Witajcie!
Mam dla was wreszcie opo, które może jest nawet śmieszne, lecz nie ma zamiaru ono obrażać niczyich uczuć religijnych to tylko moje, może lekko zabawne wyobrażeni do opowiadania. Enjoy~!
~~~
ilość słów: 1222
~~~
ilość słów: 1222
stron: 2
dedykacja: "Dla tych, którzy po nocach przy świetle gwiazd i nowiu szepczą słowa niewypowiedziane, tym, którzy robią złe rzeczy, aby dobre cele mogły przetrwać"
dedykacja: "Dla tych, którzy po nocach przy świetle gwiazd i nowiu szepczą słowa niewypowiedziane, tym, którzy robią złe rzeczy, aby dobre cele mogły przetrwać"
~~~~~~
Jak każdego dnia tak i teraz słońce wychynęło ze wschodu, niemiłosiernie
raziło po oczach mężczyznę. On zasłonił sobie oczy ręką, jęcząc coś o
brutalności i chamstwie tego świata. Ja jedynie prychnąłem; nędzna ludzka
istota złorzeczy na coś tak pięknego- słońce. Słysząc mój głos, a raczej nie,
odsunął rękę i gapił się na mnie. Bezczelność. Ratujesz takiego od miłosnych
uścisków łańcuchów w Piekle, a ten patrzy się jakby dopiero dowiedział się, że
Święty Mikołaj nie istnieje. Dlatego powiadam wam, gdy proponują wam fuchę
anioła, mówią bez zobowiązań, fajnie będzie. To lepiej już wciąć tzw.
’chwilówkę’ i niech ją wasze praprawnuki spłacają jeszcze po was niż bawić się
w taki szemrany zawód. Bo tutaj jakiś archanioł jęczy, że go braciszek wkurza i
inne takie brednie. Latają z mieczami, demony mordują, a jak się jakiś swoi
napatoczy to też nawalają. Nie ma bata, życie ciężkie. Mówili aniołem zostań,
kawałek świata zwiedzisz, mówili… Ale ja też wam powiadam. Lepiej umrzeć i
zobaczyć własny raj niż zwiedzać czyjeś inne, gdy samemu musisz przeżywać
gorsze piekło niż tam na dole. Chociaż to raczej pojęcie abstrakcyjne. Nie
ważne. Czy w ogóle się przedstawiłem? Jestem Samael, czy też Sa’el, lecz nikt
nie chce używać krótszej wersji, więc z ‘Bożego Syna’ stałem się ‘Bożym Jadem’
czy to w ogóle się czymś różni?
Ów człowiek, cały był uwalony błotem, piachem i trawą, jakby cofnął się do swych korzeni, w końcu z tego zostałam stworzony, oprócz tego ostatniego. Bo z tego chyba się żuki robi, chociaż się nie znam. Gapił się na mnie i próbował coś powiedzieć, ale jego usta otwierały się i zamykały jak u karpia [czy innego upłetwionego bliżej znanego jako ryba], który został wyrzucony na brzeg i próbuje oddychać. Czemu ciągle nie trzymam się tematu? „Ty masz skrzydła!”- Przez 15 minut męczył się, aby mi to powiedzieć, wiesz koleś ślepy jestem i jakoś nigdy nie zauważyłem, że zdarzyło mi się krukowi ukraść skrzydła i przyczepić do plerów. No cóż były czarne, ale nie moja wina, że wszyscy mnie źle rozumieją. Za dużo gadania z tym wężem z raju, ale i tak dyskusję ja wygrałem. Żeby nie było, że ja gorszy. Ale tak naprawdę jego poczynania skomentowałem facepalmem, nawet bolesnym- dla mnie. Tylko owe skrzydła ‘maczane we smole’- jak to mi Misiek wypomniał; odróżniały mnie od człowieka. Czarne, bujne krótkie włosy, mądre niebieskie oczka [jak ta bryza na Karaibach]. A te ładne blade jak trup, wysportowane ciało [to przez ‘bieganie’ po całym świecie] opakowane w koszulę, jeansy, trampki oraz czarny długi płaszcz do kolan. Niestety muszę ubierać się pod kolor skrzydeł, ale przecież czarny pasuje do wszystkiego, więc po co się martwić na zapas? Nawet załatwiłem sobie kolczyk w lewym uchu, taki smok cały je oplatający. Ludzie wciąż myślą, że one nigdy nie istniały. Zabawni są, dlatego ja różnię się od innego mojego braciszka, który podgrzewa sobie dupcię tam na dole.
