20 marca 2012

4. Mafia porywa babcię klozetową.


 Witajcie!

Coś czego jeszcze nie było, a miało tu zaistnieć. Pierwszy post z poprzedniego bloga (po 3 zmianach), może kiedyś dalsza część nastąpi. Każdy z was może tutaj ujrzeć insynuacje z różnorakich anime jak i mang, tutaj są chyba tylko dwie... No ale zapraszam do lektury, niektóre błędy zostały tu wprowadzone specjalnie, ponieważ owa postać (narracja 1 osobowa tutaj występuje) na dziwną psychikę. To wszystko napisane było na początku roku, więc styl mógł mi się nieznacznie zmienić. Zapraszam wszystkich do lektury. I chyba nie muszę wspominać, że jest całkowity zakaz kopiowania moich opowiadań?


 ~~

Kibole atakują! Czy tylko yakuza? cz.1

- Była ciemna noc, deszcz wybijał o szyby masz żałobny, albo weselny. Zawsze mi się mylą.- Westchnąłem zrezygnowany.
- Zaraz wybije ci marsz żałobny!- Grupka zakapturzonych postaci, trzymała w ręku różne dziwne przedmioty jak np. pałki, ale także z tej na oko 10 osobowej grupki byli trzej goście którzy trzymali w ręku podejrzane puszki. Pierwszy z nich był po mojej lewej w drugim rzędzie, miał w łapsku, które było wielkości trzech moich; trzymał ową puszkę, napis który jakimś cudem nie uległ zniknięciu pod ręką owego dużego mężczyzny głosił: Strong. "Dobrał se piwo które go opisuje, albo tylko zgrywa cwaniaka, ale z takimi mięśniami raczej trudno udawać nie strong'a."- Takie było pierwsze spostrzeżenie do niepokojącej postaci. Drugi był najbardziej chuderlawy, miał widoczną wadę kręgosłupa i na 200% nie skończył 18-stki, a jednak przedmiot który miał w ręku głosił tezę Żubr. Nie skomentowałem go, ale jednak martwiłem się o jego zdrowie. "Czyżby instynkt macierzyński?"- Pytanie zawisło w mojej głowie jak kat, który zaraz miał mnie pozbawić jedynej rzeczy która była u mnie warta Grę o świeczkę. Trzeci, chociaż nadal byłem skołowany własnymi myślami oczy nadal działały mi wyjątkowo dobrze. "Dzięki Bogu!"- Kat w głowie przestraszył się tych słów, więc mogłem ocenić czy chociaż przyswoić jak wygląda i co ma w rąsiu owy człek ma. Trzeci stał pod latarnią i jako jedyny z Przyjaciół Butelki miał coś prócz puszki, mianowicie trzymał ciupagę, a sam mężczyzna przypominał górala, trzymając w ręku na dokładkę puszkę z lub od Harnasia. I każdy z nich miał szalik od jakiegoś klubu czy coś.
    I w tedy przerażająca prawda mnie dosięgnęła. "KIBOLE!" Oczy moje mało co mi nie wypłynęły poza biedne oczodoły. Strach tak mnie sparaliżował, ale gdyby stan trwał trochę dłużej pewnie im bym się znudził i by mnie zlali tak bardzo, że by mnie własna matka nie poznała, ani pies! Musiałem z tego wybrnąć. Przecież jestem Sprzątaczem Miesiąca Na Stadionie Miejskim w Orzeszku Środkowym! A ten tytuł zobowiązuje.
- P-panowie! C-czemu zaczynać od razu od takiej nie miłej s-sprawy!- Nie potrafiłem do końca ukryć zdenerwowania.- A-a czy p-przypadkiem nie powinien najpierw zabrzmieć Marsz W-weselny?- Zapytałem podchwytliwie, bo mój zastępca i kolega mówił, że przyjaciel jego przyjaciela, a koleżanka jego dziewczyny czyli siostra od matki ojca szefa McDonaldu w Orzeszku Wschodnio-Południowym, mówiła, że Kibole są głupi i nie wiedzą co to parabole ani jak wygląda ich taniec, co mnie trochę zmartwiło, bo powinni to przeżyć sami w gimnazjum, ale jak widać na przykładzie jednego z Przyjaciół Butelki o pseudonimie I'd love Żubr, a w skrócie Żubr, który pewnie był w gimnazjum jak się domyślam w Ogólno Defraudującej Szkole dla Idiotów nr.-1 w Orzeszku Południowym lub jak kto woli w Orzeszku Dolnym.
- No niby masz rację...- Szef który dzierżył jakiegoś Belzenefa na ręku, pluszowego made in China.
- Niech Mrs.0 go nie słucha! Bo jak giną niemowlęta i dzieci, nastolatki i niektórzy młodzi dorośli, dorośli i emeryci nigdy tego marsza nie słyszeli!- Jakim cudem się domyślił? I jeszcze jego angielska wymowa "0". Z czymś mi się kojarzy owy zwrot:"Mrs.0", ale teraz nie mogę sobie przypomnieć, ale czemu ten kolo z pałką tyle wie? C-c-czekaj no chwilunię... On wypił RedBula, ze starterem w Play!
- Ty chciałem mnie Krokodyla tego miasta oszukać?!- Coraz bardziej zaczęło mi świtać, ale nadal nie pamiętam z czym kojarzy mi się to zero i ten krokodyl...
- Ale ja sam tego nie widziałem, drogi Krokodylu!- Trzeba jakoś przeżyć.
- Skąd wiesz jak się nazywam?!- Wkurzył się, że aż para w tą jesienną noc zaczęła wydobywać się z niego.
- Sam mówiłeś.
- Zapomnij o tym imieniu!- Odwrócił się na pięcie.- My cię jeszcze znajdziemy!- Odszedł.
- Wezmę ciacha i kawa, o szanowny Mrs.0.- Ostatnie 2 wyrazy powiedziałem za głośno...
- Bierzcie go do Fantoma!- Wkurzył się Krokodyl.
- A nie przypadkiem Phantoma?- Zapytał się koneser Harnasia.
- Jak zwał tak zwał, żeby mieć takie pokichane nazwiska... A wy co tak sterczycie? Nadal nie rozumiecie? To może powiem tak: Zabierzcie go do jednookiego dzieciaka z przyrostem ego i do jego nienormalnej chałupy ze zbitki drzewnej.- Ostatnie zdanie powiedział z taką przymilnością jak do ludzi inteligentnych inaczej, oni radośnie odkrzyknęli jakieś niezrozumiałe zdanie unosząc dziwne przedmioty wraz z ręką do góry, a na tych rzeczach było napisane BW. Czekajta no ludzie BW! Te BW?! I ten Jednooki z przyrostem ego?! W tamtej chwili skończyły się moje przemyślenia, bo oberwałem czymś lub od kogoś i straciłem przytomność.

