24 listopada 2013

31. [Naruto FANFIC/ hashimada] R.1 Talks at night

Witajcie!

    Trochę czuję się jakbym wypadła z rytmu pisania, więc pierwsze rozdziały mogą się wydać trochę dziwne. Oto pierwszy rozdział drugiego zaplanowanego opowiadania z tą parą, gdyż polska część internetów cierpi na całkowity ich brak, więc pora chodź trochę to zmienić.  Na początku do głowy miałam jedynie jeden moment wymyślony (ten z kapciami), ale jakoś przyszła reszta, zobaczymy co z tego wyniknie. Zapraszam do czytania i komentowania.

~~

"Talks at night"

    Głos w radiu informował właśnie o pogodzie na najbliższe dni, niewielkie opady deszczu, możliwe przejaśnienia. Jednak mężczyzna, który prowadził samochód w ogóle nie był skupiony na słowach pogodynki, wpatrywał się właśnie w boczną szybę czekając aż powróci pasażer. Poprawił czarną czapkę z daszkiem z nadrukiem jakieś drużyny piłkarskiej tak aby zasłaniała jego oczy.

- Szybciej- mruknął zerkając niecierpliwie na zegarek na ręce, który wyglądał na drogi pomimo jego prostego ubrania- dżinsy i bluza. Nawet samochód być przeciętną toyotą, których po tych ulicach jeździ tu na pęczki.

    Drzwi otworzyły się z trzaskiem, zaginiony pasażer wszedł szybko, dużą torbę rzucając na tyle siedzenia. Czarne oczy wydały niemy rozkaz nakazujący aby ten ruszał.

- Dłużej się nie dało, co?- Warknął kierowca trąbiąc na jakiegoś zajeżdżającego mu drogę motocyklistę.- No ruszaj się do cholery!

- Tyle ile trzeba było, to nie jest wcale takie łatwe jak prowadzenie samochodu- westchnął splatając dłonie za głową.

-  A chcesz się zamienić?! Nie jest to łatwe gdy wszyscy ciągle pchają ci się pod koła.- Kierowca skręcił ostro w lewo wymuszając pierwszeństwo.

- Myślałeś kiedyś nad użyciem hamulca? Bardzo przydatna rzecz, powoduje nawet, że samochód zatrzymuje się na czerwonym-  dodał od niechcenia.

- Jak możesz być beztroski po tym co zrobiłeś?  Naprawdę cię nie rozumiem. Nigdy nie pojmę jakim człowiekiem jesteś Madaro- powiedział do pasażera, gdy trochę się uspokoił. Zdążyli wyjechać z centrum miasta, czarny samochód pędził szosą, zostawiając za sobą tumany kurzu.

- Nawet nie próbuj, to stanowczo za dużo na twoją głowę- cienki uśmiech wykwitł na jego ustach.- Normalnie, praca to praca. Jedni dowożą pizze inni siedzą za biurkiem, ja zabijam- proste.

- Dla ciebie proste, ale za siedzenie za biurkiem nie grozi ci 25 lat do dożywocia- zahamował ostro przed jakimś hotelem, którego szyld zdobiły gwiazdy w liczbie pięciu. Użył krótszej drogi, aby dostać się do innej części miasta.

- Bez ryzyka nie ma zabawy.- Odpowiedział mu na pożegnanie, biorąc torbę z tylnego siedzenia i trzaskając drzwiami na ‘dowidzenia’.  Samochód odjechał z głośnym piskiem ścieranych opon.

    Drzwi otworzył mu mężczyzna ubrany w garnitur z włosami zaczesanymi gładko do tyłu, witając go wyuczonym na pamięć tekstem, który powtarzał co dnia częściej niż mantrę. Przerzucił torbę przez ramię i udał się do windy, nacisnął guzik, czekając na dźwięk przypominający dzwonek, gdy otwierają się drzwi. Nie musiał czekać długo, wszedł do środka i nacisnął przycisk z nr 15. Do środka weszły również dwie kobiety, które przywitały go uśmiechami. Nie zwrócił na nie większej uwagi, zmęczenie po kilku godzinnym siedzeniu na dachu i czekaniu aż ofiara stanie pod kątem równym 124,5 stopnia wcale nie było proste. Nie wiedział kto wymyślał takie dziwne podpunkty w umowach.