Miałem proste zadanie ‘wyciągnij pana X z miejsca Y, bo Z’. Wykonałem je perfekcyjnie, przy tym znowu odbyłem filozoficzną rozmowę z innym bratem. Możecie mówić w tej chwili zapewne ‘więcej was matka nie miała’, ale będę zmuszony prosić o zmienienie tego na ojciec. Mówiąc krótko, grzecznie wyjąłem go z żarzącego się pokoju nr.666 z Piekła. On tylko musiał wyjść z grobu. Inna sprawa, że zakopali go na zadupiu, a duża część jego kości i ciała została zjedzona przez różne leśne dzikie zwierza, ale on tego nie wie. Tylko ja miałem więcej roboty, a i tak przecież mi za to nie płacą, w ogóle mi za nic nie płacą, tylko wymagają. Mruknąłem coś o zgłoszeniu tego do związków zawodowych czy jak się to nazywa, lecz ten się ciągle gapił, jakby nigdy anioła nie widział. Może nie widział, ale to powód, aby gapić się na mnie jak jakieś ciele?
- Bravo Einsteinie- pochwaliłem go. Trzeba jakoś tą całą rozmowę zacząć. Nigdy nie byłem w tym dobry, chociaż każdy myśli inaczej. Bo ja używam do tego głowy i dużo myślę. Tak biedny Sa’el dużo myśli, przez to ma dużo problemów, ale mniejsza o większość.
- Kim jesteś?- Wciąż dąży do odpowiedzi, dobrze…
- Psychopatycznym mordercą kruków, a tak naprawdę aniołem, a czym myślałeś, że wróżką zębuszką?- Przy ludziach łatwo się irytuję, ale ten kamień, na którym siedzę też wcale do najwygodniejszych nie należy.
- Aniołem? Przecież one nie istnieją.
- Powiedział łowca demonów- to powiedziałem na głos, ale trudno mi się było powstrzymać, bo to takie głupie. Zabija demony, a myśli, że anioły nie istnieją.
Ów człowiek, cały był uwalony błotem, piachem i trawą, jakby cofnął się do swych korzeni, w końcu z tego zostałam stworzony, oprócz tego ostatniego. Bo z tego chyba się żuki robi, chociaż się nie znam. Gapił się na mnie i próbował coś powiedzieć, ale jego usta otwierały się i zamykały jak u karpia [czy innego upłetwionego bliżej znanego jako ryba], który został wyrzucony na brzeg i próbuje oddychać. Czemu ciągle nie trzymam się tematu? „Ty masz skrzydła!”- Przez 15 minut męczył się, aby mi to powiedzieć, wiesz koleś ślepy jestem i jakoś nigdy nie zauważyłem, że zdarzyło mi się krukowi ukraść skrzydła i przyczepić do plerów. No cóż były czarne, ale nie moja wina, że wszyscy mnie źle rozumieją. Za dużo gadania z tym wężem z raju, ale i tak dyskusję ja wygrałem. Żeby nie było, że ja gorszy. Ale tak naprawdę jego poczynania skomentowałem facepalmem, nawet bolesnym- dla mnie. Tylko owe skrzydła ‘maczane we smole’- jak to mi Misiek wypomniał; odróżniały mnie od człowieka. Czarne, bujne krótkie włosy, mądre niebieskie oczka [jak ta bryza na Karaibach]. A te ładne blade jak trup, wysportowane ciało [to przez ‘bieganie’ po całym świecie] opakowane w koszulę, jeansy, trampki oraz czarny długi płaszcz do kolan. Niestety muszę ubierać się pod kolor skrzydeł, ale przecież czarny pasuje do wszystkiego, więc po co się martwić na zapas? Nawet załatwiłem sobie kolczyk w lewym uchu, taki smok cały je oplatający. Ludzie wciąż myślą, że one nigdy nie istniały. Zabawni są, dlatego ja różnię się od innego mojego braciszka, który podgrzewa sobie dupcię tam na dole.
Miałem proste zadanie ‘wyciągnij pana X z miejsca Y, bo Z’. Wykonałem je perfekcyjnie, przy tym znowu odbyłem filozoficzną rozmowę z innym bratem. Możecie mówić w tej chwili zapewne ‘więcej was matka nie miała’, ale będę zmuszony prosić o zmienienie tego na ojciec. Mówiąc krótko, grzecznie wyjąłem go z żarzącego się pokoju nr.666 z Piekła. On tylko musiał wyjść z grobu. Inna sprawa, że zakopali go na zadupiu, a duża część jego kości i ciała została zjedzona przez różne leśne dzikie zwierza, ale on tego nie wie. Tylko ja miałem więcej roboty, a i tak przecież mi za to nie płacą, w ogóle mi za nic nie płacą, tylko wymagają. Mruknąłem coś o zgłoszeniu tego do związków zawodowych czy jak się to nazywa, lecz ten się ciągle gapił, jakby nigdy anioła nie widział. Może nie widział, ale to powód, aby gapić się na mnie jak jakieś ciele?