                                                                     ***

    W owym miejscu w którym obecnie się znajduje jest ciemno, morko i wilgotno. A nie mam tylko zamknięte oczy, ale te dwa inne określenia pasowały. Gdy otworzyłem oczy blade światło przedzierało się przez zasłonę. Leżałem na granitowej podłodze. Usiadłem i to był błąd. Poczułem silny ból i inne dziwne odczucia, które świadczyły o tym, że sobie coś zrobiłem w głowę. I w tej chwili trafiłem w dziesiątkę. Moją głowę otaczał bandaż, który mocno owijał moją głowę. Wzrokiem omiotłem pokój, lecz nie chciałem, żeby moja głowa się ruszała. Przy każdym ruchu bardzo bolała, musiałem z czegoś ciężkiego oberwać. Mam nadzieje, że Mrs.0 nie przywalił mi ze swojego Belzenefa, bo nigdy nie wiadomo co Chińczycy upychają to tych zabawek made in China. Nadal zmartwiony nie zauważyłem gdy ktoś wchodził do pokoju.
- Widzę, że się już obudziłeś.- Aksamitny głos bez jakichkolwiek emocji zabrzmiał za moimi plecami. Postać nie czekała na odpowiedź tylko postawiła na stoliku jakąś tackę. I wyszedł. Odwróciłem głowę, ponieważ poczułem zapach jedzenia. Nie zważając na ból i inne dziwne uczucia zaczęłam jeść.
    Nie skończyłem jeszcze jeść, a znowu ktoś/coś (niepotrzebne skreślić) zaczął mi przeszkadzać. Stare drzwi zaskrzypiały i w nich stali Przyjaciele Butelki. O dziwo byli bez swych najlepszych kumpli butelek. Nadal jadłem czekając aż oni zaczną, nie mam zamiaru ich witać jak przed tym rozpapciali mi tył głowy. Co oni sobie kurde wyobrażają? Ja się pytam! Nadal konsumując bliżej nieznane jedzenie, które pewnie były jakimiś słodkimi bułkami, albo czym innym. Popsuli mi chyba też mózg. A do domu to już nie łaska dowieść?
- My prze pana, przyszliśmy pana zabrać do...- Nieletni koneser Żubra definitywnie nie umiał się wysłowić, lecz nadal kulturalnie czekał aż dokończy. Nie doczekałem się bo tą bardzo intrygującą i ciekawą konwersacje jednego mówcy, czytaj monolog przerwał koneser Harnasia.
- Szefa. Przyszliśmy cię zabrać do szefa naszego szefa.- Także bardzo interesująco mi wyjaśnił.
- Do przełożonego waszego szefa?- Podsunąłem kulturalnie, żeby te trochę przerośnięte dzieci nauczyć kilku zasad naszego języka. "I zapamiętajcie: powtórzenia to zUo, gdy tak robicie to siły nieczyste przez ciebie przemawiają."- Przynajmniej tak mówiła moja nauczycielka w klasie I szkoły podstawowej. Szkoda, bo dla niej obydwa marsze już zagrano. Ale zostawmy moich nauczycielu w spokoju i pokoju. Nadal czekałem na odpowiedź któregoś z Przyjaciół Butelki. Aż w końcu po minucie, a może to tylko były najdłuższe 5 sekund w ich życiu? Tylko czemu w moim musiały cztery razy więcej czasu minąć?
- No tak.- Odpowiedział koneser Harnasia.
- Nie mam zamiaru marnować czasu na filozoficzne gadki tego faceta, bierzcie go do szefa!- Zjadacz Stronga był najbardziej rzeczowy i łatwo się niecierpliwił, ale to zmieniało faktu, że nie dokładnie się wypowiadał. Ej czy on moje nauki językowe nazwał filozofią? Zmarła nauczycielka miała miała rację, bo przez 3 lata powtarzała mi tylko:"Ty tylko filozofujesz i filozofujesz, a pracy domowej jak nie masz tak nie masz!" Ale moja wina, że tata kochał zwierzęta, a zwierzęta kochały moje prace domowe, więc nigdy ich nie miałem. Chociaż ładnie filozofowałem!