    Wyszedł na swoim piętrze znajdując klucz w kieszeni, drzwi stały przed nim otworem po usłyszeniu kliknięcia w zamku.  Zamknął je za sobą, torbę rzucając w odmęty sypialni. Po drodze ściągając z siebie czarny płaszcz, który wylądował na łóżku. Skierował swe kroki ku kuchni przechodząc przez salon, który był urządzony w nowoczesnym stylu gdzie królowały odcienie bieli oraz szarości. Jednak zanim dotarł do swego celu zawrócił, gdyż jego bose nogi przegrały w starciu z lodowatymi kafelkami. Z walizki wyjął parę różowych kapci, które były głowami królików. Nałożył je z błogim uśmiechem na twarzy, były w środku strasznie miękkie i ciepłe. Jednak pod względem miękkości nic nie mogło się równać z jego czarnymi, długimi włosami, chociaż garstka osób mogła się o tym przekonać. Miał również bladą cerę, którą można było porównać ze śniegiem, czarne oczy, że trudno było rozróżnić gdzie kończyła się źrenica, a rozpoczynała tęczówka. Można powiedzieć, że był taką Uchihową Śnieżką, chociaż i tak wszyscy w tej rodzinie byli podobni.

    Ruszył z powrotem  do kuchni, a z każdym krokiem dzwonki, które znajdowały się w głowach różowych królików- kapci dzwoniły rytmicznie.  Zatrzymał się przed lodówką i z jej wnętrza wyjął puszkę napoju energetycznego. Usiadł na blacie sprawnie otwierając ów przedmiot, wziął kilka sporych łyków nim usłyszał jak ktoś smętnie dobija się do drzwi. Nie spodziewał się nikogo o tej porze, zeskoczył z blatu udając się w stronę jedynego wejścia i wyjścia z tego wynajmowanego pokoju.

    Uchylił lekko drzwi z miną człowieka wkurzonego, a jedno niewłaściwe słowo był gotowy nagrodzić natychmiastową śmiercią.  To kogo zobaczył po drugiej stronie był ostatnią z osób, które spodziewał się zobaczyć. Zgarbiona postać, lekko pochylona do przodu przez co wydawał się niższy niż był na prawdę, depresyjny wyraz twarzy, do tego pasma długich brązowych włosów, które go zasłaniały dodawały temu efektu głębszej żałości. Widząc minę Madary jego stan się jakoby bardziej pogorszył.

- Senju, jak mnie znalazłeś?- Jego głos był równie chłodny, chociaż wewnątrz był zszokowany, był pewny, że udało mu się zamknąć tamten rozdział życia już na zawsze.

- To nie było takie trudne nie jesteś zbyt ostrożny- mruknął jego głos również był pogrążony w depresji.

- Czego chcesz?

- Abyś mnie przenocował.

- Chyba oszalałeś jeśli myślałeś, że cię wpuszczę do środka- jego brwi zmarszczyły się dodając mu dzikiego wyrazu. Czekoladowe tęczówki, które wpatrywały się pusto przed siebie spojrzały na czarne swego rozmówcy.

- Mówisz to jakbyś mnie nie znał. Proszę, tylko na jedną noc.- Jego spojrzenie było niemą prośbą.

- Nie możesz poprosić Tobiramy?

- On tym bardziej mnie nie przyjmie, jeżeli mnie wpuścisz to wszystko ci wyjaśnię, ale nie chcę obwieszczać całemu korytarzu jaki jestem beznadziejny.-  Wyjaśnił najogólniej.

- Wszyscy wiedzą, że jesteś beznadziejny, więc nie masz czego ukrywać.- Jak zwykle mu dogryzał, był to nawyk, którego nie mógł się pozbyć.

- Jesteś okrutny- mruknął, jego stan  jeszcze bardziej się pogłębił.

- Taki egzemplarz- powiedział przewracając oczami, oraz odsuwając się na bok i otwierając szerzej drzwi. Wtedy wzrok Senju padł na buty Uchihy.