- Bravo Einsteinie- pochwaliłem go. Trzeba jakoś tą całą rozmowę zacząć. Nigdy nie byłem w tym dobry, chociaż każdy myśli inaczej. Bo ja używam do tego głowy i dużo myślę. Tak biedny Sa’el dużo myśli, przez to ma dużo problemów, ale mniejsza o większość.
- Kim jesteś?- Wciąż dąży do odpowiedzi, dobrze…
- Psychopatycznym mordercą kruków, a tak naprawdę aniołem, a czym myślałeś, że wróżką zębuszką?- Przy ludziach łatwo się irytuję, ale ten kamień, na którym siedzę też wcale do najwygodniejszych nie należy.
- Aniołem? Przecież one nie istnieją.
- Powiedział łowca demonów- to powiedziałem na głos, ale trudno mi się było powstrzymać, bo to takie głupie. Zabija demony, a myśli, że anioły nie istnieją.
- Jak masz na imię?
- Samael.- Ja przynajmniej się przedstawiłem, nie to co on.
- Anioł śmierci i zniszczenia, archanioł, który włada dwoma milionami aniołów?- Niby sądzi, że aniołów nie ma, a rzuca tekstami z Wikipedii.
- Ten sam- pokiwałem głową. Ten brązowowłosy facet w ubrudzonych ubraniach zamyślił się chwile.
- Dlaczego znowu żyję? Przecież jesteś Śmiercią.- Acha, czyli nad tym tak myślał.
- Nie jest Śmiercią, on jest sobą dobrze, bez mojej pomocy. Jestem jakby jego anielskim odpowiednikiem dlatego też powstrzymuję egzekucje, lecz mogę znowu wkopać cię do Piekła, więc lepiej bądź grzeczny. Bo nie wiadomo za jakie grzechy muszę się tobą przez pewien czas zajmować, póki się, hmm… Nie ogarniesz, nie wrócisz do normalności, etc. Rozumiesz? Dobrze, bo ja raczej nie chcę.- Przedstawiłem sprawę jasno.
- Aha, rozumiem… Czyli będziesz mi pomagał?
- Przez pewien czas, gdyż nie jestem niańką i nie mam zamiaru nią być. Rozumiemy się?- Trzeba takiemu powiedzieć wszystko od razu, bo potem sobie wyobrażają nie wiadomo co.
- Tak, szefie?- Nie był pewny do tego jak mnie nazywać, najwidoczniej.
- Wystarczy Samael, ale jeśli koniecznie chcesz możesz mówić mi szefie, wtedy to będzie jak dwuosobowa nieustraszona mafia przeciwko hordom demonów z odmętów Piekielnych, lecz nie przyzwyczajaj się.- Szeroki uśmiech, jeden z tych, który wzbudza zaufanie od razu.
- A nie może być po prostu Sam?- Wiedziałem, że to kiedyś wysiąknie.
- Nie, sama litera ‘m’ nie jest dobrą wróżką, spacza istnienia, więc nie chcę, aby była na końcu przeinaczenia mojego imienia.
- Ale w twoim imieniu jest ‘m’!- Oburzył się lekko, nie widział logiki w moich słowach, lecz ludzie zawsze wątpili w słowa aniołów.
- Nie ja je sobie nadałem, byłem Sa’el, stałem się Samaelem tylko dlatego z woli mego Ojca, jako kara za mój niewyparzony język. Nawet tam na górze- wskazałem ręką na niebo- nie lubią tych co za wiele mówią.
- Teraz rozumiem.- Pokiwał głową.
- Więc możemy już iść?- Zapytałem podnosząc me sławetne cztery litery ze starego kamienia.
- Nie widzę przeszkód.- Powiedział mężczyzna próbując wstać. Ja zaś postanowiłem ukryć dwie pary moich skrzydeł. Tak posiadałem dwie, tylko dlatego, że jestem archaniołem, są po prostu świadectwem na władze posiadaną prze ze mnie, lecz tą drugą widzą tylko inne anioły, więc dla ludzi wydawałem się zwykłym czarno-skrzydłym aniołem. Gdy tylko złożyły się zniknęły, na ziemię upadło kilka kruczych piór. Pomogłem mu wstać.
Ramię w ramię poszliśmy w głąb zamglonego lasu. Wiedziałem, że już nie będzie jak zwykle coraz bliżej było spełnienia moich celów. Coraz bliżej… Lecz teraz ukryła nas mgła, nikt niepowołany nie mógł nas teraz znaleźć.