- Do przełożonego.- Poprawiłem podchodząc do nich. Miałem z nim sobie do pogadania, bo to jego ludzie z niby mózgami zrobiły mi jak najbardziej prawdziwą krzywdę!
- Tak, Przełożonego.- No przecież mówię. Drażliwy jakiś. Pozwoliłem się wyprowadzić, w miejscu w którym mnie przechowywali musiało być światowym zabytkiem. Z moją ciekawością nawet ja nie wygram, zaciekawiony miejscem i tym, że 'studiuję' historię domów zagaiłem do konesera Harnasia.
- Ten budynek musi być stary.
- Oczywiście, że tak. Jest nawet starszy od Przełożonego!- To chyba normalne... I czegoś go przynajmniej nauczyłem.
- Serio?- Postanowiłem się dostosować do ich toku myślowego, co wcale nie było łatwe.
- Oczywiście, że tak!- Ma gość swoje powiedzonko, utożsamił się z nim.- Ten stary budynek wybudowali pod koniec 1800 roku!- Że aż prosi się o "Wow!" Oj odmóżdżają mnie.
- W XIX wieku?
- No przecież mówię, nie słuchasz?- Widać nie potrafił rozróżnić roku od wieku.
- Skończcie trajkotać jak baby na bazarze przy stoisku z gaciami! Jesteśmy już na miejscu.- Zjadacz Stronga na prawdę był drażliwy i jaki niemiły. Ale miał racje staliśmy przed wielkimi drzwiami, takich to nawet na stadionie nie znajdziesz. Chuderlak zastukał w drzwi, lecz nie było reakcji, wkurzony Zjadacz odepchnął go w tył z wiązanką przekleństw w podzięce. Uderzył kilka razy w wrota, które od razu się utworzyły. Przyjaciele Butelki stali za mną, Strong popchnął mnie do przodu, reszta pewnie szła za nim. Bali się swojego szefa. A może to była mafia? "YAKUZA?!"- To też była możliwość, że aż zabrakło mi tlenu i innych dziwnych składników powietrza w płucach.
    Sala była średniej wielkości, marmurowa posadzka odbijała moją postać jak i innych ludzi zgromadzonych w tym pomieszczeniu. Jeżeli były jakieś tu okna to zasłaniały je długie zasłony, które wisiały na ścianach, które wyglądały na zrobione z granitu. Mebli nie było tu wcale oprócz wielkiego krzesło-fotela, które można było spokojnie nazwać tronem. Stał także stół przed majestatycznym siedziskiem, był bardzo długi na oko ponad 4 metry długości, a na nim znajdowało się bardzo dużo słodkiego jedzenia. Obydwa meble stały do mnie tyłem, przez co nie widziałem czy ktoś jadł te słodkości czy nie.
    Ominęliśmy drzwi, przy których stali odźwierni? Czy jak tak się nazywają goście co otwierają drzwi, ale było ich dwóch. Razem ze mną w pokoju było sześć osób, czy wreszcie poznam Siódmą, Przełożonego?

4 komentarze:

  1. Buhahah przeczytałam!Jak dla mnie fajne,tylko trochę nie ogarniam,ale to nic,często tak mam^^
    (Ucieszyłabyś mnie,robiąc z tego yaoi.Zapamiętaj^^)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Alice-kun nie uciesza ludzi xD Ale może kiedyś, ja też tego nie pojmuję xD

      Usuń
  2. ''bo nigdy nie wiadomo co Chińczycy upychają to tych zabawek made in China'' to mnie powaliło. Wgl opowiadanie mi sie podoba:D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja pisałam to już dawno, przedawkowałam herbatę, albo tictaki ^..^ Cieszę się, że ci się podobało. Muszę sama to przeczytać, bo już nie pamiętam co w tym opowiadanku jest xD

      Usuń