Witajcie!
Dzisiaj dodaję nieśmieszną [według mnie] parodię, do której trochę natchnął mnie Gothic 2. Pod koniec wena mi przeszła, więc może wydawać się dziwne i zmieniać nagle w jakiś inny gatunek, ale chyba da się przeżyć i jest krótkie, więc nie powinno być aż tak źle. Zapraszam.
~~
Zdzisiek i
Mieciek byli przyjaciółmi od czasów tak dawnych, że nikt nie pamiętał aby
któryś z nich był osobno. Byli jak bracia syjamscy, ale w dwóch oddzielnych
ciałach, z czego powodu chyba ubolewali.
Zdzisiek był wojownikiem co walczył
nożem w wersji dla olbrzyma do tego był zardzewiały i nie jeden troll w zębach
nim grzebał. Mieciek zaś był magiem
samoukiem i za kostur robił mu mop tylko bez tej włochatej ścierającej części,
ponieważ przerobił ją na efektowną piżamkę w różowe poniacze.
Gdy razu pewnego oboje postanowili
udać w przygodę życia podczas, której to mieli zdobyć bogactwo, chwałę oraz
przydrożny burdel nie chcieli zwlekać, aby zdobyć to jak najszybciej, a przynajmniej
to ostatnie. Zdzisław i Mieciek pomimo tego, że lubili kasę oraz to, że w
przyszłości rozpoznawać będzie nie tylko pani Jadzia z monopolowego, w którym
to dostali 5% zniżkę stałych klientów, ale najbardziej lubili dziewczyny,
chociaż po mieście inna plotka chodziła.
Zdzisiek przywdział swój najlepszy
armor- sweter od babci -20 do obrony przed atakami starych panien i +10 do
obrony przed potworami. Włożył swoją klingę- przyrdzewiały widelec za szlufkę
wysłużonych dresów, uczesał włosy w stylowego czuba i spryskał się wodą
kolońską, jakby mieli ratować księżniczki czy inne panny, żadną nie pogardził.
Mieciek zaś nałożył niebieski
szlafrok swego ojca, ponieważ jego codzienny strój bitewny- różowy flanelowy w
spodku po przyjacielu dziadka z wojska, wojna łączy ludzi; był w praniu gdyż
krew z nosa Zdziśka wciąż nie chciała schodzić po ostatnim maratonie seriali
cenzurowanych, czyli sławetnej „Mody na sukces”. Do tego swój staf przytwierdził do pleców za
pomocą kropelki wraz z brodą składającą się z 3 włosków. Nałożył ulubione
gumofilce i okulary z wybitą jedną szybką.
Oboje tak przygotowani wyszli z miasta
przez główne wrota, a towarzyszyły im okrzyki radości, gdyż miejscowi mogli
wreszcie zdjąć spinacze ze swych nosów. Gdy wyszli za mury miasta udali się do
stajni gdzie wynajęli jednego dziubdziuba na kredyt. Ledwo udało im się na
niego wsiąść, gdy udali się na drogę zobaczyli rozwidlenie w dwie strony. Jedna
w prawo przedstawiała: ‘ Do Mordoru 500mil, nikt nie przetrwa’ i efektowne amatorskie czaszki z piszczelami pod spodem. Zaś druga w lewo ‘Kraina gejo
elfów 200mil, weź ze sobą kumpla’ do tego rysuneczki tęczy. Postanowili, że udadzą się w lewo, gdyż droga
była krótsza, a zapasów żadnych nie mieli i bardzo nie lubili elfów, więc
postanowili zniszczyć zarazę u źródła i wyrwać ten pęd fanów 1D i tego
drugiego, ponieważ prawdziwi mężczyźni słuchaj jedynie disco polo.
Dziubdziub osiągał niewyobrażalną
prędkość 1/10 km/h, więc podróż miała trwać jakiś ułamek milenium, ale i tak
wszyscy byli zadowoleni. Po bliżej
nieznanym czasie i 3 wieczorach spędzonych na jedzeniu grzybków przy czym
Zdzisiek nabawił bolesnego rozwolnienia i wymiotów, które chętnie zjadł
wierzchowiec, ponieważ dziub utrudniał mu jedzenie, więc już przetworzone
chęcią zjadł. Przy pełni księżyca i akompaniamencie pisków Miećka za każdym
razem gdy ugryzł go komar wdarli się do jaskini. Dziubdziub pilnował tyłów.
W środku znajdowała się chorda nieumarłych więc zaczęła się walka z wykorzystaniem każdych możliwych chwatów,
gdyż szkielety nie posiadały ni mózgu ni oczu, więc dosyć łatwo było je
oszukać. Jednak gdy z głębi wyszedł ogromny pająk, który chronił ostatecznego
skarbu, Zdzisiek rzucił się na niego z okrzykiem bojowym ‘za mamusię’ i gdy nóż
w wersji olbrzymów pękł w miejscu gdzie było najwięcej rdzy. Pająk miał zamiar
już zaatakować, lecz kula ognista domowej roboty przyfajczyła mu dupsko tak
samo jak Zdziśkowi.
- Chłopacy jak mogliście, mnie tylko wynajęto…- Pająk się fochnął i wyszedł z
jaskini w stronę ZUS’u [czyt. Mordoru] po odszkodowanie za szkody moralne i
zdrowotne.
- Sorry, nie wiedzieliśmy- odpowiedzieli mu.
- Głupio wyszło…- Mruknął Zdzisiek drapiąc się w tył głowy złamanym nożem.
- Za bardzo się wczuliśmy, ale cóż trzeba iść dalej- Mieciek poklepał go po
ramieniu i ruszyli dalej. Gdy weszli do ostatniego pomieszczenia oślepił ich
blask tęczy, a potem ujrzeli dwa elfy siedzące na kamiennym tronie, a pod nimi
leżała zbroja oraz miecz jakby tylko czekał na zabranie.
- Czy to jest ta legendarna zbroja?
- I miecz?- Oboje rzucili się na te przedmioty.
- Tak to Zbroja Pożeracza Dusz!- Zachwycił się Mieciek.
- I Miecz zniszczenia świata!- Zdzisiek przytulił do siebie ostrze.- Już nigdy
cię nie zostawię ukochany…
- W tej jaskini spotkała nas jedynie krew, ból oraz pęknięte wrzody żołądka-
podsumował Mieciek gdy wracali na dziubdziubie. Nie wiedzieli, że za ogon
wierzchowca trzymał się jeden z tych szkieletowych elfów nucąc pod nosem ‘to
już jest koniec’.
Parodia fajna, ale to już ci mówiłam. Sprawiła, że poprawił mi się humor, gdy byłam w niezłym dołku, a że wróciłam to komentuję.
OdpowiedzUsuń