26 października 2014

46. Rozdział 10 "The longest way to satisfaction"

Witajcie!

    To już 10 rozdział tego opowiadania, prawdopodobnie najgorszy, ale whatever... Plik, w którym to piszę swą nazwą określał napisane właśnie 10 rozdziałów, taki wyznacznik, że jak to zrobię to udowodnię sobie iż nie jestem aż takim wielkim leniem. Zajęło to 19 stron A4, 10 734 słowa. Nie jest aż tak źle. Jednak dalsze powstawanie Collapse jest pod wielkim znakiem zapytania. Mam naprawdę mało czasu, aby coś pisać, a jeśli już coś, moje twory stricte Stridercestowe. Jednak będę dążyła do skończenia tego hashimadowego opowiadania, mimo iż całe naruto zniechęciło mnie do siebie. Może to znaczy, że po prostu powinnam zacząć pisać opowiadania w swoich uniwersach, a nie fanfiction? Nie wiem, ale tak łatwo się mnie nie pozbędziecie. A i tak btw nie mam zamiaru pisać ostrzeżeń przed treściami +18 etc, ponieważ i tak wiadomo, że zdajecie sobie sprawę z ich występowania, a ja nie chcę spoilerować.

~~

"The longest way to satisfaction"

You say too late to start, with your heart in a headlock,
You know you're better than this.
Been walking, you've been hidding,
And you look half dead half the time.
Monitoring you, like machines do,
You've still got it, I'm just keeping an eye



    Chodził w kółko po pokoju, tydzień już minął, a spotkanie było coraz bliżej, jednak nie wiedział co powinien właściwie zrobić. Właśnie trwała wewnętrzna narada, przedstawił im temat tegorocznego spotkania, wszyscy mieli podobne miny. Niezadowolenie, niepewność, niektórzy nawet bali się.

- Więc jeśli postanowią, że mamy wyeliminować tych, którzy odeszli, a dalej parają się naszym zawodem to oznacza, że będziemy musieli zabić… Smoka? – Odezwał się po dłuższej ciszy Choza, grubszy mężczyzna o czerwonych włosach i znakach na twarzy, był częścią dobrej trzyosobowej drużyny, posiadał wieloletni staż jak inni tu zebrani.

- Byłoby łatwiej gdyby naprawdę to był wielki smok, łatwiejsze byłoby jego zlokalizowanie. A tak? To jak szukanie przez przypadek maźniętej lakierem do paznokci, mrówki w mrowisku. Jest ich tak wiele i wszystkie są identyczne, ale ty wiesz, że właśnie tam jest ta z różową plamą. Jednak nigdy jej nie znajdujesz. W naszym wypadku jest podobnie. – Shikaku zmarszczył brwi, palcem stukając w plik kartek leżących przed nim, na długim mahoniowym biurku. – Nikt z nas nawet go nie widział, a co mówić o zabiciu. Do tego te całe najemne stowarzyszenia… Jeśli się skupimy na nich to zabraknie nam czasu na inne sprawy.

- Odciążają nas, zabierają nam trochę roboty, dzięki czemu  mamy czas na prowadzenie szkoły- wtrącił się, bujający się na krześle Namikaze.

- Więc może powinniśmy przekonać ich do powrotu? Zrobić oddzielny odział, tak, aby zachowali swoją niezależność, ale nie byli już nielegalnym stowarzyszeniem?- Zamknął raporty i odezwał się Hiruzen, był osobą starej daty. Miał prawie sześćdziesiąt lat, ale trzymał się nieźle i nie jedno wciąż potrafił, lecz obecnie jego funkcja była bardziej doradcza. Większość go poparła, reszta potaknęła zgodnie głowami nie odzywając się.

- Nie ma nawet spisanego prawa, a wy już wymyślacie sposoby, aby je omijać?- Tobirama uniósł nieznacznie głos, patrząc na nich twardo, oni jedynie odwrócili wzrok.

    Hashirama dalej chodził po pokoju, ręce miał złączone razem z tyłu pleców. Długo się zastanawiał nad możliwościami rozwiązania tej sprawy, lecz nic nie przychodziło mu do głowy. Zabicie go nie wchodziło w ogóle w sprawę.

