.
Od rozdziału 2 aż do 6 towarzyszyła nam piosenka "Comatose" zespołu Skillet, polecam wam cały zespół, w przyszłych częściach tego opowiadania możecie się spodziewać innych ich utworów.
Zapraszam do komentowania i oceniania.
~~
"Never trust a doctor"
Are you far?
Will you come to my rescue?
Am I left to die?
But I can't give up on You
Kilka metrów bandaża leżało rozwiniętych wokół całej kanapy. Zaś na samym meblu po środku siedział brunet rozmyślając jak coś tak prostego może mieć, aż tak bardzo skomplikowaną obsługę. Trwał w tym zajęciu jakieś dwie godziny, wokół niego zebrały się dwa koty z trzech, których był właścicielem. Michi najstarszy z jego zwierzyńca i najbardziej leniwy leżał na jego kolanach, wyciągając łapę, aby szturchnąć jeden z nieskończonych sznurów materiału. Mai- najmłodszy rudo-biały kot za kanapą polował na bandaż, był już z nim 4,5 roku. Wciąż dobrze pamiętam jak się znalazł u niego, trudno mu było o tym zapomnieć. Spojrzał na swą półnagą pierś, którą otaczał jedynie idealnie założony bandaż, jednak był świadom, że powinien go zmienić, ale wszystkie jego próby wychodziły zbyt marnie. Więc czy chciał czy nie musiał ruszyć tyłek do lekarza, aby jakiś zmienił to za niego. Z taką oto inicjatywą społeczną ubrał się z powrotem. Wyplątał się z bandaży odkładając gdzieś kota ze swych kolan.
Gdy już dotarł do korytarza, zatrzymał się przed schowaną w ścianie szafą, którą można było znaleźć po tym, że na jej drzwiach było lustro. Po łebkach ogarnął swój wygląd jak i włosy, po czym otworzył ją i wyjął wysłużony czarny płaszcz, który sięgał mu do kostek. Miał niewielki problem z zasznurowaniem butów, gdyż ręka wciąż mu doskwierała, jednak poradził sobie z tym problemem.
Wybrał się do najbliższej przychodni w pobliżu obecnego miejsca zamieszkania. Podróż nie zajęła mu wiele czasu, jedynie klika przejść i małe krążenie wokół budynków, aby to znaleźć. Wcześniej miał lekarza na wyłączność, więc jedynie w ostateczności bywał w tego typu placówkach.
Otworzył drzwi i wszedł do środka, podszedł do recepcji, przedstawił swój cel przybycia pielęgniarce, która powiadomiła go, że najpierw muszą mu założyć kartę pacjenta. Jakieś pięć minut później siedział już w poczekalni, po tym jak musiał podać wszystkie swoje dane od daty urodzenia, aż po grupę krwi. Zdziwiła go jedna rzecz, znajdowały się tu same kobiety, jedna była z dzieckiem. Poczuł się jakby co najmniej przez przypadek zaszedł do ginekologa, a nie do zwykłej przychodni. Wolał nie wnikać w ten temat, jednak słyszał jak kobiety szeptają coś cicho ‘o nowym przystojnym lekarzu’. Westchnął jedynie w myślach, że zachwycają się jakimś lalusiem.
Są trzy typy przypadków, które można dzielić na: osoba- spotkanie kogoś w bardzo nieodpowiednim czasie; miejsce- nie wiele wymaga to tłumaczenia, zła okolica, pora i czas, wypadek murowany; zjawisko- jak piorun walnie ci w sąsiada to wiedź, że coś się dzieje. Jedna przypadkowość, powoduje kolejną, która powoduje następna. W końcu ścieżka jest w całości. To jest teoria chaosu. Madara bardzo dobrze wiedział dlaczego to wszystko przypomniało mu się właśnie teraz. Owym ‘przystojnym lekarzem’ był pewien aż za dobrze mu znany szatyn, nie kto inny jak – Hashirama Senju. Zbyt późno zdał sobie sprawę, że się na niego gapi, gdyż tamten to zauważył. Odwrócił wzrok, ale i tak wiedział, że podszedł do niego.