- Co ty masz na nogach?- Zapytał widząc różowe królicze papucie, które gapiły się zezem rozbieżnym na nich.

- Kapcie- odpowiedział, wydawało mu się to oczywiste, ale jednak aż tak bardzo oczywiste to, to nie było.  Zamknął za nim drzwi.

- Ale czemu takie?

- Bo są ciepłe i wygodne, do tego to prezent bożo nardzeniowo- urodzinowy od Izuny- odpowiedział prowadząc go do salonu przy żałobnej intonacji dzwonków w kapciach.

- A co z nim?- Nieproszony gość odłożył brązową torbę przy kanapie, która znajdowała się naprzeciwko wyciszonego telewizora, w którym leciał program informacyjny.  Głębokie westchnięcie i ciężkie opadniecie na mebel towarzyszyło Madarze póki nie odpowiedział.

- Nic się nie zmieniło, od 8 lat, wciąż leży w tym cholernym szpitalnym łóżku bez cienia szansy na wybudzenie, a raczej lekarze jak zwykle mówią tylko jedno.- Przerwa na następne westchnięcie. Kanapa ugina się lekko gdy siada na niej drugi mężczyzna. – ‘Trzeba mieć nadzieję, nic więcej nie jesteśmy w stanie zrobić.’ Ja naprawdę jestem w stanie to zrozumieć, ale to ich… obowiązek- miał ochotę wyładować irytację oraz stres z całego tego dnia na kimś, ale widząc zmartwione oczy dawnego przyjaciela, przeszła mu ochota na wciąganie go w swoje problemy. – Miałeś wyjaśnić do tutaj robisz- odezwał się po dłużej chwili milczenia między nimi.

- A tak- nagle jego stopy w białych skarpetkach, które zostały brutalnie pozbawione butów, wydały mu się bardzo ciekawe.

- Hashirama, bo zmienię zdanie i będziesz spać na wycieraczce.

- Mito wściekła się, że tak łatwo popadam w depresję, tym razem tak na serio i wywaliła mnie z domu.  Tobirama nie przyjąłby mnie do domu, gdyż jakby to określił fakt, że nie umiem postawić się kobiecie powoduje, że zaczyna się zastanawiać czy w ogóle jestem mężczyzną.- Odpowiedział mu tym razem już patrząc na bladą twarz Madary, który pokiwał głową.

- Więc dlatego zawędrowałeś do mnie, ale jak dokładniej trafiłeś na mój ślad?

- Mówiłem ci, nie jesteś za ostrożny jeśli chodzi o sposób unikania nas, może policja cię nie zgarnie, minie sporo czasu zanim starzy kumple po fachu cię znajdą, ale dla mnie nie stanowi to problemu. Za dobrze cię znam i pomógł mi wspólny znajomy.

- Kto odważył mi się narazić?- Wzrok czarnowłosego aż za dobrze pokazywał jego niezadowolenie.

- Ten, który najmniej się cię obawia. Nasz mały genialny informatyk- szeroki uśmiech pojawił się na twarzy Hashiramy.

- Ty po prostu chciałeś się od niej uwolnić, czyż nie?-  Triumfalny półuśmiech zagościł na twarzy Madary, gdy szatynowi zbladła lekko twarz.

- Dobrze wiesz, że to nie była moja decyzja- mruknął patrząc przed siebie. – To wszystko dla dobra…

- Liścia. Tak, wiem o tym.- Wszedł mu w słowo, każda wzmianka o tej organizacji go drażniła.

-  Inaczej mielibyśmy spore problemy z Wirem, dobrze wiesz co chcieliśmy… chciałem osiągnąć. Kiedyś to był interes kto pierwszy ten lepszy, ale przecież da się inaczej, po zjednoczeniu…

- Nie powtarzaj się, słyszałem to od ciebie nie raz. Daruj sobie, nie przekonasz mnie do powrotu- zmarszczył gniewnie brwi, wstał z kanapy. Jednak nie dane mu było dalej odejść, gdyż Senju chwycił go za nadgarstek zmuszając, aby się zatrzymał.