- Panie Hashiramo?- Znowu odezwał się Shikaku. – Co robimy? To może dla ciebie być trudne, ale musimy podjąć jakieś działania.

    Odwrócił wolno głowę w ich stronę, przyglądając się im zbolałym i zmartwionym wzrokiem.

- Nie wiele możemy, jednak spróbuję się z nim skontaktować. Więcej dowiemy się po spotkaniu…

***

    Siedział na kanapie, próbując uspokoić swój oddech, nie zwracał uwagi nawet na ocierającego się o jego nogę rudego kota. Był zdenerwowany, nie lubił poruszać trudnych tematów, gdy był sam na sam z Uchihą. Nie miał śmiałości, nie wiedział nawet do końca dlaczego tak się działo. Uniósł głowę, gdy usłyszał cichy stukot stawianych kubków na szklanym stole.

- Więc?- Madara zapytał go łagodnym głosem, jednak można w nim było wyczuć nutę ponaglenia. Usiadł obok  Hashiramy.

- Chcę cię poprosić, abyś  nie wychylał się przez jakiś czas, podczas spotkania mogą zechcieć was wszystkich usunąć. A wiesz, że nie chcę, aby coś ci się stało. Niedawno co cię połatałem…- położył dłoń na kolanie Madary, patrząc mu prosto w oczy, nachylił się w jego stronę.

- Niech będzie i tak na razie nie mam nic ważnego do zrobienia- westchnął, odwracając głowę w bok.- Ile to będzie trwało?

- Od razu dam ci znać, kiedy to się skończy- obrócił jego twarz w swoją stronę. Patrząc w jego oczy, całe wahanie czy zdenerwowanie po prostu zniknęło. Rozbudzało to jedynie dawne uczucie, gdy tak spokojnie wpatrywał się czarnymi tęczówkami w niego. Madara przymknął na chwilę oczy i delikatnie się uśmiechnął. Hashirama przysunął się bliżej twarzy czarnowłosego, nie mogąc się powstrzymać, od muśnięcia miękkich warg Uchihy. O dziwo ten nie odsunął się, gdy Senju pogłębił ich pocałunek, ten nawet go odwzajemnił, wolną dłoń wplatając w jego włosy.

    Spędzili na pocałunkach dłuższy okres czasu, Hashirama chciał przejść dalej rozpinając guziki czarnej koszuli Madary, jednak powstrzymała go ręka niegdysiejszego kochanka. Odsunął się do niego trochę, unosząc pytająco brew.

- Wystarczy- wyszeptał cicho Uchiha, nie patrząc mu w oczy. Bardziej jakby ciekawiła go pusta ściana. – Nie możemy się w to znowu pakować…- Spojrzał w jego czekoladowe oczy, chociaż włosy skrywały smutne spojrzenie.

- Ciągle tylko słyszę ‘nie mogę’, ‘nie powinienem’. Ale nie obchodzi mnie to… Chcę ciebie, tak po prostu pragnę twej uwagi i uczucia.- Odgarnął włosy z jego czoła za ucho. – Dlaczego zabraniasz mi się kochać?

- Pokochaj kogoś bardziej normalnego niż ja- Madara wyciągnął dłoń i pogładził delikatnie, samymi opuszkami palców policzek Hashiramy, który patrzył na niego spojrzeniem pełnym bólu.

- Dlaczego..?

- Przez te cztery lata zmieniłem się… Nie potrafię być z kimś… Rozumiem twoje uczucia i żałuję, że nie jestem wstanie ich odwzajemnić…- Usiadł do niego bokiem chowając twarz w dłoniach. – Proszę, idź już.

    Hashirama przejechał dłonią po twarzy i westchnął jakby ze zmęczenia. Usiadł bliżej swego przyjaciela i objął go ramieniem, przyciągając bliżej siebie.

- Nie mogę, nie ważne jak bardzo bym chciał…- Wyszeptał cicho, zanurzając nos w jego miękkich, czarnych włosach. Madara wtulił się w niego nie mówiąc już nic.

09 października 2014

45. Fight for your brother

Witajcie!