- Zapraszam do środka, panie Uchiho –powiedział z nutą rozbawienia w głosie, nie sądził, że ten kogo tak desperacko próbował ujrzeć, przyjdzie do niego z własnej woli. Dlatego nie mógł powstrzymać uśmiechu, ani radości w głosie.
Madara podniósł się, ale zanim wszedł do pokoju, szatyn przyjrzał mu się uważnie. Był zdecydowanie za blisko, odchylił kołnierz jego bluzki i zajrzał, dostrzegł bandaż, który wcale nie prezentował się najlepiej. Najwidoczniej dla niego wydawało się to całkowicie normalne, takie gapienie się i oglądanie po środku korytarza, gdy oczy zazdrosnych kobiet wwiercały się w Bogu ducha winnego Uchihę.
- Powinieneś zmieniać ten bandaż. Do tego co ty robiłeś, że uszkodziłeś szwy? – Westchnął niezadowolony, chwytając go za nadgarstek i prowadząc do środka.
- Właśnie po to tu przyszedłem- to było ostatnie co usłyszały kobiety, bo po chwili drzwi zostały zamknięte i pozostały same ze sobą zmieszane przez mającą tu miejsce sytuację.
- Pozwól, że pomogę ci z płaszczem, musisz oszczędzać swoją rękę.- Hashirama zaoferował swoją pomocą.
- Nie dzięki, poradzę sobie- jednak to zaprzeczenie nie zostało wysłuchane, gdyż Senju pomógł mu zdjąć z siebie płaszcz. Wskazał mu ten dziwny, mały kręcący się stołek, który umiejscowiony był obok fotela, na którym lekarz miał w nawyku wypisywać recepty. Zrobił to, Uchiha bez większego problemu czy też marudzenia zasiadł na nim, gdy szatyn zajął miejsce naprzeciwko niego.
- Muszę lepiej przyjrzeć się twojemu bandażowi i go zmienić, więc muszę cię prosić o zdjęcie koszulki. – Brzmiało to jak prośba, ale również pomógł mu w tym, chcąc, aby pacjent jak najrzadziej używał swej ręki. Zaczął rozwiązywać bandaż, który wrzucił do kosza na odpadki. Mruczał coś pod nosem niezadowolony z tego co zobaczył.- Muszę jeszcze raz założyć ci te szwy, coś ty robił, że je naruszyłeś? Będę musiał cię ukarać za złe traktowanie własnego ciała.- Hashirama podczas wykonywania swej lekarskiej pracy, stawał się bardziej bezwzględny i czasami straszny.
- Nic specjalnego- odpowiedział brunet patrząc na sufit, czuł się niezręcznie z powodu ich bliskości, do tego był podenerwowany z faktu, że ze wszystkich możliwych lekarzy to właśnie Senju się nim teraz zajmuje.
- Chyba będę musiał je usunąć i założyć nowe bez znieczulenia- rozmyślał na głos, rana znajdowała się w dość wrażliwym miejscu, przez co robienie tego ‘na żywca’ mogło na pewno spowodować duży ból.
- Mam nadzieje, że żartujesz- Madara spojrzał na niego z niedowierzaniem, bo ten nigdy nie chciał zadawać mu bólu, a teraz usłyszał coś całkowicie innego.
- Oczywiście, że nie. Myślisz, że pozwolę na takie zaniedbanie z twojej strony?- Wyciągnął odpowiednie przyrządy do tej czynności i gdy zbliżył się z nożyczkami do jego piersi, aby usunąć szwy, widząc jego bladnącą twarz z jakiegoś rodzaju strachu, nie mógł powstrzymać śmiechu. – Naprawdę myślałem, że zrobiłbym to bez znieczulenia?- Mówiąc to sięgnął po strzykawkę.- Za to mógłbyś mnie pozwać jakbyś się uparł. I gotowe, trzeba tylko chwilę poczekać.- Odłożył ostry przyrząd na tackę.