- Madara- imię Uchihy brzmiało w jego ustach smutno, a zarazem nostalgicznie. Było to wynikiem wszystkiego co razem przeżyli. – Nie chcę cię do niczego przekonywać, bo prostu chciałem abyś wiedział dlaczego to zrobiłem.

    Onyksowe tęczówki spojrzały na niego uważnie, znowu wydawał się smutny.  Potrząsnął głową, przez co jego włosy wykonały specyficzny taniec wokół jego głowy.

- Tylko jedna noc- zwrócił się do niego zimnych wypranym z emocji głosem. Szarpnął swoją ręką, aby Hashirama go puścił i udał się do łazienki.

    Odkręcił wodę, gdy stanął nagi pod prysznicem. Ciepła woda zalała go swym strumieniem, przynosząc przynajmniej ukojenie dla zmęczonego ciała. Oparł czoło o kafelki, zamykając oczy. To już wystarczająca ilość wrażeń na jeden dzień. Tylko jego do szczęścia mi brakowało. Przenocować go, ale gdzie skoro mam tylko jedno łóżko, a ten zjadać danonków jest za duży, aby ulokować go na kanapie. Otworzył oczy i spojrzał w dół. Jego wzrok natrafił na dobrze widoczną bliznę tak niedaleko jego serca. Odchylił głowę do tyłu kontynuując zwyczajową czynność pod prysznicem, czyli mycie.

    Gdy tylko Madara opuścił pokój, na wyciszonym telewizorze pojawiła się informacja dotyczące dzisiejszego morderstwa. Na pasku informacyjnym widniał krótki napis: ‘Sprawca wciąż nieznany, czyżby Organizacja zaczęła siać zamęt w mieście?’. Szatyn uśmiechnął się. Zawsze byłeś zdolny, żałuję, że nasze drogi rozłączyły się. Spojrzał na drzwi prowadzące do łazienki.

- Jako iż nie mam więcej sypialni, a że zachciało ci się rosnąć i kanapa jest trochę dla ciebie za mała, będziemy musieli pomieścić się w jednym.- Madara zwrócił się do Hashiramy, gdy wyłonił się z łazienki przebrany już w piżamę, która składała się za dużej czarnej koszulki oraz spodenek kończących się za kolanem o tym samym kolorze. Odpowiedziało mu skinięcie głowy Senju, który wziął swoją torbę i udał się do miejsca oczyszczenia- łazienki, aby wykonać rutynowe wieczorne czynności.

    Uchiha nakrył się kołdrą po szyję, leżąc na boku. Mimo wszystko był zadowolony, że łóżko jest dwuosobowe, bo przynajmniej nie zostanie zgnieciony przez szatyna. Hashirama dołączył do niego. Stykali się plecami przez większą część czasu ich snu, ze zwykłego przyzwyczajenia wiecznie czujni. Jednak, gdy Madara przebudził przed niedługo po tym jak nastał świt, poczuł nawalające się na niego ciało, nos wbijający mu się w policzek, oraz pasmo brązowych włosów, które drażniło jego nozdrza.

- Dlaczego ja w ogóle się na to zgodziłem?- Zapytał sam siebie cicho, wzdychając.

02 listopada 2013

30. Rozdział 1 Opowieść o przeklętym

Witajcie!

    Na początku w r1 miała być już właściwa fabuła, ale przyszło mi do głowy parę zmian, które wprowadziłam. Mam już zaplanowanych sporo rzeczy w związku z tym opowiadaniem, więc jeżeli będę miała czas wszystko to spiszę.

~~

    Drzwi do ciemnego pokoju uchylają się lekko, po czym wchodzi cała postać do środka.
- Ojii-san*, obiecałeś, że nam opowiesz tą historię- ciszę panującą w ciemnym pomieszczeniu przerwał głos chłopca, który nie przeszedł jeszcze mutacji. Miał czerwone włosy, wpadające w róż i dość jasną cerę, zielone oczy. Na czole opaskę ze znakiem wioski liścia.