Teraz gdziekolwiek byśmy nie poszli, słońce i księżyc, chmury i gwiazdy, dobro i zło będzie nas śledzić. Czekać aż się potkniemy i spadniemy w dół, lecz hej jestem upadłym aniołem, więc będzie tylko lepiej. Bo gdy zagubione dusze spojrzały na czarne skrzydła upadłych to w ich oczach został wypalony ślad zwątpienia, spaczenie ich ogarnęło i tak powstały demony. Ale przecież dam radę!
- Samael.- Ja przynajmniej się przedstawiłem, nie to co on.
- Anioł śmierci i zniszczenia, archanioł, który włada dwoma milionami aniołów?- Niby sądzi, że aniołów nie ma, a rzuca tekstami z Wikipedii.
- Ten sam- pokiwałem głową. Ten brązowowłosy facet w ubrudzonych ubraniach zamyślił się chwile.
- Dlaczego znowu żyję? Przecież jesteś Śmiercią.- Acha, czyli nad tym tak myślał.
- Nie jest Śmiercią, on jest sobą dobrze, bez mojej pomocy. Jestem jakby jego anielskim odpowiednikiem dlatego też powstrzymuję egzekucje, lecz mogę znowu wkopać cię do Piekła, więc lepiej bądź grzeczny. Bo nie wiadomo za jakie grzechy muszę się tobą przez pewien czas zajmować, póki się, hmm… Nie ogarniesz, nie wrócisz do normalności, etc. Rozumiesz? Dobrze, bo ja raczej nie chcę.- Przedstawiłem sprawę jasno.
- Aha, rozumiem… Czyli będziesz mi pomagał?
- Przez pewien czas, gdyż nie jestem niańką i nie mam zamiaru nią być. Rozumiemy się?- Trzeba takiemu powiedzieć wszystko od razu, bo potem sobie wyobrażają nie wiadomo co.
- Tak, szefie?- Nie był pewny do tego jak mnie nazywać, najwidoczniej.
- Wystarczy Samael, ale jeśli koniecznie chcesz możesz mówić mi szefie, wtedy to będzie jak dwuosobowa nieustraszona mafia przeciwko hordom demonów z odmętów Piekielnych, lecz nie przyzwyczajaj się.- Szeroki uśmiech, jeden z tych, który wzbudza zaufanie od razu.
- A nie może być po prostu Sam?- Wiedziałem, że to kiedyś wysiąknie.
- Nie, sama litera ‘m’ nie jest dobrą wróżką, spacza istnienia, więc nie chcę, aby była na końcu przeinaczenia mojego imienia.
- Ale w twoim imieniu jest ‘m’!- Oburzył się lekko, nie widział logiki w moich słowach, lecz ludzie zawsze wątpili w słowa aniołów.
- Nie ja je sobie nadałem, byłem Sa’el, stałem się Samaelem tylko dlatego z woli mego Ojca, jako kara za mój niewyparzony język. Nawet tam na górze- wskazałem ręką na niebo- nie lubią tych co za wiele mówią.
- Teraz rozumiem.- Pokiwał głową.
- Więc możemy już iść?- Zapytałem podnosząc me sławetne cztery litery ze starego kamienia.
- Nie widzę przeszkód.- Powiedział mężczyzna próbując wstać. Ja zaś postanowiłem ukryć dwie pary moich skrzydeł. Tak posiadałem dwie, tylko dlatego, że jestem archaniołem, są po prostu świadectwem na władze posiadaną prze ze mnie, lecz tą drugą widzą tylko inne anioły, więc dla ludzi wydawałem się zwykłym czarno-skrzydłym aniołem. Gdy tylko złożyły się zniknęły, na ziemię upadło kilka kruczych piór. Pomogłem mu wstać.
Ramię w ramię poszliśmy w głąb zamglonego lasu. Wiedziałem, że już nie będzie jak zwykle coraz bliżej było spełnienia moich celów. Coraz bliżej… Lecz teraz ukryła nas mgła, nikt niepowołany nie mógł nas teraz znaleźć.
Teraz gdziekolwiek byśmy nie poszli, słońce i księżyc, chmury i gwiazdy, dobro i zło będzie nas śledzić. Czekać aż się potkniemy i spadniemy w dół, lecz hej jestem upadłym aniołem, więc będzie tylko lepiej. Bo gdy zagubione dusze spojrzały na czarne skrzydła upadłych to w ich oczach został wypalony ślad zwątpienia, spaczenie ich ogarnęło i tak powstały demony. Ale przecież dam radę!