- To miał być żart?- Brunet nie wyglądał jakby miał się śmiać.
- Możliwe, że tak- odparł wzruszając ramionami. – Rozwiązał ci się but.- Wskazał na jego nogę.
- Znowu?- Uchiha westchnął rozdrażniony, parę już razy musiał się zatrzymać podczas swej drogi, aby zawiązać je. – Jeśli chcesz możesz zasznurować.
- Wcześniej jakoś odrzucałeś moją pomoc.
- Cóż, zmieniłem zdanie?- Uśmiechnął się cienko kącikami ust. Hashirama westchnął jedynie rozbawiony, nachylił się, aby zawiązać jego but. Madara jednie odchylił głowę przymykając oczy, czując działanie znieczulenia. Drzwi od pokoju otworzyła pielęgniarka, która widziała plecy pacjenta oraz nachylające się w dziwny sposób Senju, wyciągnęła z tego dalekie od prawdy wnioski.
- Przepraszam, nie chciałam przeszkadzać!- Powiedziała, wychodząc i zamykając drzwi.
- O co mogło jej chodzić?- Szatyn oparł swoją dłoń na kolanie Madary, gdy zakończył skomplikowany proces zawiązywania butów, gdy długie włosy chciały bliżej zaprzyjaźnić się ze sznurówkami.
- Mnie się pytasz?- Patrzyli na siebie dłuższą chwilę w milczeniu spowodowanym rozmyślaniem nad sytuacją, a przynajmniej oboje mentalnie zaakceptowali tą wersję, gdyż chcieli po prostu się pogapić na siebie.
Tą sytuację można było porównać do psiego obwąchiwania tyłków, jednak to było bardziej akceptowalne przez społeczeństwo i wykazywało mniejsze zgorszenie. Szatyn zabrał się wreszcie za ponownie nakładanie szwów. Zaczął przy tym opowiadać mu wiele różnych często śmiesznych jak i głupich historii ze swego życia, których to nie mógł poznać brunet. Słuchał go z lekkim uśmiechem na ustach, nie przyznałby się nawet przed sobą, że brakowało mu trochę tych bredni. Senju założył nowy bandaż i pomógł mu się ubrać w koszulkę i płaszcz.
- Jeśli chcesz mogę przychodzić do ciebie i zmieniać ten bandaż skoro ci to nie wychodzi, do tego przypilnowałbym, abyś nie zrobił sobie większej krzywdy- pogroził mu palcem, trzymał pod pachą kartę Uchihy, gdzie był zapisany jego nowy adres.
- Niech ci będzie, bo i tak byś przychodził nawet bez mojego pozwolenia- skinął głową, odpowiedział mu szeroki uśmiech Hashiramy, który położył dłoń na jego ramieniu i lekko ścisnął.
- Dbaj bardziej o siebie.
- To raczej niemożliwe.- Madara zdjął jego dłoń ze swego ramienia.
- Przynajmniej miej to na uwadze, nie jest przyjemnie patrzeć na ciebie, gdy jesteś w takim stanie.- Szatyn wykorzystał tą sytuację, aby złączyć na chwilę ich dłonie razem.
- Będę- powiedział, patrząc na ich ręce, jednak szybko je rozdzielił i wyszedł z pomieszczenia. Gdy przechodził obok recepcji, jedna z pielęgniarek zarumieniła się odwracając wzrok. Nieświadomy o co jej chodzi Madara ruszył w drogę powrotną do zacisza swego domiszcza. Hashirama w tym czasie zapisał w swym telefonie adres i numer telefonu swego ‘najważniejszego pacjenta’, robił to z szerokim uśmiechem na twarzy.