    Ciemne, zmęczone oczy starca zwróciły się na niego. Przyglądały się jego twarzy dłuższą chwilę, chcąc z pośród tysiąca nazwisk i twarzy przypomnieć te właściwe.
- Haruno..?- miał głęboki głos, za czasów młodości musiał być ważnym i nieustraszonym shinobi.

- Itsuki- chłopiec wskazał na siebie palcem z dumnym uśmiechem, odpowiedziało mu skinięcie głowy. Białe już nawet nie siwe włosy poruszyły się lekko przy tym ruchu.

- Więc… Itsuki sprowadź innych, dzisiaj wysłucham waszej prośby- skierował swe spojrzenie w stronę okna, na księżyc w pełni.

- Kiedyś byłeś bardziej nieustępliwy- stwierdził czerwonowłosy.

- Z wiekiem wszystko się zmienia- odrzekł starzec. Młodzik skinął głową i wyszedł z pomieszczenia.

    Wrócił wraz z pięcioma innymi geninami w jego wieku, były wśród nich dwie dziewczyny. Wszyscy ono usiedli przed starym mężczyzną, który właśnie szukał wygodnego miejsca na poduszkach. Młodziki wyglądały na zaciekawione.

- Którą z historii chcecie poznać?- Zapytał spoglądając na ich twarze, zaczęli się naradzać, to był dopiero drugi raz gdy się zgodził ich wysłuchać, wiec poważnie musieli się zastanowić nad wybraniem tego o czym mają usłyszeć.

- Chcemy poznać historię tego, który uważany był za ciemną i krwawą stronę wioski.- Odezwał się Itsuki pewny swego, inni pokiwali głowami.

- Dlaczego aż tak bardzo was ciekawi jego historia?- Zapytał ich.

- Wszyscy wiemy, że coś się z nim stało za drugim razem. Jednak nikt nigdy nie powiedział co. Coś musiało się stać, ale wszyscy milczą. Więc opowiedz nam całą jego historię, prosimy, Ojii-san.- Znów zgodne kiwanie głową do słów Itsuki.

- Dobrze, więc skoro chcecie znać tą historię to ją wam opowiem, nie jest sekretem, chociaż gdybym miał zdradzić każdy szczegół nawet wasze życie okazałoby się za krótkie. A mojego zostało prawdopodobnie niewiele.- Słaby uśmiech zagościł na jego twarzy.

- Nie jest z tobą tak źle- uśmiechnęła się jedna z dziewczyn.

- Skoro tak sądzicie.- Zamyślił się chwilę.- Od czego tu by zacząć..?

- Najlepiej od sensownego początku- wtrącił się jeden z chłopców.

- Dobrze więc- starzec odchrząknął, zamknął na chwilę oczy, gdy je otworzył kontynuował.- Pierwszy okres jego życia, nie należał do najwspanialszych. Nie był przepełniony ani matczyną ani ojcowską miłością. Bo jak mogli opiekować się dziećmi, gdy musieli wciąż walczyć z innym klanem. Senju i Uchiha od niepamiętnych czasów byli wrogami, chociaż nikt już nie wiedział o co poszło. Od najmłodszych lat zmuszany do treningów, aż nad pewną rzeką poznał swojego przyjaciela chociaż nie wiedział wtedy, że pochodził z wrogiego klanu. Później nie jeden raz z ciężkim sercem walczyli ze sobą. Jednak wreszcie nadszedł czas sojuszu, stworzenia Wioski Liścia, wszyscy myśleli, że to upragniony czas pokoju aż klan Uchiha odwrócił się od niego, podejrzewając go o kradzież oczu, zarzucając mu jeszcze wiele innych rzeczy, równie nieprawdziwych. Wielu sądziło, że zginął podczas walki z Hokage, jednak nic bardziej mylnego, zmarł wiele lat później jako stara osoba. Gdy nadszedł drugi czas, pod koniec drugiej ery służyły mu dwie rzeczy jako wspomnienia poprzedniego życia. Kosa wykuta w wiecznym ogniu, który ujarzmiony został przez Boreasza oraz ten, którego szkolił odkąd znalazł go zagubionego. Ketsurui.

~~
*- dziadek z szacunkiem