   Długo nic tutaj nie było. Nie miałam czasu oraz brak weny. Następny rozdział Collapse jest napisany do połowy, nawet próbowałam napisać jakiegoś shota, ale też został stworzony jedynie początek. Dziś powstał ten. Nie nawiązuje do Naruto ani nic, tym razem czas przywitać dziwaczny, krótki fanfik na podstawie Homestuck. W pewnym sensie postacie są tylko z niego, mimo iż równie dobrze mógłby być to ktokolwiek.

~~

Fight for your brother


    Zamykasz oczy, zasypiasz, budzisz się po drugiej stronie pełnej mroku, bez cienia światła świec. Jesteś sam, walcząc ze swoimi potworami, przekonaniami i prośbami.

‘Nigdy się nie poddam!’

    Wykrzykujesz to niczym swą mantrę, jeśli chcesz żyć, musisz walczyć. To nie jest już gra, to tylko świat, w którym się narodziłeś. Nie masz obrońcy, rodziny, ani przyjaciół. Zostałeś sam. Niczym rycerz w zardzewiałej zbroi. Oni nie widzą tych potworów, ślepi ludzie otaczają cię. Nie ujrzeli końca świata, nie ujrzą i jego odrodzenia. Jesteś tylko ty, zapętlony w samotności. Kim są twe potwory? Jaką mają twarz?

Złamały twój miecz, złamały serce. Upadasz w mrok.

    Zamykasz oczy, zasypiasz, budzisz się… po drugiej stronie pełnej bladego światła świec. Nie jesteś sam, lecz wciąż dzierżysz złamany miecz. Walczysz ze swoimi potworami, tęsknotami i marzeniami.

    Biegniesz coraz szybciej dla swych przyjaciół, rodziny, sióstr i braci, lecz ile można tak biec? Motywację wciąż masz, lecz twe ciało nie nadąża.

Upadasz….

    Ręce łapią cię nim dotknąłeś nosem ziemi. Przyciągają cię w swą stronę i mocno przyciskają do swej piersi. Wciąż żyjesz.

Ale oni będą wciąż ginąć za ciebie.

    Próbowaliście zdrapać rdzę ze zbroi, lecz pod rdzą nic nie znaleźliście. Ani kawałka czystego metalu.

Podobno zbroja to odzwierciedlenie duszy rycerza. Co się z tobą stało?

    Gdzie zgubiłeś swe ołowiane żołnierzyki? Nigdzie nie możesz ich znaleźć. Leżą stopione pod tronem ukutym z bólu i żalu.

Uciekasz. Ściskając mocno dłoń, która cię prowadzi.

    Biegniecie wciąż razem, próbując odgonić zmęczenie i śledzące was potwory. Lecz, w końcu usypiacie, trzymając się za ręce, opierając się o swe plecy.

Doganiają was wasze grzechy..?

    Zamykacie oczy, zasypiacie, budzicie się po drugiej stronie pełnej gasnących świateł gwiazd. Trzymacie się za ręce, stojąc na wzniesieniu. Za wami, morza pełne potworów z waszych wyborów i zmartwień.

Dwa złamane miecze mogą stworzyć jeden cały.

    Biegniecie, nie aby uciec, ale by zwyciężyć. Dość już tego. Nic nie może wiecznie trwać. Fale z potworów rozpływają się, zniszczone, przebite.

Księżyc w pełni wygląda za chmur.

    Widzisz ich oczy, czerwone jak twoje. Ileż to razy zabiłeś dziś siebie? Ile razy, ugodziłeś swe sumienie? Czy teraz twe grzechy ucichną?

Zaciskasz mocniej dłoń, szukając go, mając nadzieje, że nie jesteś znów sam. Czujesz ten sam gest w odpowiedzi. Widzisz nikły uśmiech, na twarzy pokrytej krwią i złote oczy.

    Zamykasz oczy, zamykacie? Zasypiasz, zasypiacie? Budzicie się, budzisz się ostatni raz, świat jest taki jaki powinien być.

Nie masz na sobie swej zbroi, jesteś nagi.

    Unosisz swój wzrok, cały czas spałeś obok niego. Różni was tylko kolor oczu.

Nie masz już sumienia.